Kono bijutsubu ni wa mondai ga aru!

Ten serial także powstał na podstawie mangi, a jest ona autorstwa Muru Imigi, opowiada zaś o zwyczajnym szkolnym klubie artystycznym. Mizuki Usami jest jego członkinią, ale prawda jest taka, że tylko ona robi cokolwiek wartościowego. Reszta członków klubu to darmozjady, wliczając także przewodniczącego, który zamiast wyzwalać swoje artystyczne zapędy, po prostu po lekcjach śpi w klubowym pokoju. Z kolei celem życiowym Subaru Uchimakiego jest narysowanie idealnej waifu, czyli swojej dwuwymiarowej przyszłej żony. Bo te w 3D, ku rozpaczy Mizuki, zupełnie go nie obchodzą. Collette zaś to co prawda uczennica z zagranicy, ale w Japonii bardzo się jej podoba – każdy jednak zauważy, że brak jej piątej klepki… Anime o wszelakich najdziwniejszych klubach szkolnych było już co niemiara, ale po Konobi, jak określa się ten serial, warto sięgnąć dla zdecydowanie zwariowanego poczucia humoru bohaterów, ich naprawdę zabawnych perypetii oraz po prostu dla dobrej zabawy. Oczywiście musi pojawić jakieś silniejsze romantyczne uczucie, ale jak mało kiedy jest ono zdecydowanie jednostronne, a upór Uchimakiego w wyborze przyszłej wybranki jest wręcz godny podziwu. Szkoda tylko, że będzie ona jedynie namalowana… Choć brak tutaj jakiejś głównej linii fabularnej, a odcinki składają się z krótszych historii, często żart z jednego odcinka potrafi przemknąć gdzieś w tle innego, a konsekwencje działań bohaterów są widoczne znacznie później. Jeżeli zaś mowa o grafice, jest po prostu poprawna – i tyle w temacie. Zresztą tego typu serial nie potrzebuje powalającej oprawy audiowizualnej. To po prostu świetna komedia, która każdemu poprawi humor po kiepskim dniu w pracy. Polecane zwłaszcza dla miłośników groteski i szaleństwa w każdej postaci. A dla ciekawych – angielskie tłumaczenie tytułu brzmi This Art Club Has a Problem!, co wiele wyjaśnia.

Re: Zero kara hajimeru isekai seikatsu

Jeden z największych hitów ubiegłego roku. 25-odcinkowe anime powstało na bazie light-novel, czyli powieści w tomach, autorstwa Tappei Nagatsukiego, z dodatkiem rysunków Shinichirou Ootsuki. To dwusezonowe anime opowiada historię jakich wiele – Subaru Natsuki, przeciętny japoński nastolatek, nagle ni z tego, ni owego, trafia do świata fantasy. Oczywiście początkowo jest zachwycony, w końcu wyrwał się z marazmu i monotonii codziennego życia na rzecz wymarzonej przygody! Dość szybko okazuje się jednak, że może to i kolorowy świat pełen różnorakich istot, ale zasady w nim panujące są bezlitosne. Nie mija dużo czasu, a Subaru trafia na lokalnych kryminalistów, a ten uzbrojony jedynie w siatkę z zakupami oraz telefon chłopak święcie wierzy, że jest wybrańcem i próbuje rozprawić się z bandytami na własną rękę. Przed niechybną śmiercią ratuje go jednak śliczna, białowłosa panna, która przedstawia się jako Satella. Ktoś ukradł jej ważne insygnia, a Subaru postanawia pomóc swojej wybawczyni w ich odzyskaniu. Niedługo później, oboje giną. Oczywiście to nie koniec opowieści, a jedynie jej początek – Subaru odkrywa bowiem, że za każdym razem gdy ginie, odradza się ponownie w konkretnym miejscu i czasie. Jego życie jest niczym gra, a śmierć sprowadza go do ostatniego miejsca zapisu. Tym samym pozwala mu to na wybór różnych rozwiązań, aby osiągnąć swój cel, który początkowo jest prosty – przeżyć. Im jednak dalej pędzi fabuła, tym Subaru napotyka na coraz większe przeszkody, a bywa i tak, że krąg śmierci wydaje się nieprzerwany, a rozwiązania nie ma… Największa zagadka brzmi zresztą – dlaczego ten chłopak jest nieśmiertelny? Re: Zero kara hajimeru isekai seikatsu ogląda się fantastycznie. Osoba, która nie czekała na każdy odcinek tydzień nie zrozumie, jak wielkie poruszenie wywołało to anime w środowisku fanów japońskiej animacji. Historia jest bardzo rozbudowana, liczba bohaterów ogromna, a ilość tajemnic wręcz powala. Gdy tylko poznamy rozwiązanie jednego wątku, natychmiast pojawia się następny, jeszcze bardziej wciągający – zwłaszcza, że anime składa się z kilku poszczególnych części (czy raczej pętli życia Subaru), a każda rozgrywa się na przestrzeni większej liczby odcinków. Animacja stoi na naprawdę wysokim poziomie, a nawet komputerowe ruchome elementy tła nie rażą. Muzyka wpada w ucho, ale co najważniejsze – historia wciąga widza, prowokując także do myślenia nad postawą samego Subaru, który okazuje się bohaterem nie tak sztampowym, jak wydaje się ta cała historia. Nie można też zapomnieć o mandze i oryginalnej light novel, które wyda w Polsce wydawnictwo Waneko. Premiera obu tytułów już w kwietniu tego roku.

3-gatsu no Lion

Seria rozpoczęta w zeszłym roku, ale wciąż emitowana – całość będzie mieć 22 odcinki. Autorką oryginału jest mangaczka, Chika Umino. Rei Kiriyama jest na pierwszy rzut oka zwyczajnym 17-latkiem, ale tak naprawdę to geniusz – jest jednym z najmłodszych profesjonalnych graczy shogi (japońska gra podobna do szachów) w Japonii. Jego życie jednak zdecydowanie nie jest usłane różami – mieszka sam, do szkoły chodzi okazjonalnie z racji zawodu, nie ma też z tego powodu przyjaciół. Pewnego dnia poznaje jednak rodzinę składającą się z trzech sióstr, ich dziadka, a także dwóch kotów. Dopiero dzięki nim Rei poznaje, czym jest ciepło domowego ogniska. Niech nie zmyli nikogo cukierkowy opis – ten serial potrafi być przemiły i uroczy, żeby za chwilę dosłownie uderzyć widza mroczną atmosferą wewnętrznych przeżyć Reia. Żadne inne anime nie gra tak na uczuciach odbiorcy. Kolorystyka jest chwilami pstrokata, tła miasta, w którym żyją bohaterowie, przepiękne, księżyc wygląda niczym z obrazu van Gogha, a po chwili ogląda się dramat psychologiczny. Rei przeżył w swoim krótkim życiu naprawdę straszne rzeczy i nie sposób mu nie kibicować – ale jest to też bohater z rodzaju tych, którymi ma ochotę się potrząsnąć i kazać wziąć się w garść. Od widza zależy, jak bardzo ten główny bohater go zirytuje. Shogi nie jest tylko pretekstem do dodania bohaterowi jakiegoś hobby – ta gra ma w Japonii swoją ligę, a zawodnicy dosłownie zarabiają na życie graniem w tę odmianę naszych szachów. Rei więc ma konkretny powód, aby wygrywać – musi mieć za co żyć. A jego potrzeby materialne są niezwykle skromne – odżywia się byle czym, w mieszkaniu prawie nie ma mebli, a ich kupno nieszczególnie go interesuje. Jest zdecydowanie dziwnym, ale i zarazem oryginalnym bohaterem. 3-gatsu no Lion to anime naprawdę specyficzne, ale porywające jakąś nieznaną magią. Ma w tym swój udział także naprawdę ładna oprawa graficzna, choć pewnie niejeden widz na widok dziwnie narysowanych ust bohaterów na chwilę zastanowi się, co twórcy mieli na myśli…

ReLIFE

ReLIFE wyróżnia się na tle innych anime za sprawą swojego mangowego pierwowzoru, którym jest komiks internetowy, do tego w pełni kolorowy (autorstwa Sou Yayoi). Historia jest też wyjątkowa za sprawą głównego bohatera, a jest nim 27-letni Arata Kaizaki, który jest praktycznie bezrobotny (praca dorywcza w sklepie się w Japonii nie liczy jako godna wspominania!), żaden pracodawca nie kwapi się przyjąć człowieka, który z ostatniej posady zrezygnował po trzech miesiącach, a mamusia odmawia Aracie przesyłania pieniędzy na przeżycie. Na drodze zrozpaczonego mężczyzny pojawia się jednak niejaki Ryou Yoake, proponujący mu udział w pewnym eksperymencie pod nazwą ReLIFE. Polega on na tym, że uczestnikowi badania podaje się tabletkę odmładzającą – ale uwaga, odmłodzeniu ulega tylko wygląd zewnętrzny, dosłownie w środku to wciąż dorosły człowiek – i taki delikwent zostaje następnie wysłany do… liceum. Arata godzi się na udział w ReLIFE, ponieważ dzięki niemu przez rok będzie co prawda licealistą, ale za to dostanie pieniądze na swoje utrzymanie, a po roku stałą pracę. Tak więc 17-letni Arata znów odkrywa uroki szkolnego życia, uczy się bycia czynnym członkiem społeczeństwa oraz odkrywa, że nie potrafi przejść obojętnie obok problemów młodszych o 10 lat smarkaczy. ReLIFE legalnie można obejrzeć za sprawą serwisu internetowego Crunchyroll, a co ciekawe, wszystkie 12 odcinków zostało wypuszczonych do sieci naraz, co skutkowało tym, że szybko znalazły się w mniej legalnej części sieci. Można jednak stwierdzić – całe szczęście, że anime niczym serial Netflixa od razu miał premierę jako całość, ponieważ ogląda się go po prostu świetnie, a czekanie byłoby męką. To naprawdę dobra komedia obyczajowa, a spojrzenie na szkolne życie z perspektywy dorosłego jest czymś przezabawnym. Coś, co kiedyś wydawało się przełomowym wydarzeniem ze szkolnego życia, po wielu latach jest już przecież tylko wspomnieniem, często żenującym do tego. Klasowi koledzy Araty to typowa młodzież, a on sam boleśnie odczuwa upływ czasu (smartfony!), ale dość szybko nasz bohater przywyka do swojej nowej sytuacji. No, może oprócz kilku wyjątków – wciąż jest nałogowym palaczem… Mangę w Polsce wydaje wydawnictwo Waneko, do tej pory ukazały się 3 tomiki.

Flying Witch

Kolejne, czysto relaksacyjne anime, które dla wielu może być zbyt relaksacyjne z racji braku pędzącej na łeb, na szyję akcji, ale naprawdę warto poświecić mu trochę uwagi. 12-odcinkowa seria powstała na podstawie mangi Chihiro Ishizuki. Makoto Kowata ma 15 lat i jest czarownicą. Taką prawdziwą, latającą na miotle w towarzystwie czarnego kota. Jak każe zwyczaj, musi opuścić dom rodzinny i udać się do krewnych, aby z nimi zamieszkać. Przybywa więc do uroczego miasteczka Aomori  i następnie sytuuje się w domu swojego kuzynostwa. Serial nie skupia się tylko na Makoto – dziewczyna ma też dorosłą siostrę, której hobby jest podróżowanie, ale to ta bardziej szalona połowa rodzeństwa. Kuzynka dziewczyn, Chinatsu, także pragnie zostać czarownicą, a nawet sam czarny kot, Chito, przeżywa kilka przygód. Właśnie odcinki z odkrywaniem tej magicznej strony życia urzekają najbardziej. Opis fabuły wydaje się naprawdę skromny, ale w 12 odcinkach zawiera się mnóstwo mniej lub bardziej ciekawych przygód Makoto na drodze do zostania pełnoprawną czarownicą. Serial jednoznacznie kojarzy się z innym anime, a mianowicie filmem studia Ghibli, Kiki's Delivery Service. Tu też mamy czarnego kota, miotły, ale w Flying Witch widz odnajdzie mnóstwo tradycyjnych zwyczajów, obrzędów, wywarów i czarów. To fascynujące, że tak niepasujący do Japonii, zachodni wizerunek czarownicy zupełnie nie gryzie się z japońską otoczką, ba, wydaje się wręcz jej uzupełnieniem. Oprawa audiowizualna jest skromniutka, ale absolutnie nie przeszkadza w seansie. I choć jak wspomniałam, brak tutaj żywszej akcji czy głównej osi wydarzeń, serial nadaje się idealnie na odstresowanie i miłe spędzenie popołudnia.

Zobacz również:

NAJLEPSZE SERIALE 2016 NAJCIEKAWSZE SERIALE 2017 NAJLEPSZE SERIALE SCIENCE FICTION NAJLEPSZE FILMY 2016 ROKU NAJLEPSZE FILMY 2017 ROKU NAJLEPSZE BAJKI I FILMY ANIMOWANE 2016 ROKU NAJLEPSZE POLSKIE FILMY 2016 ROKU NAJLEPSZE POLSKIE FILMY 2017 NAJLEPSZE KSIĄŻKI 2016 ROKU NAJLEPSZE KSIĄŻKI 2017 ROKU NAJLEPSZE GRY 2017 ROKU NAJLEPSZE KOMIKSY 2016 ROKU NJLEPSZE FILMY AKCJI 2016 ROKU NAJLEPSZE THRILLERY 2016 NAJLEPSZE FILMY KOMIKSOWE 2016 NAJLEPSZE KOMEDIE 2016 NAJCIEKAWSZE KOMEDIE 2017 NAJCIEKAWSZE FILMY AKCJI 2017 NAJLEPSZE HORRORY 2016 NAJLEPSZE HORRORY 2017 NAJCIEKAWSZE PREMIERY KINOWE 2017 ROKU

Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj