Miles Davis – Elevator to the Gallows Ponoć dwudziestoparoletni Louis Malle podszedł do legendy jazzu po paryskim koncercie i prosto z mostu zapytał, czy Miles Davis ma czas i ochotę skomponować soundtrack do jego debiutanckiego filmu. Ten, co zaskakujące, na propozycję przystał, choć nie zasiadł do klejenia nut. Bynajmniej. Razem ze swoim zespołem zaimprowizował całą ścieżkę na żywo, oglądając film. Neil Young – Dead Man Nieprzypadkowo kompozycja Neila Younga do filmu Jim Jarmusch znalazła się tuż pod utworem Milesa Davisa, bo kanadyjski muzyk również improwizował. Usiadł otoczony instrumentami przed ekranem i sięgał po ten, który jego zdaniem najlepiej pasował do danej sceny. Swój nieortodoksyjny wybór sposobu pracy motywował chęcią powrotu do czasu kina niemego, kiedy do filmu przygrywali taperzy. Bob Dylan – Pat Garrett & Billy the Kid To z tego filmu pochodzi bodaj największy przebój ubiegłorocznego noblisty, Knockin' on Heaven's Door i aż trudno uwierzyć, że Sam Peckinpah, reżyser tego znakomitego rewizjonistycznego antywesternu, jak sam się zarzekał, o Bobie Dylanie nigdy nie słyszał. Na szczęście artysta był znany jego ekipie. Zatrudnienie muzyka zawdzięczamy bowiem scenarzyście, Rudy'emu Wurlitzerowi. Duke Ellington – Anatomy of a Murder Dziwne, że tak płodny muzyk zagrał na tak niewielu płytach z muzyką skomponowaną specjalnie na potrzeby filmu. Pierwszą próbę – i to jaką! – podjął dopiero w 1959 roku, kiedy napisał ścieżkę dźwiękową do Anatomii morderstwa Otto Premingera. Sam Ellington pojawia się na moment na ekranie u boku grającego główną rolę Jamesa Stewarta jako, oczywiście, pianista. Nick Cave i Warren Ellis – The Proposition Można jeszcze długo dumać, który ze znakomitych soundtracków Nicka Cave'a i Warrena Ellisa bardziej zasługuje na choćby wzmiankę, a i tak nie doszłoby się do jedynej słusznej konkluzji. Ale to pierwsza skomponowana przez nich wspólnie ścieżka dźwiękowa na dobre osadziła obu muzyków w kontekście kinematograficznym. Cave czekał na tę szansę od końca lat osiemdziesiątych, kiedy to nakręcił skromny film z John Hillcoat i nabrał apetytu na więcej. Trent Reznor – The Social Network Oczywista oczywistość? Owszem, lecz w świetle tego, że David Fincher już piętnaście lat wcześniej przy swoim Siedem flirtował z utworem Closer, jego współpraca z liderem Nine Inch Nails nabiera głębszego wymiaru. Reznor napisał dla Finchera muzykę jeszcze dwukrotnie, ale to Social Network pozostaje jego największym osiągnięciem, bo ciężko opatrzyć komentarzem... sceny dialogowe. Queen – Flash Gordon Może – a raczej na pewno –  nie jest to najlepszy film na świecie i pamiętają o nim chyba tylko najzagorzalsi fani gatunku, ale soundtrack ma znakomity. Była to jedna z pierwszych ścieżek dźwiękowych do wysokobudżetowego widowiska napisana przez zespół rockowy. Potem Queen już tylko raz zdecydowało się na flirt z kinem. Ich dziełem jest również muzyka do Nieśmiertelnego. Herbie Hancock – Death Wish Z uwagi na ograniczony budżet, reżyser Michael Winner otrzymał od producenta wytyczne, aby znaleźć jakiś „tani, angielski zespół”, jako że wówczas brytyjskie bandy święciły apogeum popularności. Ale kiedy ówczesna dziewczyna puściła Winnerowi płytę Hancocka, ten nie chciał już pracować z nikim innym. Na szczęście jego upór się opłacił i ostatecznie filmowiec postawił na swoim. RZA – Ghost Dog: The Way of the Samurai Drugi już film Jima Jarmuscha na liście i kolejny strzał w dziesiątkę. Wybór rapera legitymującego się ksywką RZA z grupy Wu Tang Clan był na owe czasy cokolwiek nieortodoksyjny. Muzyk stanął jednak na wysokości zadania i napisał muzykę idealnie współgrającą z medytacyjnym rytmem filmu. Jako ciekawostkę można dodać, że Jarmusch również komponuje - jako członek rockowej grupy SQÜRL. Daft Punk – Tron: Legacy Kolejny przykład tego, jak soundtrack przerósł sam film. Kontynuacja kultowego hitu Disneya okazała się przykrym rozczarowaniem, ale muzyka francuskiego duetu nieprzerwanie przyśpiesza puls. Oderwana od kontekstu nie broni się co prawda tak dobrze, jak pełnoprawne albumy grupy, lecz jest to flagowy przykład owocnej kolaboracji pomiędzy filmowcami a muzykami z ostatnich lat. Honorowa wzmianka: Danny Elfman – Batman Zdziwieni? Bez powodu. Zanim Danny Elfman poświęcił się muzyce filmowej, był liderem zespołu Oingo Boingo. Któregoś dnia usłyszał go Tim Burton i zaprosił Elfmana do napisania ścieżki dźwiękowej do swojego filmu. Ten, z początku oporny z powodu braku odpowiedniego wykształcenia, szybko się wyrobił. Parę lat później miał już na koncie nagrodę Grammy za soundtrack do Batmana i z czasem zamienił gitarę na batutę. Kolejna honorowa wzmianka: John Carpenter – Halloween Nie sposób nie napomknąć o człowieku z iście punkową duszą, który uparł się, że sam będzie komponował muzykę do swoich dzieł i dziełek. John Carpenter muzyką zaraził się od ojca i choć optuje za prostymi, elektronicznymi dźwiękami, tworzy dzieła niebywałe. Obecnie, po wydaniu dwóch płyt, koncertuje po całym świecie. Oczywiście nie może na nich zabraknąć ikonicznego motywu z Halloween. I jeszcze jedna honorowa wzmianka: Hans Zimmer & Pete Haycock – Thelma & Louise Zimmer, kiedy tylko przebił się do Hollywood, od razu spełnił swoje marzenie z nastoletniości i zaprosił do współpracy Pete'a Haycocka z Climax Blues Band, czego efektem jest słynny motyw z filmu Ridleya Scotta. Niemiecki kompozytor nie kryje się zresztą ze swym rockowym zacięciem, chętnie łapie za gitarę, a kilka tygodni temu zagrał na festiwalu Coachella. Oby na koncertach u nas również tryskał taką energią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj