Nadzwyczajny film o zwyczajnym człowieku. Perfect Days kontra kłamstwa wellbeing
Po seansie Perfect Days postanowiłem podzielić się z Wami przemyśleniami na temat filmu, który okazał się czymś całkiem innym, niż zakładałem.
Zanim obejrzałem Perfect Days, miałem obawy, że to kolejne dzieło romantyzujące ubogie, proste życie. Wiecie, o co chodzi; ktoś jest biedny, wykonuje codziennie ciężką pracę, posiada niewiele, ale jest szczęśliwy, bo cieszą go drobne przyjemności i nic innego nie ma znaczenia. Takie myślenie narzucały mi zwiastuny i opisy produkcji. Wpisywałoby się to w trend wszechobecnego wellbeing i simple life promowanego przez influencerów, coachów, duchowych przewodników, a przede wszystkim korporacje. Nieważne, z jakiej klasy społecznej pochodzisz, jakie masz wykształcenie, gdzie pracujesz, z czym zmagasz się na co dzień, możesz iść ze spokojem przez życie, bo najważniejsze, to doceniać, co masz i trenować mindfulness lub jogę. Na szczęście okazało się, że w przypadku tego filmu jest inaczej.
Nie zrozumcie mnie źle, radość z niewielkich rzeczy jest potrzebna, tak samo docenianie tego, co się posiada i dbanie o dobrostan psychiczny. Problem z ładnie brzmiącym „simple life” leży najczęściej w ignorowaniu społecznej struktury naszego życia. Wellbeing jest po prostu zwykłym skokiem na kasę, bez większej psychologii i filozofii. Jak zauważa Tomasz Stawiszyński w swojej książce Ucieczka od bezradności, obecnie wszystko sprowadza się do ignorowania tego, co spowalnia wzrost, rozwój, bycie „spełnionym”. Zakrywa się to płaszczykiem parapsychologicznych porad „mindfulness” i tym podobnych. A na przekór temu wszystkiemu Perfect Days, zaczynając już od samego tytułu, rzuca nam wyzwanie, polegające na spojrzeniu na nieidealne, nieestetyczne życie głównego bohatera.
Fabuła filmu zaczyna się od porannej rutyny mężczyzny o imieniu Hirayama. Szybko dowiadujemy się, że jest on pracownikiem przedsiębiorstwa zajmującego się czyszczeniem publicznych toalet. Nasz bohater lubi zachodnią muzykę z kaset, klasyczną literaturę i hodowlę roślin. Mieszka w niewielkim (choć z perspektywy widza, jak na Tokio całkiem dużym) mieszkaniu w bliźniaku na przedmieściach. Jego życie jest właściwie ograniczone do pracy i kilku działań wykonywanych poza nią: pójście do łaźni, na kolację i w weekend do baru. Prowadzi ubogie życie, a mimo tego sprawia wrażenie człowieka promiennego. Ale właśnie – tylko sprawia wrażenie, bo spomiędzy tych chwil ciszy i rutynowych czynności wykonywanych ze spokojem, przebija się coś, co trudno nazwać, a co jest dogłębnie przejmujące i zaburza obraz szczęśliwej egzystencji.
Zacznijmy może od tego, jak zbudowano narrację. Właściwie przez cały film widz nie rozstaje się z głównym bohaterem. Wydaje się, że obserwujemy każdy moment jego codzienności: gdy wstaje, ścieli łóżko, pracuje, je. Cała fabuła opiera się na tym, co sam Hirayama spotyka na swej drodze. Ba, niektóre kadry są wykonane nawet z perspektywy zbliżonej do pierwszoosobowej. W taki sposób zaglądamy do prywatnego życia mężczyzny, odsłaniamy kurtynę intymności, ale nie tej seksownej, jak z Oczu szeroko zamkniętych Kubricka. Fakt oglądania go podczas konkretnych czynności prywatnych i zawodowych buduje obraz człowieka, ale taki, jak przy obserwowaniu sprzątaczki w ubikacji centrum handlowego lub sąsiada podlewającego kwiatki. To po prostu zwykłe życie jednej z wielu zwykłych osób w 15-milionowym mieście. Taka perspektywa jest jednak bardzo ograniczona – nie mamy pełnego obrazu tych ludzi, nie wiemy, co stoi za ich historią, nie wiemy, co się w nich dzieje. Możemy tylko sobie dopowiadać, często bazując na naszych przekonaniach i uprzedzeniach. Identycznie jest w przypadku Hirayamy, ale i innych postaci Perfect Days.
Kreowana w ten sposób narracja jest strasznie ciekawa! Z łatwością obnaża, jak niewielki wpływ mamy na to, jak odbierają nas inni. Główny bohater pracuje jako czyściciel publicznych toalet. Możecie pomyśleć, że to praca jak każda inna, ale dla wielu mieszkańców Tokio (i z całą pewnością nie tylko) jest inaczej. Traktują sprzątacza w najlepszym przypadku jak powietrze. W najgorszym, po prostu są dla niego niemili. Hirayama, kiedy nosi na sobie strój służbowy, staje się dla większości duchem, fragmentem najniższych klas, jakimi nie warto się przejmować.
Są jednak osoby, dla których nie ma znaczenia jego zawód: bezdomny, dziecko oraz czarnoskóra kobieta. Wszystkie trzy postaci dają nam do zrozumienia, że przez większość swojego czasu Hirayama pozostaje poza nawiasem społeczeństwa. Dlaczego?
Bezdomny, co oczywiste, z ekonomicznego punktu widzenia znajduje się na dnie wspomnianej wcześniej dyskretnej hierarchii. Pozwala mu to na swój sposób nie przejmować się normami społecznymi. Widzimy m.in. scenę, kiedy tuli drzewo. Nie wstydzi się też pozdrowić sprzątacza toalet, choć ten patrzy na niego z pewną konsternacją. Czy jest to obawa przed wylądowaniem w podobnym położeniu? Bohater, choć wydaje się nie potrzebować dużo, przypomina sobie, że ktoś może mieć jeszcze mniej. A może mu w pewien sposób zazdrości? Bycie na dnie daje przywilej nieangażowania się w społeczeństwo. My nie chcemy niczego od innych, ale też inni nie chcą niczego od nas.
Znalezione przez Hirayamę w jednej z toalet zagubione dziecko macha mu na pożegnanie, odchodząc ze swoją matką, która nawet nie spojrzała na mężczyznę. Dziecko, jako jeszcze w pełni niezsocjalizowane, nie dzieli ludzi ze względu na klasę czy zawód, a wyłącznie na podstawie postawy przy bezpośredniej interakcji. Jest jeszcze kobieta, która po angielsku pyta Hirayamę, jak zamknąć toaletę. Używa przy tym grzecznościowych zwrotów i się uśmiecha. Jest czarnoskórą kobietą, co poza samym językiem tworzy kolejne bariery i zapewne wiele razy sprawiło, że czuła się jak Hirayama – niewidzialna lub, co gorsza, wzgardzona.
Bohater poprzez swój zawód jest nie tylko wzgardzany przez społeczeństwo, ale właściwie z żadnej strony nie może oczekiwać zrozumienia czy wsparcia. Chociaż wykonuje pracę z bardzo dużą skrupulatnością, nikt mu nie dziękuje, nie docenia go, nie stoi za nim murem. Jak znamienne jest to dla współczesnej rzeczywistości, że ludzie wykonujący te same zawody, zarabiający tyle samo, żyjący na tym samym poziomie ekonomicznym, wzgardzają sobą nawzajem. Hirayama zostaje sam w zatomizowanym społeczeństwie, w którym trudno doszukiwać się jakiegoś stałego schematu łączącego ludzi.
My, patrząc z boku, dostrzegamy niesprawiedliwe traktowanie głównego bohatera. Tymczasem, czy on sam to dostrzega? Na pierwszy rzut oka nie wydaje się. Gdy jednak pomyślimy o tym, jak bardzo człowiek ten jest wycofany z życia społecznego, daje nam to coś do myślenia. Hirayama rzadko kiedy się odzywa, nawet na pytania odpowiada milczeniem. Kiedy jednak zjawia się u niego dawno niewidziana siostrzenica, nie boi się z nią rozmawiać. Ona dopiero okazuje się osobą, dla której warto poświęcić swoje słowa. Choć na Zachodzie bycie małomównym może wydawać się dziwne, to w tradycji taoistycznej istnieje określenie „oczyszczania umysłu” czy też „zapominania”, czyli procesu stopniowej eliminacji całej uprzedniej wiedzy, zarówno teoretycznej, jak i codziennych przekonań. Milczenie jest wstępnym warunkiem takiego procesu, ale jest też jego rezultatem. W praktyce ma doprowadzić do uciszania naszej wewnętrznej „gadaniny”, która powoduje zaburzenia percepcji.
Za tezą, jakoby Hirayama chciał uciszyć swoje wewnętrzne dialogi, przemawia chociażby poświęcenie się pracy. Pytanie, po co starać się aż tak bardzo, skoro i tak wszyscy nim gardzą, a dokładności nikt nie doceni? Ponieważ sam fakt wykonywania pracy pozwalał mu na czymś się skupić i uciec głębszym myślom gdzieś daleko. Stąd tyle razy oglądamy głównego bohatera podczas sprzątania publicznych toalet. Jest to ten moment w ciągu dnia, w którym rzeczywistość sprowadzała się wyłącznie do prostych czynności usuwania nieczystości. Może też dlatego Hirayama trzymał się tego zawodu, którego wszyscy inni unikali.
Dialog wewnętrzny główny bohater stara się rozmyć bądź zrozumieć poprzez literaturę. Widzimy w jego rękach książki Williama Faulknera, Aya Kōdy i Patricii Highsmith. Każde z nich, na swój oryginalny sposób, bazowało twórczość na eksplorowaniu różnych aspektów ludzkiej psychiki. Sam Faulkner był szczególnie ceniony za rozległe i niezwykle wnikliwe opisy wewnętrznych przeżyć postaci. Hirayama literatury na pewno nie wybiera na chybił trafił, co potwierdza jego skrupulatne sprawdzanie opisów książek.
Słowa dodają otuchy, wszak człowiek w odosobnieniu potrafi mówić sam do siebie. Słowa jednak również ranią, co widzimy w scenie spotkania Hirayamy z siostrą. Choć wymieniają tylko kilka zdań, przekazany zostaje duży ładunek emocjonalny. Całokształt spotkania pozwala nam lepiej poznać bohatera niż przez znakomitą część filmu. Widzimy, jak niezręczna i bolesna jest dla niego ta krótka rozmowa, co nasuwa domysły, przed czym tak naprawdę ucieka.
W kulminacyjnym momencie fabuły odsłania się przed nami głęboka samotność Hirayamy. Niespodziewane spotkanie wywołuje w mężczyźnie bardzo silne emocje, których wcześniej nie odsłaniał przed nami. Tak więc czujemy, że nie jest osobą, dla której obojętne są relacje z innymi ludźmi, a wrażenie, które zbudował w nas przez cały seans, może łatwo runąć jak domek z kart. I znów zabrzmię trywialnie, ale tak jest w życiu, że pozory niejednokrotnie zwiodły każdą i każdego z nas. Jak Hirayama, czy będziemy izolować się od świata zewnętrznego, czy też nie, nie zabijemy w sobie uczuć, chęci kochania i bycia kochanym, wysłuchanym, zauważonym.
Niezwykłość filmu Perfect Days sprowadza się do wielu możliwości interpretacji postaci Hirayamy. Ponieważ fabuła odsłania nam wyłącznie skrawki z jego długiego życia, resztę musimy sobie dopowiedzieć. Niemniej, łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że jest to obraz afirmacji życia mimo jego trudności. Bardziej jest to film o trudnościach życia i próbie ucieczki od nich. W jednej ze scen główny bohater wypowiada słowa: „Istnieje bardzo wiele światów. Mogą wydawać się połączone, ale tak nie jest”. W tym wszystkim funkcjonuje jego świat, który uznaje za odrębny. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo wycofamy się z życia wśród innych i zrezygnujemy z partycypacji w przyjętym systemie, wszystko i tak ma na nas wpływ, nie możemy tego wyprzeć. Główny bohater stara się nie angażować za bardzo w relacje międzyludzkie, chociaż brakuje mu bliskości; stara się nie przejmować pogardą ze strony innych, chociaż jest jej w pełni świadomy. Hirayama to osoba, której nam po prostu szkoda. Jednocześnie symbolizuje on pewne pragnienie ucieczki, które wydaje się obecne w dużej części dzisiejszych społeczeństw rozwiniętych. Chociaż inaczej to nazywamy („mindfulness”, „wellbeing” itd.), jest to tak samo nieskuteczne, jak postawa bohatera Perfect Days.