Half-life, Minecraft i House Flipper w jednej grze - i to za darmo
Voices of The Void to sympatyczna gra o skanowaniu sygnałów z kosmosu z grafiką stylizowaną na Playstation 1, fizyką z Half-life 2 i systemem sprzątania niczym z House Flippera. Czysta sielanka, chyba że obserwowany kosmos nagle bardzo stanowczo spojrzy na nas...
Dzień 1: Po przybyciu na stację nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Jak ktokolwiek mógł doprowadzić centrum badań naukowych do takiego stanu? Brudne ściany i sterty odpadów walające się wokół placówki. Przechodząc przez drzwi z moją podróżną walizką, poczułem drobny dreszcz, nie wiem, czy spowodowany ekscytacją, czy też obrzydzeniem na widok walających się wokoło śmieci. Zapaliłem światła i ujrzałem jeszcze więcej brudu, a pośród nich, ze wszystkich możliwych rzeczy, stała sobie kolekcja drewnianych manekinów. Poprzedni lokator musiał być naprawdę dziwny. Ostrożnie zabrałem się za eksplorację mojego nowego domu. W jednym z pomieszczeń wielka maszyna skanująca kosmos czekała, aż zabiorę się do pracy.
Nie sądziłem, że najlepsza gra tej dekady przybędzie do mnie całkowicie za darmo, szczując mnie nostalgią za Half-Life'a i łącząc elementy horroru, Minecrafta i House Flippera. Voices of the Void to niezależna gra, która obecnie jest dostępna w wersji pre-alpha za darmo na platformie Itch.io. Łączy w sobie elementy symulacji, eksploracji i immersive sima. Gracz wciela się w doktora Kela, który przybywa do opuszczonej placówki badawczej w środku lasu, aby skanować sygnały z głębi kosmosu.

Dzień 3: Moje starania, aby posprzątać to miejsce, powoli postępują. Ale przede wszystkim wziąłem się do pracy. Sygnały pobierają się strasznie powoli, wszystko tu działa, jakby było sprzed 100 lat. I może jest, kto wie? Obraz na ekranie jest bardzo niewyraźny. Większość dźwięków i obrazów to asteroidy albo planety odległe o kilkaset tysięcy lat świetlnych. Ale wczoraj dostałem coś ciekawego. Świecący się obiekt, którego nie mogłem w pełni namierzyć. Coś w rodzaju sześcianu z otaczającymi go kolorowymi światłami. Jakaś nowa satelita?
Gra zaczyna się bardzo niepokojąco, w istnych ciemnościach poruszamy się między drzewami, czasami tylko natrafiając na olbrzymie talerze satelitarne, aby w końcu dotrzeć do obdrapanej, zaśmieconej i brudnej bazy. Oto nasz nowy dom. Mniej więcej w tym momencie klimat mocno się zmienia. Przez jakiś czas protagonista stanie się sprzątaczką i chłopcem na posyłki. Główna pętla gameplayu polega na tym, że za pomocą skomplikowanie wyglądającej maszyny skanujemy kosmos w poszukiwaniu sygnałów. Po odnalezieniu takowego pozostaje nam jeszcze ustawić częstotliwość i biegun odbierania sygnału, po czym jesteśmy wolni od pracy. Tutaj gracz musi poczekać, aż sygnał się pobierze i jest pozostawiony samemu sobie. Można w tym czasie zabrać się za sprzątanie bazy, eksplorację okolicy, lub naprawianie serwerów, aby sygnały szybciej się pobierały. Z czasem do naszych zadań dojdzie jeszcze jeżdżenie do poszczególnych satelit, aby spisać z nich wygenerowane kody. Oprócz tego gra wymaga regularnego uzupełniania statystyk głodu i wysypiania się naszego protagonisty.
Z początku te czynności mogą się wydać Wam monotonne. Nie będę ukrywał: trochę tak jest. Przez długi czas chodzimy po bazie, zbieramy śmieci i skanujemy kolejne sygnały. Jednak warto pochylić się tu nad paroma kwestiami. Jeśli lubicie spokojne i relaksujące gry jak np. Stardew Valley, to zdecydowanie ta gra może Was przyciągnąć. Wynoszenie śmieci, sprzątanie, układanie na półkach i wszelkie czynności, jakich gracz podejmie się w oczekiwaniu na kolejne sygnały, są niezwykle przyjemne. Pomaga w tym niesamowicie wykonana fizyka, która nie należy do najrealistyczniejszych, ale każdy przedmiot możemy chwycić, obrócić czy przesunąć. Sprawia to, że wolność przy projektowaniu i sprzątaniu bazy jest iście uwalniająca. Wszystko to sprowadza się do zaprowadzenia w głowie gracza celowej monotonii, która uśpi go przed nadchodzącymi koszmarami.

Dzień 15: Pomocy. Coś chodziło wczoraj w szybach wentylacyjnych, a na niebie błyskały jaskrawe niebieskie światła. Dzisiaj wszystko w moim pokoju zaczęło unosić się w górę, aż nagle upadło z wielkim trzaskiem. Manekiny zniknęły. Zakupiłem robota, Kerfusia, do pomocy z naprawą serwerów, ale też zniknął kilka dni temu. To chyba Oni go zabrali. Jacy Oni? Nie wiem, ale błagam, aby przestali.
Choć przez pierwsze kilka dni wokół gracza będzie panować istna idylla, szybko się to zmienia, a gra staje się najczystszym horrorem. Dziwne dźwięki, kosmiczne pojazdy na niebie czy światła w środku lasu. Voices of the Void jest pełne niespodzianek. I mimo tego, że nie wszystko jest niebezpieczne albo nawet przerażające, zawsze będziemy czuć niepewność i obawy podczas pierwszych spotkań. Nie zamierzam tu spoilerować żadnych konkretnych zagrożeń, ale skala niebezpieczeństwa przechodzi od kosmitów, którzy kradną nam jedzenie z lodówki, przez proste jumpscare'y, aż po rozerwanie na strzępy. Niemniej jednak obcych ras czy innych bardziej niewyjaśnialnych fenomenów rodem z teorii spiskowych znajduje się tu sporo. Niektóre pojawiają się automatycznie z biegiem czasu, niektóre wywołamy, skanując kosmos i zwracając na siebie uwagę istot pozaziemskich. Nasz protagonista nie bardzo ma się czym bronić. Możemy chwycić w ręce łom, młotek czy inne narzędzia ogrodniczo-budowlane i cosplayować Gordona Freemana, okładając kosmitów po głowach (jeśli je mają), ale nie jest to efektywne ani satysfakcjonujące, większość kreatur jest odporna na ataki fizyczne, więc domyślnie należy ratować się ucieczką od zagrożenia.

Gra ma opcję ulepszania swojej bazy, ale możliwości defensywnych tam nie znajdziemy. Za nasze ciężko zarobione pieniądze kupimy ulepszenia sprzętu do skanowania, dekoracje i różne urządzenia domowego użytku np. ekspres do kawy czy roombę. Wśród dekoracji i pluszaków możliwych do zakupu pojawia się mnóstwo memów i nawiązań, przede wszystkim do streamerów, którzy pomogli rozpromować grę. Jednym z dziwacznych "gadżetów" jest robot, który kilka lat temu podbił serca polskich internautów: Kerfuś. Przeuroczy koci robot okazał się niezwykle pomocny w trakcie rozgrywki, robiąc za gracza najbardziej uciążliwe i czasochłonne zadanie naprawiania serwerów, a po pewnym "ukrytym" ulepszeniu, jest w stanie robić jeszcze więcej. Jeżeli gra nie zachęca Was niesamowitym klimatem czy wybitnie zabawną w swoim wykonaniu fizyką, może posiadanie Kerfusia w swoim domu was przekona.

Dzień 24: Powoli kończą mi się zapasy, jak i pieniądze na nową żywność. Regularnie przysyłanymi racjami wojskowymi nie sposób już się żywić, na sam ich widok mam ochotę zwrócić resztki tego, co siedzi mi w żołądku. Kerfuś wrócił kilka dni temu, ale błędem było się z tego cieszyć. Od tego momentu nie wychodzę już na zewnątrz. Większość satelitów się popsuła, a ja nie mam odwagi wyjść i ich naprawić. Przez to nie mogę skanować już sygnałów, za które przedłużyłbym swoją nędzną egzystencję. Czasami tylko wyślizguję się na dach szybami wentylacyjnymi, aby nacieszyć oczy ostatnimi promieniami słońca, jakie poczuję w swoim życiu. Cokolwiek zniszczyło wejście do szybów, już sobie poszło, a ja nie mam siły ani możliwości, by je naprawić. Jeżeli przybyłeś tu na moje zastępstwo i właśnie to czytasz, to wiedz, że NIE MA UCIECZKI.
Podobnie jak poprzednio omawiany przeze mnie ULTRAKILL, Voices of The Void zdecydowanie inspiruje się grafiką z czasów PlayStation 1. Jednak tak jak we wspomnianej strzelance, gra stara się uczynić z rozpikselowaną grafiką, co tylko może. Być może współczesne, pseudorealistyczne gry przejmują prym na rynku, ale to właśnie niskobudżetowe tytuły udowadniają, że nie potrzeba olbrzymiej liczby poligonów, aby pokazać coś pięknego. Tutaj każdy zachód słońca, każdy deszcz spadających gwiazd czy niektóre paranormalne zjawiska sprawiają, że staję w zachwycie i oczarowaniu otaczającym mnie widokiem. Powiedziałbym wręcz, że ta mniej szczegółowa grafika pozwoliła autorom na dodanie fantastycznej fizyki. Każdy obiekt można podnieść niczym w grach od Valve i przestawić go w dogodne nam miejsce, co sprawia, że interakcja ze światem jest jeszcze bardziej immersyjna. Czujemy, że baza jest miejscem, które możemy remontować, modyfikować i dekorować. Podobnie immersyjny jest dźwięk.
Gra niesamowicie buduje klimat, zwłaszcza w nocy, kiedy każdy pojedynczy szmer wzbudza nasz niepokój. Dla fanów serii Half-Life będzie to nostalgiczne doświadczenie, gdyż niemalże każdy efekt dźwiękowy jest zaczerpnięty właśnie z tych gier. Muzyki nie ma tu wiele, tak naprawdę wychwyciłem może z trzy utwory. Jeden nad ranem, wzbudzający ulgę po przeżytej nocy, drugi w trakcie dnia, przypominający mi minecraftowe spokojne brzdąkanie i trzeci, nocny, który ma na celu zwiększyć naszą paranoję.

Z racji tego, że jest to wczesny dostęp, grze zdarza się crash tu i ówdzie. Nie jeden raz też zdarzyło się, że jakiś obiekt zniknął mi pod powierzchnią ziemi i nigdy go nie odzyskałem. Mogę stwierdzić, że przynajmniej części błędów nie naprawiono od kilku wersji, ale niewiele z nich rujnuje doszczętnie rozgrywkę. Raczej są to drobnostki, np. śmiesznie zachowująca się fizyka czy zmultiplikowany efekt dźwiękowy. Tak naprawdę największym mankamentem jest tu nauka sterowania. Niemalże każdy przedmiot można podnieść, użyć, obrócić czy wyrzucić w siną dal, więc wszelaka interakcja jest trochę skomplikowana. Przy każdym interaktywnym obiekcie pojawia się nam lista możliwości, z których za pomocą kółka myszki wybieramy czynność, jakiej chcemy się dopuścić. Choć gra ma kilka skrótów klawiszowych, to nauczenie się ich jest kolejnym progiem zwalniającym przed zagraniem w faktyczną grę. Dodajmy do tego zaawansowany system skanowania kosmosu i już można zniechęcić połowę graczy. Jedyne, co mogę w tej sytuacji zasugerować, to dokładne przejście specjalnego poziomu tutorialowego. Najlepiej z dwa razy. Ma on aktualnie sporo wiadomości tekstowych tłumaczących wszystko krok po kroku, jednak działa to na niekorzyść przy ścianach liter. Zajmuje on około godziny, ale bez zrozumienia sterowania ciężko jakkolwiek grać.

Raport z placówki badawczej ASO: Ostatni pracownik zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Zespół ratowniczy nie odnalazł nikogo w zasięgu kilku mil od głównego budynku. Poszukiwanie nowych zasobów ludzkich rozpoczęte.
Absolutnie mogę polecić zagranie w Voices of The Void. Nie jest to projekt dla każdego, ale polecam spróbować, bo jest tu na tyle dużo różnych aktywności, że jakaś powinna Was zatrzymać na dłużej. Choć autorzy chcą wydać produkcję za pełną cenę, aktualne wersje nie wymagają żadnych opłat. Warto też dodać, że gra jest przystępna w wymaganiach sprzętowych. Chociaż bardzo stare komputery będą się trochę krztusić, to raczej każdy sprzęt z ostatnich 5-6 lat powinien odpalić ją w 60 FPS-ach. Opisywane przeze mnie skomplikowane sterowanie, tak naprawdę tylko wygląda strasznie, ale po 2 godzinach rozgrywki się do niego przyzwyczaicie. Samą grę możecie znaleźć tutaj.
Miłego skanowania kosmosu!
Zdjęcia w artykule pochodzą z wersji gry 0.6.3b, 0.7.0 oraz z 0.8.2c


