Jan Holoubek – reżyser inny niż wszyscy. Od Wielkiej wody do Heweliusza
Jan Holoubek to jeden z najbardziej wyjątkowych polskich reżyserów, z imponującym dorobkiem – wszystkie jego produkcje spotykają się z bardzo dobrym odbiorem. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego Heweliusza.
Można powiedzieć, że Jan Holoubek był skazany na to, by pracować w branży filmowej. W końcu to syn znanych aktorów – Gustawa Holoubka i Magdaleny Zawadzkiej. Nikt się nie spodziewał, że wybierze reżyserię, bo na łódzkiej filmówce studiował operatorstwo, którym zajmował się przez lata, zanim zadebiutował jako reżyser.
Gdy osoby z innych pionów branży filmowej biorą się za reżyserię, nigdy nie wiadomo, co z tego wyjdzie. To trochę loteria – aby być dobrym reżyserem, trzeba mieć pewnego rodzaju talent, wrażliwość i umiejętności, często wykraczające poza te czysto filmowe. Nie każdemu się udaje, więc do debiutów zwykle podchodzi się z rezerwą i sceptycyzmem. Jan Holoubek rozpoczął wszystko z przytupem. Mało który filmowiec może poszczycić się tak udanym debiutem – zarówno na małym, jak i na dużym ekranie. Pojawienie się takiego człowieka w branży filmowej to powiew świeżości. I ta świeżość jest znakiem rozpoznawczym Holoubka – każdy jego projekt jest inny i pokazuje, że w Polsce jest miejsce na rozwój kina mainstreamowego, tworzonego w taki sposób, by widzowie chętnie po nie sięgali. Przypomnę tylko o znakomitym filmie 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy.
Ale najpierw był serial, w którym Holoubek czuł się jak ryba w wodzie. Jego Rojst był debiutem głośnym i udanym. Przypomniał, że w Polsce można naprawdę znakomicie opowiadać historie kryminalne. Kolejne sezony tylko to potwierdzały, ukazując jednocześnie rozwój warsztatu Holoubka i jego mistrzowskie prowadzenie aktorów (Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika). Ostatecznie miało to znaczenie dla drugiej fali kryminałów, jeszcze bardziej popularyzującej ten gatunek w Polsce. Po wcześniejszych sukcesach Belfra, Watahy czy Diagnozy, Rojst jeszcze bardziej podkreślił to, że Polacy chcą oglądać dobre kryminały. Dlatego właśnie tak wiele się ich produkuje.
Fot. Jarosław Sosiński, TVN Warner Bros. DiscoveryChociaż seriale kryminalne opanowały polski mainstream, to właśnie Jan Holoubek swoją twórczością przełamał status quo. Wielka woda osiągnęła międzynarodowy sukces i okazała się serialem, jakiego po polskich twórcach nikt nie oczekiwał. W końcu dobre, mocne i efektowne historie wymagają nakładów finansowych, których w naszym kraju często brakuje. Hit Netflixa opowiedział o powodzi tysiąclecia we Wrocławiu stylowo i z prawdziwą klasą. Najnowszy Heweliusz poszedł krok dalej – to realizacja na światowym poziomie. Wszystkie sceny związane z katastrofą promu zostały przemyślane, dopracowane i fantastycznie wyreżyserowane przez Jana Holoubka, który nadał im namacalne napięcie i przytłaczającą atmosferę. To serial, który jeszcze bardziej niż Wielka woda staje się wizytówką polskiego kina. Bo rodzime produkcje nie muszą być ani głęboko depresyjne (nie ma w tym nic złego, ale trochę się w tym specjalizujemy!), ani zbyt kameralne, ani kryminalne. Nie muszą być też komediami romantycznymi. Heweliusz potwierdza klasę reżysera, który stworzył coś, co zachwyca wszystkich. Nawet za granicą zbiera dobre recenzje i wysokie oceny.
Jan Holoubek to przede wszystkim pasjonat – z boku może wydawać się pracoholikiem, ale kiedy ktoś naprawdę kocha swoją pracę, zwykle tak to wygląda. Jest w nim szczera miłość do tworzenia, która go emocjonalnie napędza i daje energię. Tacy twórcy są wyjątkowi, bo pokazują, że myślą o widzu. Nawet jak mają określoną wizję artystyczną – jak w niezłym filmie Doppelganger – to odbiorca jest w centrum. Nie chodzi o pójście na łatwiznę czy dawanie nam tego, czego oczekujemy. Myślałem bardziej o świadomości tworzenia czegoś dla innych ludzi. Filmowcy bez tego podejścia często budują historie z tak nieczytelną i przekombinowaną wizją artystyczną, że rozumieją ją tylko oni i ich najbliżsi. A do kina nikt nie idzie, bo nie ma w tym nic atrakcyjnego emocjonalnie, fabularnie czy strukturalnie. Dostajemy miszmasz niezrozumiałych pomysłów. Dlatego z całego serca doceniam wyraźnie dostrzegalne podejście Jana Holoubka – nawet poruszając poważne tematy, potrafi zrobić to tak umiejętnie, by widz coś poczuł i wyszedł z seansu zadowolony.
Jan Holoubek na planie Heweliusza / fot. zrzut ekranu z wideo NetflixaPodczas kontaktu z nim wyraźnie dostrzegłem tę pasję. Sposób, w jaki mówi o swojej pracy – pełen energii, błysku w oku i szczerego entuzjazmu – sprawia, że słucha się go z prawdziwą fascynacją. Dlatego mam pewność, że nawet gdy jego kolejne projekty poruszą trudne tematy, obejrzę je z ogromną przyjemnością. Bez względu na to, czy ostateczny, osobisty odbiór będzie pozytywny – bo to zawsze kwestia chwili i wielu czynników – mam wrażenie, że jakość na ekranie będzie niezmienna. Na razie wszystkie kinowe filmy oraz seriale Jana Holoubka były odbierane dobrze – mało kto może się poszczycić taką passą.
Dlatego jestem pewny, że Dziki, dziki Wschód, czyli nietypowa historia osadzona w czasach II wojny światowej, oraz Wśród nocnej ciszy, czyli serial oparty na tragedii z 1979 roku, będą projektami, obok których nie przejdziemy obojętnie. Nie chodzi o to, czy nam się spodobają, ale o to, że będą z charakterem. Za to cenię twórczość Jana Holoubka.
