Rynek VOD skorzysta czy straci na pandemii koronawirusa?
W czasie epidemii koronawirusa platformy VOD stały się wręcz produktem pierwszej potrzeby. Czy Netflix, Amazon i pozostałe serwisy streamingowe rzeczywiście są w tak komfortowej sytuacji? A może i je czeka kryzys?
Filmy, których premiery zapowiedziano jako wielkie kinowe wydarzenia, lądują na streamingu. Kasowe blockbustery kilka miesięcy po premierze trafiają na Netflixa. Sale kinowe pustoszeją, kultura wychodzenia z domu, żeby obejrzeć film, wygasa. Czy tak będzie wyglądać rzeczywistość po pandemii koronawirusa? Platformy streamingowe mają teraz olbrzymią szansę zadać kilka celnych ciosów klasycznej kinematografii i wyjść na prowadzenie, w toczącym się od pewnego czasu wyścigu. Na tę chwilę trudno określić, jak będzie wyglądać przyszłość. Powyższy scenariusz, mimo że mocno defetystyczny dla kina, jest możliwy, choć mało prawdopodobny. Ludzie właśnie wyrabiają sobie nowe nawyki, a Netflix robi wszystko, żeby je ugruntować nie tyle jako modę, a zwyczaj spędzania wolnego czasu. Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić śmierć tradycyjnej kinematografii. Bardziej możliwa jest jej przemiana w nostalgiczny obyczaj, z którego korzystamy „od święta”. Czy kina czeka los teatrów, będących przecież ważnymi miejscami na mapach miast, jednak współcześnie dość niszowych?
Obecna sytuacja zaskoczyła wszystkich, również włodarzy platform streamingowych. Tak jak przemysł filmowy nie był przygotowany na pandemię koronawirusa, tak i serwisy VOD musiały reagować na zmiany na rynku w sposób raptowny i gwałtowny. W naszym kraju najpłynniej w nową rzeczywistość wszedł Netflix. Bardzo szybko zmienił narrację marketingową, robiąc z hasztagu #zostańwdomu motyw przewodni komunikacji z klientami. Warto też dodać, że Netflix rozpoczął działania z przytupem. W lesie dziś nie zaśnie nikt lądujący niespodziewanie na VOD, stał się symbolem nowej filmowej rzeczywistości. Wielu widzów czekało na ten obraz z niecierpliwością. Miała to być najbardziej gorąca premiera kinowa marca i wielki sukces finansowy naszego rodzimego przemysłu filmowego. Finalnie, dystrybutorzy podjęli jedyną słuszną decyzję w takiej sytuacji. Zaskoczeni widzowie zdali sobie sprawę, że nie muszą wychodzić z domu, żeby oglądać ważne filmy. Wystarczy włączenie telewizora i jedno kliknięcie, żeby przenieść się do kina. Miłośnicy popkultury zaczęli zastanawiać się nad szerszą perspektywą takiego stanu rzeczy. A jeśli wkrótce będziemy mogli oglądać w tej formie nowe filmy Marvela?
Obecnie nie do pomyślenia jest sytuacja, kiedy to wielkie hity Disneya pojawiają się od razu w sieci. Dystrybutorzy i producenci będą woleli znacznie opóźnić premierę kinową, niż wrzucić go od razu do streamingu. Pojawienie się filmu w internecie generuje oczywiście wiadomy problem. Piraci sprawią, że już dzień po premierze, obraz będzie dostępny dla każdego za darmo. Wynikiem tego, zyski z produkcji znacząco spadną, a całe MCU zachwieje się w posadach. Nie po to Kevin Feige i pozostali stworzyli system oparty na korespondencji seriali z Disney+ z kinowymi filmami, żeby teraz go zniszczyć i na gorąco budować coś innego. Marvelowscy decydenci będą gotowi przełożyć swój plan nawet o rok, niż zniweczyć wszystko, co do tej pory stworzyli. Gorzej, gdy obecna sytuacja będzie ciągnąć się dłużej, a kryzys gospodarczy sprawi, iż branża zacznie borykać się z gigantycznymi problemami.
Disney pracuje z pewnością nad planem awaryjnym na taką ewentualność. Platforma VOD potentata może okazać się deską ratunku dla MCU i innych projektów Myszki Miki. Disney+ wciąż nie wystartował w wielu krajach. Potentat mógłby przerzucić środki na promocję platformy i uruchomienie serwisu na wszystkich możliwych rynkach. W przypadku, gdyby premiery kinowe nie były możliwe przez dłuższy okres, Disney z pewnością postawiłby na pierwszej linii frontu właśnie streaming. Taki zabieg mógłby okazać się jednak gwoździem do trumny walczącej o przetrwanie kinematografii. Legendarna wytwórnia, przenosząca akcent z kina na streaming, stałaby się symbolem zmian, których wtedy już nie dałoby się zatrzymać. Włodarze Disneya z pewnością zdają sobie z tego sprawę i traktują taką ewentualność jako ostateczność. Przeniesienie siły ciężkości z kina na streaming związane jest ze znaczącą mniejszymi obrotami. Rozbuchane produkcje, generująca olbrzymie koszty nie będzie miały szans na miliardowe przychody. Wszystko ulegnie zmianie, co z pewnością nie będzie na rękę, przyzwyczajonym do stabilnego wzrostu hollywoodzkim decydentom. Dlatego też Disney będzie do końca walczył o równowagę pomiędzy kinem, a streamingiem.
Disney+, jako część większego konsorcjum, jest zależny od wielu innych podmiotów. Inne platformy nie mają takich problemów i nikt nie powinien mieć do nich pretensji o to, że wykorzystają bieżącą sytuację do agresywnego rozrostu. Netflix w najbliższych miesiącach z pewnością nie będzie brał jeńców i oglądał się na cierpiące kino. Zmiany są widoczne również na naszym rynku. W ostatnich tygodniach na platformę trafiły duże polskie obrazy, które nie tak dawno miały swoją premierę w kinach. Proceder i 365 dni są już dostępne dla użytkowników Netflixa, a to przecież dopiero początek. Wkrótce biblioteki platform zostaną zapełnione filmami, które po zakończeniu produkcji nie będą miały możliwości być dystrybuowane tradycyjnymi kanałami.
Sielanka? Perspektywa ciągłego rozrostu? Dominacja i monopolizacja rynku? Decydenci platform VOD byliby głupcami, gdyby osiedli na laurach i uwierzyli w idylliczną przyszłość swoich serwisów. Pandemia koronawirusa dotyka również tej branży, a skutki kryzysu mogą okazać się równie niebezpieczne. Jak wiemy, realizacja filmowa zatrzymała się na całym świecie. Opustoszały zarówno plany filmowe, jak i biurowce, w których ma miejsce postprodukcja. Zarówno platformy VOD, jak i wielkie hollywoodzkie wytwórnie nie tworzą obecnie praktycznie nic. Wszystko na to wskazuje, że w najbliższej przyszłości biblioteki streamingowych gigantów przestaną być atrakcyjne dla widzów, łaknących nowości. Coraz więcej abonentów HBO, Netflixa czy Amazona wykupuje subskrypcje nie po to, żeby obejrzeć film, który widziało się już kiedyś w tradycyjnej telewizji, a po to, by mieć dostęp do takich hitów jak Irlandczyk czy Roma.
Netflix - najlepsze seriale oryginalne
W jeszcze gorszej sytuacji są miłośnicy seriali, bo przecież to one stanowią domenę platform streamingowych. Urwane sezony, zatrzymane emisje, nagłe anulowanie – rynek produkcji odcinkowej bardzo boleśnie odczuł tę sytuację. Niemożność realizacji cyklicznych formatów sprawia, że widzowie mogą poczuć się sfrustrowani. Nie poznamy na razie dalszych losów bohaterów z The Walking Dead. Nie dowiemy się, co się stało z Hopperem ze Stranger Things. Przyzwyczajeni do stabilnych odstępów pomiędzy kolejnymi odcinkami i sezonami, możemy nie poradzić sobie z nieprzewidywalną sytuacją, w jakiej obecnie się znaleźliśmy. Może to poskutkować chęcią odegrania się na tych, którzy nas zawiedli. Istnieje więc możliwość, że po jakimś czasie Netflix zacznie odczuwać odpływ subskrybentów. Konkurencja na rynku VOD tylko wzmoże chybotliwą sytuację. Wygranym może okazać się Disney+, który płynąc na fali świeżości, odciągnie od Netflixa i pozostałych złaknionych czegoś nowego widzów.
Niezwykle istotna będzie też biblioteka skierowana do najmłodszych widzów. Każdy, kto ma dzieci, wie, że po kilku tygodniach spędzonych przy dostępnych w naszym kraju platformach VOD, nieograniczone zasoby Netflixa i HBO tracą swoją magię. Dzieciaki szybko się nudzą dostępnymi od ręki filmami i serialami, podobnie jak pokojem pełnym zabawek, które znają aż za dobrze. Disney+ może okazać się tutaj rycerzem na białym koniu, który nie dość, że będzie czymś nowym dla naszych milusińskich, to jeszcze wywoła u rodziców uczucie tęsknoty. Wielu z nas oddałoby dużo, żeby obejrzeć w dobrej jakości stare „Kaczory Donaldy”. Dodajmy do tego jeszcze dobrodziejstwa Pixara, Gwiezdne Wojny oraz Marvela i dostaniemy talerz pełen łakoci skierowany do młodego widza. To może przykuć uwagę oglądających w dobie pandemii. Dzięki temu Disney+ może bardzo szybko prześcignąć Netflixa, jednak i w tym przypadku dominacja nie będzie trwać wiecznie. Mimo że Disney jest na stosunkowo dobrej pozycji, względem konkurencyjnych podmiotów, on również musi jak najszybciej rozpocząć produkcję, żeby utrzymać się na powierzchni.
Platformy streamingowe ucierpiałyby również wtedy, gdyby spełnił się najbardziej ponury scenariusz. Kryzys gospodarczy może okazać się tak głęboki, że ludzie zrezygnują z produktów dalszej potrzeby na rzecz oszczędzania i zaciskania pasa. Dotychczasowi subskrybenci uznają platformy VOD za zbyteczny wydatek w świetle braku środków na życie. Taka perspektywa brzmi strasznie, jednak eksperci i ją biorą pod uwagę. Nikt nie wie, jak zachowają się ludzie po zakończeniu pandemii. Czy nastąpi efekt euforii, czy wręcz przeciwnie – mając na względzie podobne sytuacje w przyszłości, obywatele poszczególnych państw zaczną odkładać środki? Może nastąpić też tzw. efekt szminki, czyli tendencja polegająca na przerzuceniu się konsumentów z dóbr luksusowych większej wartości, na dobra luksusowe mniejszej wartości. W przypadku streamingu oznaczałoby to szukanie alternatywnych opcji korzystania z dobrodziejstw kina i telewizji, które jednocześnie miałby znamiona ekskluzywności.
Jak na razie Netflix, HBO GO i Amazon spełniają nasze zapotrzebowanie na rozrywkę, jednak nikt nie wie, jak długo to potrwa. Przedłużająca się kwarantanna sprawi, że zaczniemy się frustrować, a brak nowości w bibliotekach filmowo-serialowych tylko pogłębi ten stan. Z drugiej strony świat się zmienia i może już wkrótce obudzimy się w rzeczywistości, w której konsumpcja nie będzie stanowiła istoty bytu. Tzw. Horror Vacui mówi, że osiągnięcie próżni w naturze nie jest możliwe, gdyż przyroda w sposób fundamentalny temu przeciwdziała. Tak samo jest z gospodarką, która nie zatrzyma się, ponieważ rynek nie znosi pustki i ci, którzy odejdą, zostaną zastąpieni przez innych. Rynek VOD, tak samo, jak inne branże nie zginie, ale możliwe, że będzie musiał ewoluować i dostosować się do nas. Jeśli konsumpcja przestanie być naszym priorytetem, również przemysł rozrywkowy będzie musiał zapomnieć o miliardowych przychodach i powrócić do korzeni.