Renesans gatunku reality show. Niby durne, a oglądają wszyscy w bloku
Były czasy, gdy dużo mówiło się o jakościowej telewizji – ta dyskusja rozwijała się szczególnie podczas emisji Gry o tron. Teraz wychodzi na to, że wracam do starej, dobrej kablówki. Welcome back, reality show.
Niech rzuci kamieniem ten, kto w dzieciństwie nigdy nie oglądał Big Brothera. Cóż, nie usłyszałam łoskotu.
Jako gimnazjalistka wieczorami siadałam przed telewizorem, oczywiście z telefonem w ręku, by czytać komentarze na Twitterze dotyczące dziejących się na ekranie wydarzeń. Pamiętam, gdy emitowano kontrowersyjny Projekt Lady czy mój ukochany Agent – Gwiazdy. Gdzieś tam przewijały się programy, takie jak Taniec z gwiazdami i Idol. Myślałam, że wyrosnę z reality show. I faktycznie na pewien czas zapomniałam o tym gatunku, mimo że reszta społeczeństwa najwyraźniej nie.

Nie ukrywam, że do powstania tego tekstu zainspirował mnie szum wokół 3. sezonu Love Never Lies. To dla mnie o tyle ciekawe, że wcale nie słyszałam za wiele o poprzednich edycjach tego programu. Ani ja, ani moi znajomi nie byli nim szczególnie zainteresowani. Tymczasem pewnego dnia mój TikTok zaczął puchnąć od treści poświęconych perypetiom Kasi i Pawła czy Martirenti przeżywającej kryzys związkowy z Grzesiem. Dałam się więc namówić internautom (a także znajomym) i odpaliłam premierowy odcinek. A potem drugi i trzeci... W ten sposób już pierwszej w nocy przeżywałam, jak Max pobiegł do swojego Żeni do Willi Pokus, podczas gdy ten przespał się z ledwo poznanym singlem. Przez internetowy szum mogłam odnieść wrażenie, że pół Polski emocjonowało się tym momentem razem ze mną. Myślę, że to doskonale odzwierciedla zjawisko, które możemy śmiało określić "odrodzeniem reality show".
Long live, reality show
Warto zacząć od faktu, że reality show jest głównie kojarzone z telewizją kablową. Tymczasem znalazło swój dom również na platformach streamingowych – co udowadnia popularność Love Never Lies, Too Hot to Handle czy innych programów oferowanych przez Netflixa. Niedawno w Polsce ogłoszony został – ku uciesze wielu internautów – casting do Love is Blind. Nie zapominajmy również o konkursie inspirowanym koreańskim hitem Squid Game czy The Circle (które opiera się na nawiązywaniu kontaktów na specyficznej platformie społecznościowej, gdzie można postawić na szczerość lub podszyć się pod kogoś zupełnie innego). Oferta Netflixa jest jeszcze szersza – oprócz programów stricte romansowych, można znaleźć przeróżne turnieje kulinarne. Coś podobnego stworzył Warner Bros., inspirując się uniwersum Harry'ego Pottera – tak powstały Magiczne wypieki z filmowymi bliźniakami Weasley w roli prowadzących.

Prime Video, idąc tropem konkurencji, oferuje coś "głupkowatego", ale nadal przyciągającego masę osób przed ekrany. Powstały już trzy sezony LOL: Kto się śmieje ostatni, i chyba na tym się nie skończy. Być może do seansu widzów zachęca ekipa, wśród której są najsłynniejsze polskie gwiazdy, w tym m.in. Adam Woronowicz. Niedawno również pojawił się Rap Generation – talent show dla aspirujących raperów, o którym także zrobiło się głośno w mediach społecznościowych.
Mimo gwałtownego skoku popularności Love Never Lies nie jest fenomenem w swoim gatunku. Choćby Telewizja Polsat ma swoją polską edycję Love Island. Wyspa miłości. Wydaje się, że TVN7 również mógłby produkować sezony Hotelu Paradise w nieskończoność – i nie tylko po to, by Prostracja komentowała je na YouTubie. Najnowsza edycja biła rekordy oglądalności. Według danych z listopada 2024 r., zaprezentowanych w artykule portalu Press, średnio 412 tysięcy widzów oglądało odcinki w telewizji (czyli 69 tysięcy więcej niż dwa sezony wcześniej).
Zresztą gatunek reality show nie ogranicza się tylko do kwitnących romansów i złamanych serc. Spójrzmy choćby na stację TVN, która może pochwalić się dobrze rozwijającą się polską edycją The Traitors. Zdrajcy, wyróżniającą się klimatem rodem z filmu Na noże czy powieści Agathy Christie. W przeciwieństwie do Agent – Gwiazdy, widzowie są świadomi tego, kto jest tytułowym zdrajcą i jedynie udaje lojalnego, aby uniknąć wyeliminowania przy okrągłym stole. Do tego konkurencje oraz relacje sojusznicze między uczestnikami intrygują, co motywuje do skupienia przy ekranie. 2. sezon przyciąga średnio 855 tys. widzów, dlatego stacja zdecydowała się na uruchomienie "Areny", czyli programu na żywo emitowanego zaraz po premierze nowego odcinka – kiedyś służyła głównie do komentowania wydarzeń sportowych, dziś sprawdza się również w formatach reality show.

Polsat stawia na tradycję – i to najlepsza strategia! W studenckiej gazetce przeczytałam, że Taniec z gwiazdami i Twoja twarz brzmi znajomo są mocno "odmóżdżające". Ten pierwszy program wciąż jest hitem, gromadzącym co tydzień średnio 1,5 mln widzów. Kilka lat temu fani głosowali na nieuzdolnionego tanecznie Gimpera, by móc dłużej go oglądać na ekranie. To też przyniosło korzyści Polsatowi, który nadal chętnie zaprasza influencerów do programu (tj. Julia Żugaj czy Maria Jeleniewska). Programy reality show już dawno przestały kłaść nacisk na zwykłych ludzi jako swoich głównych bohaterów. Udowadnia to także wzrost popularności Love Never Lies po wprowadzeniu dwóch par wcześniej kojarzonych z mediów społecznościowych.
Społeczeństwo się stacza?
Cringowa forma oraz melodramatyczny charakter to najczęstsze wady, które wytyka się reality show. Słyszałam nawet argument, że takie programy mogą "ogłupiać", a ich wzrastająca popularność jest upadkiem dla rynku telewizyjnego. Tymczasem oglądalność wydaje się coraz większa. Od czego to zależy? Medioznawcy wskazują, że lekkie, tendencyjne formy przekazu wydają się "ciekawsze" dla większości odbiorców. Mogliśmy to dostrzec już na samym początku historii mediów, gdy w Stanach Zjednoczonych nastąpił rozwój "żółtego dziennikarstwa". Powstawały pozornie fachowe treści, które w rzeczywistości stawiały na skrajne emocje, sensację oraz skandalizujące "historie z życia". Te elementy również stanowią podstawę gatunku reality show i – jak zaznaczają eksperci – to one najbardziej ekscytują i angażują widzów.

W programach reality show uczestnicy biorą dobrowolny udział. Są w pełni świadomi tego, że stają pod wielkim reflektorem, na którego blask zareaguje niemała publiczność. Tymczasem dla widzów atrakcyjne stają się nieszablonowe zadania, głośne intrygi i spory. W końcu można je komentować w mediach bądź przed swoimi telewizorami. Ukazywane kłótnie też są czymś uniwersalnym – każdy w życiu miał jakiś konflikt, z którym radził sobie lepiej bądź gorzej. W ten sposób reality show de facto staje się pełnym niespodzianek symulatorem życia. Dodatkowo serialowa forma powoduje ekscytację przy oczekiwaniach na nowy odcinek.
Dlatego przyjmijmy następujący wniosek (i pogódźmy się z nim jak najszybciej): reality show jest najprostszą, ale i mało szkodliwą formą rozrywki. Gdy rozmawiałam na ten temat ze znajomymi, wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że bywają dni, gdy godziny spędzone na uczelni czy w pracy zmiatają z planszy. W takich chwilach Dojrzewanie Netflixa nie wejdzie gładko jak masełko. Potrzebujemy czegoś prostszego – kota, miski popcornu i Love Never Lies odpalone na telewizorze. Gatunek reality show nigdy nie umrze, co pokazała choćby jego wzrastająca popularność na platformach streamingowych. I nawet nie trzeba z tym walczyć, bo sprawia nam to szczerą frajdę. Pamiętajcie jednak, że (tak samo jak w przypadku fanfiction czy zjawiska hate-watchingu) co za dużo, to niezdrowo.
Źródło: press.pl, tvn.pl, wirtualnemedia.pl

