Zapomniane arcydzieło kina gangsterskiego. Nie zdobyło rozgłosu jak Człowiek z blizną, a powinno
Dziesięć lat po sukcesie kultowego Człowieka z blizną, reżyser Brian De Palma i aktor Al Pacino ponownie połączyli siły. Choć film Życie Carlita nie zdobyło takiego rozgłosu jak ich poprzedni projekt, dziś uważam je za arcydzieło kina gangsterskiego. Dlaczego?
Głównym bohaterem opowieści jest doświadczony nowojorski gangster o portorykańskim pochodzeniu. Po pięcioletniej odsiadce Carlito Brigante wychodzi na wolność dzięki sprytowi swojego prawnika i zarazem najlepszego przyjaciela, Davida Kleinfelda. Zamiast wrócić na ścieżkę przestępczą, tytułowy bohater pragnie wieść spokojne życie – z dala od nielegalnej działalności. Marzeniem protagonisty jest ucieczka z ukochaną Gail na Bahamy, gdzie zajmowałby się wypożyczaniem samochodów. Aby wejść w ten interes, musi jednak uzbierać sporą sumę pieniędzy. Cel Carlita jest prosty – szybki zarobek i zmycie się z brudnych, depresyjnych ulic Nowego Jorku. Bohater postanawia odciąć się od kryminalnej przeszłości, ale szybko przekonuje się, że ta nie da mu o sobie zapomnieć.
Trudno mówić o spoilerach w przypadku filmu, który już na samym początku zdradza zakończenie prezentowanej opowieści. Sekwencja otwierająca Życie Carlita przedstawia śmiertelnie postrzelonego, wiezionego na noszach głównego bohatera. Wiemy przez to, że historia będzie zlepkiem retrospekcji. Co więcej, słyszymy myśli umierającego, które zapowiadają jego spowiedź. W jej ramach odtworzy on kluczowe momenty ostatnich dni swojego życia, próbując zrozumieć, gdzie popełnił błąd.
Zdaję sobie sprawę, że taka struktura narracyjna może wydawać się bezsensowna, bo przecież niewiele jest nas już w stanie zaskoczyć; od razu wiemy, do czego przedstawiane wydarzenia ostatecznie prowadzą. Myślę jednak, że to bardzo świadomy i – co ważniejsze – trafiony ruch scenarzysty, Davida Koeppa. Takie rozpoczęcie czyni opowieść bardziej osobistą, intymną oraz podkreśla tragizm postaci Carlita. Jego plan na porzucenie dawnego życia i rozpoczęcie wszystkiego na nowo jest od początku skazany na porażkę. Mimo że znamy finał tej historii, do samego końca mamy nadzieję, że Carlito zdoła się jakoś wyrwać z bagna starych grzechów. Kibicujemy mu, choć wiemy, że los już dawno wydał na niego wyrok.
W spełnieniu swojego największego marzenia o ucieczce i odkupieniu bohaterowi przeszkadza bardzo wiele: stare znajomości, nieprzychylny los, prokuratura śledząca każdy jego ruch oraz zastawiająca na niego pułapki. Portorykańczyk musi stale patrzeć pod nogi, mieć się na baczności i mierzyć z wszelkimi przeciwnościami. Ostatecznie to jednak nie otoczenie, lecz on sam okazuje się swoim największym wrogiem. Stare nawyki nie rdzewieją. Kodeks ulicy jest dla Carlita swego rodzaju Biblią. Bohater wie, że gdyby go złamał, nie mógłby wieść spokojnego życia z czystym sumieniem. To właśnie sztywne trzymanie się zasad sprawia, że wpada w duże tarapaty. Carlito wisi przysługę swojemu prawnikowi, który powoli traci zmysły, ale i tak postanawia mu ją wyświadczyć. Choć protagonista od początku czuł, że misja niesie ze sobą ryzyko, nie przewidział, jak tragiczne mogą być jej skutki.

Ekscentryczny prawnik Carlita, David Kleinfeld, oszukał włoskiego gangstera na pieniądze, więc zaczyna obawiać się o swoje życie. Nie radząc sobie ze stresem, popada w narkotykowy nałóg. Z czasem staje się coraz bardziej agresywny, lekkomyślny i nieprzewidywalny. Kleinfeld to jeden z przedstawicieli młodego pokolenia, które Carlito mocno krytykuje. Główny bohater nie rozumie młodych, bo dojrzał i jest już na zupełnie innym etapie życia. Oni chcą zdobyć świat, a nie od niego uciec; pragną wielkości, zamiast spokoju. Ten kontrast pokoleń to jeden z najważniejszych motywów w Życiu Carlita.
Warto w jego kontekście przywołać bardzo znaczącą postać Benniego Blanco – młodego, aroganckiego gangstera z Bronxu, odpowiedzialnego za zabójstwo protagonisty. Nie bez przyczyny w pewnym momencie padają słowa, że przypomina on Carlita z przeszłości. To, jak główny bohater wypiera ten fakt i z jaką pogardą oraz brutalnością traktuje młodego mężczyznę, świadczy o jego desperackiej potrzebie odcięcia się od minionych lat. Carlito nie chce widzieć w Bennym samego siebie sprzed lat – to dla niego zbyt bolesne. Dlatego właśnie reaguje gniewem oraz wyższością, jakby na siłę próbował odepchnąć od siebie mroczną przeszłość. Pokazuje to, jak głęboko sięga jego niechęć do dawnego „ja”.
Benny Blanco faktycznie uosabia młodego Carlita – pewnego siebie, głodnego władzy, majątku, a dodatkowo jeszcze nieświadomego ceny, jaką przyjdzie mu za to wszystko kiedyś zapłacić. Fakt, że to właśnie on zabija protagonistę, ma wielce symboliczną wymowę. Carlito niemalże osiąga swoje marzenie – już prawie uciekł, zaczął od nowa, prowadzi godne, uczciwe życie u boku ukochanej. A jednak nie udaje mu się uciec od przeszłości. To właśnie ona – w postaci Benniego Blanco – koniec końców go dopada. Dreszczowy, a zarazem bardzo poruszający finał Życia Carlita to popis reżyserskiej maestrii De Palmy, którą wzmacnia wybitny scenariusz Davida Koeppa. Napięcie i emocjonalny ciężar nasilają się za sprawą ciąży Gail, partnerki tytułowego bohatera. Carlito nie walczy już tylko o ocalenie własnej osoby, lecz o szansę na nowe życie – w roli kochającego męża i ojca, z dala od przestępczej przeszłości.
Życie Carlita to nie tylko historia o gangsterskim odkupieniu, ale i film bardzo osobisty dla samego reżysera. Tytułowy bohater – starzejący się mężczyzna, który chce porzucić swoją działalność, a mimo to nie jest w stanie się od niej odciąć – przypomina samego Briana De Palmę. Amerykański reżyser, choć w wywiadach wielokrotnie wspominał o swoim zmęczeniu przemysłem filmowym, wraca tu do tego, w czym jest najlepszy, a mianowicie budowania napięcia i prowadzenia stylowych scen akcji. Może właśnie dlatego dzieło to jest tak szczere, bolesne i... ludzkie.


