Polski film o poszukiwaniu autentyczności w sztucznym świecie - rozmowa z Ignacym Lissem [WYWIAD]
Podczas festiwalu w Gdyni miałem okazję spotkać się z Ignacym Lissem, by porozmawiać o jego świetnej roli w Idź pod prąd. Film jest wyświetlany w kinach.
ADAM SIENNICA: Dużo mówi się o tym, że punk rock to wolność, swoboda... Czy wchodząc w tę rolę, poczułeś tę wolność, która z tego wynikała?
IGNACY LISS: Początek był trudny, ponieważ nie wiedziałem do końca, z czym się to wszystko je. Ten punk rock nie był mi bliski. Trudno było się na początku przełamać. Jakoś polubić ten pomysł, że będę grał muzyka punk rockowego... Bardzo byłem szczęśliwy, że biorę udział w filmie, ale punk rock nigdy nie był moją mocną stroną, czy moją muzyką. Byłem bardziej w klimatach Led Zeppelin, Pink Floyd oraz Kings Crimson. Kiedy zacząłem uczyć się grać te utwory, wchodzić w ogóle od muzycznej strony w tę rolę, okazało się to kluczem do jej tworzenia. Zacząłem Siczkę dopiero rozumieć przez jego muzykę. Oczywiście spotykałem się z nim, rozmawialiśmy, ale to nie dotyczyło jego emocji czy świata wewnętrznego. Nie był on za bardzo wylewny. Ćwiczyłem i grałem, więc dzięki temu zrozumiałem punk rocka i z czym to się je. Zaczęło mi to sprawiać frajdę. Z tego właśnie wyniknęła wspomniana przez ciebie wolność. Taka swoboda, że grasz te trzy akordy i tyle. Po prostu lecisz, jesteś z kumplami i jest fajnie. Jest po prostu wspólne granie, które daje ci satysfakcję, bo jesteśmy razem. Pokochałem punk rocka i tę wolność, którą on daje.
Czyli sam grałeś i śpiewałeś na planie?
Wszystko robiłem sam. Właściwie każdy utwór, który jest zagrany przez mnie na gitarze, potrafiłem zagrać na żywo. Te dźwięki zostały wzięte z planu. Tam nie było żadnej postprodukcji w sensie takim, że chłopaki nie wymieniali potem mojego grania na jakieś inne. Oni mieli absolutnie dużo roboty w postprodukcji, ale to polegało na czymś trochę innym, na przykład na separowaniu dźwięków poszczególnych. Cieszę się, że to się udało i te wszystkie utwory weszły na żywo z planu.
To zawsze jest duży plus filmu Idź pod prąd, bo nie ma w takich scenach sztuczności. Gdy aktor tego nie robi na planie, zawsze to czuć – coś jak z playbackiem na koncercie.
Reżyserowi chodziło o tę autentyczność. On mi nie kazał grać Siczki w sposób taki, by odzwierciedlać głos czy sposób chodzenia. Chłopaki grający resztę zespołu też mieli taki przykaz. Wszystko było postawione na tę autentyczność i prawdę emocjonalną, żebyś ty jako aktor przetrawił to przez siebie i pokazał, co ta postać by zrobiła. W ten sposób po prostu tworzyliśmy te postaci. Z Siczką miałem tak, że starałem się go i jego wartości kumać przez muzykę. To był mój filtr, przez który wchodziłem w tę postać.
To brzmi fajnie, bo inaczej pracujesz nad rolą, niż zazwyczaj robi się to przy biografiach.
Nie jestem fanem tego, by kogoś parodiować. Charakteryzacja i kostium mają mnie upodobnić do postaci, ale w tym wszystkim pozostanę sobą, Ignacym Lissem, który próbuję sobie wyobrazić, jak on się mógł poczuć w tamtym momencie i będę próbował to odtworzyć. To taka impresja na temat tej postaci.
Czytałeś już recenzje swojego filmu?
Pewnie, naEKRANIE.pl dało 7/10! [śmiech] Zawsze jestem ciekawy. Nie można tego brać do siebie, bo jest dużo negatywnych recenzji, ale interesuje mnie konstruktywna krytyka. To jest bardzo dobre, bo ja jestem cały czas w trakcie procesu. Jestem jeszcze w miarę młodym aktorem, który po prostu chce się uczyć.
Punk rock to kompletnie nie mój klimat, ale historia mnie zaangażowała i potrafiła wciągnąć. To chyba ważne, by widzowie wiedzieli, że to jest uniwersalne, a nie hermetyczne tylko dla fanów.
Ten film opowiada o czymś o wiele głębszym niż historia zespołu. Dzieje KSU zostały wykorzystane do opowiadania o ludziach, którzy poszukują swojej tożsamości. I to jest film o poszukiwaniu autentyczności w sztucznym świecie. Tytułowe „Idź pod prąd” nie jest dla mnie walką z komuną, w ogóle nie jest związane z polityką. Oni idą pod prąd swoim czasom i to jest takie bardzo uniwersalne przesłanie, że my wszyscy powinniśmy iść pod prąd swoim czasom i zawsze brać pod lupę te czasy, i sprawdzać, co w tych czasach działa, co nie działa i co powinniśmy zmienić. I buntować się przeciwko temu, co nie działa, co jest złe. Akurat w tamtych czasach to było prostsze, bo był opresyjny ustrój polityczny i trzeba było się buntować przeciwko komunizmowi.
Teraz to jest bardziej zawiłe, skomplikowane i złożone.
Zgadza się, a z drugiej strony wiemy, że jest konsumpcjonizm, konformizm i to są złe rzeczy. Masz nowego iPhone'a i gdy wychodzi nowy, od razu musisz go mieć. To jest złe.
Dla mnie ten film nie idzie pod prąd pod kątem realizacji czy formy opowiadania historii. Zastanawia mnie, czy ty też tak to postrzegasz? Nie ma nic złego w tym, że może tego nie robi – to nie determinuje jakości.
Wydaje mi się, że ten film nie idzie pod prąd w wielu miejscach, w których mógłby iść, aczkolwiek myślę, że to jest też celowe, bo to odbyłoby się kosztem historii. Reżyser ewidentnie zrobił wszystko, aby opowieść Siczki była na pierwszym planie. Oni mieli bardzo szalone pomysły. Kręciliśmy tyle dziwnych ujęć w tym filmie i robiliśmy dużo dziwnych akcji, które nie weszły do tego filmu. W samym scenariuszu było tyle takich właśnie punk rockowych pomysłów, które mogły być na ekranie, a ostatecznie wszedł jeden, gdy Siczka wymiotuje na kamerę.
Więcej eksperymentów jest ryzykiem. Łatwo można przesadzić.
Mam w głowie to, ile my takich rzeczy nagraliśmy, różnych dziwnych, i że nic z tego nie weszło. Potem myślałem sobie, że Trainspotting będzie dla mnie taką referencją podczas pracy nad filmem. Brakowało mi takiego brudu w tym filmie, ale z drugiej strony myślę sobie: „Dobra, to wszystko zostało wycięte i na pierwszy plan została wysunięta historia bohatera”. Świadoma decyzja, która pozwoliła zrobić film, który bardziej trafi do widza. Podczas festiwalu dostaję dużo głosów od ludzi, że podoba im się moja rola. Ktoś do mnie podchodzi i mówi: „Ej, stary, Idź pod prąd, no nie wiem, nie moje kino, ale ty naprawdę fajnie ciągnąłeś ten film”. A nie oszukujmy się, eksperymenty na ekranie łatwo zniechęcają widzów, więc zgadzam się, że w kwestii formalnej, kręcenia nie jest to bardzo alternatywne czy oryginalne kino, aczkolwiek nadal pozostaje bardzo dobre.
Wiem, że lubisz oglądać i polecać. Co ostatnio ci się spodobało?
To może być trochę mało ekscytujące polecenie, bo pewnie dużo osób to ogląda, ale strasznie dobry jest trzeci sezon The Bear na Disney+. Jest zupełnie inny niż pierwsze dwa sezony. Jestem bardzo szczęśliwy, że dalej mainstreamie jest namiastka kina wręcz trochę artystycznego. Pomimo tego, że ci ludzie, którzy to stworzyli, wiedzą już o tym, że to jest światowy i popularny hit, są w stanie zrobić odcinek, który się dłuży. To jest świetne. Są w tym takie artystyczne ujęcia i system opowiadania. Oglądałem z dwa dni temu, dlatego o tym mówię, że to mnie naprawdę, szczerze poruszyło. Czekam również na film studia A24 pod tytułem Y2K. Horror o pluskwie milenijnej z 2000 roku. Temat bardzo specyficzny, ale ja bardzo lubię kino gatunkowe.
Czasem w mainstreamie jest tak, że albo lubi się superbohaterów, albo Gwiezdne Wojny, albo Harry'ego Pottera, albo Władcę Pierścieni. Jak jest u ciebie?
Oczywiście jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Obejrzałem wszystko. Kocham, no i jeszcze świetny Harrison Ford. Też Indiana Jones... Jakbym miał wybrać jedną rzecz, to sorry, ale powiedziałbym Władca Pierścieni. Nie ma lepszej ekranizacji! Hobbit nie, ale Władca Pierścieni jest genialny! Zarówno filmy, jak i książki.
Jakbyś podsumował Idź pod prąd?
To film, który może sprowokować do fajnej rozmowy międzypokoleniowej, bo bardzo często zderzam się z tym, że ktoś mi mówi: „Ty jesteś młody, nie pamiętasz, jak to było za komuny". Od razu odpowiadam: Halo, wychowywałem się przy pokoleniu, które żyło w tamtych czasach i uczyło swoje dzieci tak, by pamiętało komunę. To cały czas było nam wbijanie do głowy: lekcje w szkole, historia, wszystko tego dotyczyło. Tak samo można powiedzieć: Jesteś młody, nie znasz punk rocka, ale ci, którzy żyli przede mną, słuchali go cały czas. To właśnie może wywołać taką rozmowę o tym zderzeniu się i wymianie pokoleniowej. Idźcie na ten film, bo on prowokuje do fajnej rozmowy.