Świetny film science fiction o życiu w symulacji. Nie chodzi o Matrixa
Ten film science fiction powstał w tym samym roku, co Matrix, kosztował prawie cztery razy mniej i okazał się klapą finansową. Jednak naprawdę warto dać mu szansę.
Rozważania na temat rzeczywistości zaprzątały ludziom głowę już od czasów starożytności. Wystarczy, że sięgniemy do rozważań Platona i jego mitu o jaskini. Ludzie, poddając się zmysłom, nie potrafią dostrzec prawdziwego obrazu rzeczywistości. Natomiast w innym swoim dialogu stwierdził, że kształtowanie obrazu/idei polega na ich wiernym reprodukowaniu albo na celowym zniekształcaniu, tym samym fałszowaniu rzeczywistości. I tak kilka tysięcy lat później francuski filozof Jean Baudrillard stworzył koncepcję symulakrów, czyli bytów lub pojęć, które w procesie symulacji nieposiadających faktycznej reprezentacji w rzeczywistości uzyskały status najprawdziwszych.
Nie tylko filozofowie zaprzątali sobie głowę teoriami symulacji. W XX w. pisarze science fiction również wzięli temat na tapet, czego najlepszym przykładem może być m.in. opowiadanie Stanisława Lema Dziwne – Ze wspomnień Ijona Tichego I, powieść Philipa K. Dicka Czas poza czasem czy dzieło Daniela F. Galouye’a, nieznane polskim czytelnikom, Simulacron-3. I to ostatnie najbardziej będzie nas interesować.
Wydana w 1964 roku powieść nie zrobiła tak zawrotnej kariery, jak wspomniany tytuł Dicka. Nie znaczy to, że to zaledwie 160-stronicowe dzieło nie odbiło się na popkulturze. Fabuła skupia się na bohaterze Douglasie Hallu, który pracuje przy tytułowym projekcie Simulacron, czyli złożonym, komputerowym świecie zamieszkanym przez świadome, lecz nieświadome swej sztuczności istoty. Po tajemniczym zniknięciu szefa projektu Hall zaczyna odkrywać niepokojące fakty: rzeczywistość, w której żyje, również może być tylko kolejnym poziomem symulacji. W miarę jak próbuje ustalić prawdę i odzyskać kontrolę nad własnym życiem, zaczynają się rodzić kolejne pytania o naturę świadomości, tożsamości i realności świata.
Fot. Materiały prasoweTrzynaste piętro - kulisy powstania
Brzmi znajomo? Jeśli skojarzyło się to Wam z kultowym dziełem sióstr Wachowskich, to jesteście całkiem niedaleko od prawdy. Książka jednak nie była inspiracją do powstania Matrixa (przynajmniej nie oficjalnie), a innego filmu, który wszedł do kin w 1999 roku. Mowa tutaj o produkcji Trzynaste Piętro w reżyserii Josefa Rusnaka i ze scenariuszem stworzonym we współpracy z Ravelem Centeno-Rodriguezem. Tytułu, jaki m.in. niefortunna data premiery odsunęła nieco na bok. Co nie spotkało innych dzieł poruszających podobną tematykę, np. Mroczne miasto (1998), Wirtualna Lain (1998) czy Truman Show (1998).
Co ciekawe, książka doczekała się wcześniej ekranizacji w postaci niemieckiego serialu Świat na drucie z 1973 roku. Po 26 latach reżyser Roland Emmerich - czyli człowiek odpowiedzialny już wtedy za tak znane tytuły jak Gwiezdne wrota (1994) czy Dzień Niepodległości (1996) - oraz Marco Weber postanowili dać kolejne życie tytułowi Galouye’a. Wszystko nabrało tempa dzięki niemiecko-amerykańskiej firmie produkcyjnej Centropolis Entertainment współprowadzonej przez Emmericha. Reżyserię zaproponowano Josefowi Rusnakowi, który wcześniej pracował jako drugi reżyser przy jego Godzilli z 1998 roku.
Projekt już na początku stanowił duże wyzwanie, ponieważ jego budżet wyniósł zaledwie 16 milionów dolarów. Dla porównania: twórcy Matrixa dysponowali kwotą 63 milionów. Jak się okazało, problem stanowiło również podejście Rusnaka do formy produkcji amerykańskiej, gdzie mniejszą wagę przykładano do autora-reżysera, jak i samej refleksyjności fabuły. Swoje refleksje wyraził jeszcze w latach 80. podczas jednego z wywiadów:
Amerykańscy producenci wiedzieli, że najlepiej sprzeda się widowiskowy thriller science fiction, który nie będzie na widzach wymuszać samodzielnego składania historii z elementów fabuły. Trochę innego zdania był Rusnak, którego próby nadania refleksyjnego stylu widać już w pierwszym kadrze z cytatem Kartezjusza: „Myślę, więc jestem”.
Fot. Materiały prasoweWybitny film science fiction, który zniknął w cieniu Matrixa
Trzynaste piętro i życie w symulacji
Sama fabuła jednak nie odbiegała jakoś bardzo od pierwowzoru. Głównym bohaterem jest Douglas Hall (Craig Bierko), współwłaściciel korporacji z Los Angeles, który odkrywa, że jego współpracownik – Hannon Fuller (Armin Mueller-Stahl) – został zamordowany tuż po stworzeniu zaawansowanej symulacji świata z 1937 roku. Hall niefortunnie staje się głównym podejrzanym. Chcąc znaleźć jakieś dowody na swoją niewinność, wchodzi do wirtualnej rzeczywistości, gdzie odkrywa, że postacie w niej żyjące zaczynają uświadamiać sobie swoją sztuczność. Wraz z pojawieniem się tajemniczej Jane Fuller (Gretchen Mol) i serią kolejnych odkryć, Hall dowiaduje się, że również jego własny świat nie jest prawdziwy — to tylko kolejna warstwa symulacji.
Próbą dla aktorów i samego reżysera było z pewnością obsadzenie ich w podwójnych rolach. Jak to zrobić, aby wyszło intrygująco, ale jednocześnie nie powodowało zbyt dużego chaosu w filmie? Wydaje się, że wybór roku 1937 był jednym z elementów pomocniczych, ponieważ estetycznie wyraźnie odróżniał się od współczesnego wówczas 1999 roku. Producent Ute Emmerich komentował, że już na poziomie castingu nie było łatwo:
Film nie byłby tak ciekawy, gdyby nie nadano mu noirowej otoczki. Już na samym początku widz jest częstowany typową dla tego gatunku zagrywką, czyli śmiercią kluczowej postaci, która jednocześnie rozpoczyna narrację typu voice-over. Rolę detektywa przybiera tutaj główny bohater, który porusza się po dwóch warstwach czasowych — latach 30. i 90. – z czego każda dzieje się w otoczeniu wielkiego miasta, w tym przypadku Los Angeles. Postać Hannon Fuller również w pewien sposób pełni tutaj rolę typowej w noir femme fatale, która jakoby pcha głównego bohatera w niebezpieczne sytuacje. Chociaż jej postaci trudno oceniać negatywnie.
Fot. Materiały prasoweTrzynaste piętro nie zarobiło, ale...
Fabuła jest zdecydowanie spokojniejsza, mniej przepełniona akcją niż Matriksie. Główną funkcję pełnią tutaj przede wszystkim dialogi, gesty i symbolika, która próbuje stopniowo przekazywać widzowi informację, że początkowy problem (morderstwo) wydaje się niczym, w porównaniu z prawdą, jaka wcale nie leży daleko od nas. Co istotne, Trzynaste piętro, w odróżnieniu od wielu innych podobnych dzieł, nie traktuje o ucieczce z symulacji, a o moralnych podstawach jej tworzenia. O tym, gdzie kończy się sztuczność, a zaczyna prawdziwe i świadome życie. Jak wspominała aktorka Gretchen Mol:
Jakkolwiek Trzynaste Piętro okazało się niewypałem finansowym, tak z dzisiejszej perspektywy stanowi ciekawy element pewnych czasów. Razem z takimi filmami jak Mroczne Miasto i Matrix zapisało się w historii kina jako jedna z prób dotknięcia tematyki symulacji oraz ludzkiej świadomości. Równocześnie jest to produkcja mieszcząca się na styku rozrywkowego kina amerykańskiego i europejskich produkcji.
Być może właśnie w niejednoznaczności tkwi największy urok Trzynastego piętra. Pozostawia widza w stanie zawieszenia między tym, co realne, a tym, co symulowane. Niczym tytułowe trzynaste piętro nawiązuje on do triskaidekafobii, czyli lęku przed liczbą 13, który sprawiał, że w wielu budynkach pomijano ją przy numerowaniu kondygnacji. W epoce, w której coraz częściej żyjemy w cyfrowych reprezentacjach rzeczywistości, dzieło Rusnaka wydaje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Pytanie o to, czy świat, w którym żyjemy, jest prawdziwy, być może nie dotyczy już wyłącznie bohaterów science fiction, ale każdego z nas.
Najlepsi pisarze science fiction w historii
50. Jacek Dukaj (Lód, Inne pieśni, Perfekcyjna niedoskonałość)