WandaVision - nowy rozdział dla telewizji? Serial z wpływem na filmowe uniwersum
WandaVision jest pierwszym w historii serialem zrealizowanym przez Marvel Studios i Disney+. Fani oczekiwali filmowej jakości rozłożonej na odcinki. Czy założenia te udało się spełnić w przypadku najdroższego serialu w historii?
WandaVision jest według różnych ustaleń najdroższym serialem w historii, który przeznaczał 25 mln dolarów na odcinek. Przed laty HBO postanowiło stworzyć tzw. serial filmowy i wydać 22 mln dolarów na realizację epizodu serialu Pacyfik. Niezależnie od przeznaczonych pieniędzy coś rzeczywiście zmieniło się w podejściu widzów do konsumowania seriali. W kręgu zainteresowań nie znajduje się już tylko historia i rozwój bohaterów, ale też filmowa jakość pod kątem realizacji i od strony czysto estetycznej. Wydaje się, że produkcja Marvel Studios i Disney+ wywiązuje się z obietnic zaprezentowania kinowej jakości, a nawet nieco gorszy pod kątem efektów finał wytwarzał poczucie żalu, że nie dane nam było zobaczyć go na dużym ekranie. Można zastanowić się zatem nad obraniem zupełnie nowej ścieżki przez twórców, którzy podczas streamingowej wojny oferować chcą seriale o filmowych budżetach.
Nową kategorią, określającą seriale po premierze Miasteczka Twin Peaks lub Rodziny Soprano, stały się "seriale jakościowe", których skomplikowana narracja oddzielała je od wszystkich poprzednich. Po premierze Zagubieni zaczęto rozkoszować się poziomem, psychologicznym realizmem i wielopiętrową intrygą z całą masą tajemnic. Oto bowiem telewizja miała dokonać skoku jakościowego, odejść jak tylko się da od telewizyjnej chałtury. Lata mijały, zaś produkcje telewizyjne dalej się rozwijały i nastąpiła chociażby premiera Gry o tron od HBO. Jeden z pierwszych seriali, od którego widzowie oczekiwali nie tylko udanych fabularnych rozwiązań, ale też poziomu CGI oraz innych elementów tożsamych dla kinowych produkcji o większych budżetach. Gdy jedną bitwę zrealizowano słabo w mrokach ciemności, widzowie zaczęli kpić i nabijać się, że równie dobrze mogliby oglądać ten epizod z samym dźwiękiem, wówczas zobaczyliby może więcej.
Niezależnie od naszych sądów na temat słuszności określania konkretnych produkcji mianem "telewizji jakościowej", zawsze w przypadku dyskutowania o tworach kultury popularnej, pamiętać musimy przede wszystkim o widzach, a nie akademickich kategoriach. Od Miasteczka Twin Peaks, ale też od serialu Zagubieni i później Skazanego na śmierć, zmieniły się kompetencje widowni. Nie było więc dla nikogo niespodzianką, kiedy podczas emisji serialu Watchmen tworzone były liczne teorie i zastanawiano się, co przyniesie kolejny tydzień. WandaVision również jest serialem przyjętym przez widzów bardzo naturalnie pod kątem tajemnic utkanych w scenariusz i stopniowo rozwijanych w każdym epizodzie.
Jeśli zatem miałbym pokusić się o określenie niesamowitości WandaVision w kontekście medioznawczym, to mnie intryguje fakt przenikania się tego serialu z kinowymi produkcjami. Delikatnie zarysowane to było w Agentach T.A.R.C.Z.Y., kiedy pojawiała się w kilku odcinkach Maria Hill, dwukrotnie Nick Fury oraz Lady Sif, ale nigdy przenikanie się narracji nie działało w obie strony. Nawet jeśli w serialu WandaVision zabrakło postaci większego kalibru, a dano nam zapomnianą z filmów o Thorze Darcy, biorącego udział w Ant-Man i Osa Jimmy'ego Woo i starszą, a więc zupełnie nową wersję Moniki Rambeau z Kapitan Marvel, to jednak nieprzypadkowo poinformowano wcześniej, że Monica grana przez Teyonah Parris pojawi się w sequelu filmu o Carol Danvers, zaś Wanda odegra istotną rolę w Doktor Strange w multiwersum obłędu. Być może niepotrzebne było stwierdzenie, że WandaVIsion wchodzi w trylogię filmów o multiwersum razem ze Spider-Man: Bez drogi do domu i właśnie drugim Doktorem. Wydaje się bowiem, że nie ma tam zbyt wielu odniesień do multiwersum, choć część fanów mylnie zrozumiała, że to WandaVision miała otworzyć ten rozdział w MCU. Mieliśmy przecież właśnie w pierwszym Doktorze Strange scenę, w której Starożytna wspomina o istnieniu wieloświatów. Widzimy to w momencie, gdy grana przez Tildę Swinton postać wprowadza Stephana w stan astralny, zaś zaraz potem podróżuje on przez różne wymiary. Ba, pada nawet słowo "multiverse", zatem ten bagaż został zdjęty z pierwszego serialu Marvel Studios. Jasne, wprowadzono postać fałszywego Pietro, obsadzając aktora wcielającego się w inną wersję tej postaci w filmach o X-Men od Foxa, ale okazuje się, że był to tylko żart ze strony twórców. Całkiem udany, ale tu zderzyły się oczekiwania widowni z nadmiernymi teoriami widzącymi wszędzie Mefisto lub Reeda Richardsa i mutantów, a przez to zapomniano o najważniejszej w tej produkcji Wandzie oraz jej rodzinie.
Ostatecznie brak Stephena Strange'a, popularnej postaci z MCU, był odczuwalny. Jednak więcej miejsca dostała Wanda i choć możemy tylko teoretyzować, jaką rolę odegra w Doktor Strange w multiwersum obłędu, to jednak samo zastanawianie się nad tym dowodzi przenikaniu się narracji serialowej z filmową. Pod tym względem jest to nowy rozdział w historii telewizji i tak samo będzie też zapewne w przypadku seriali z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Niewątpliwie tam zamieszczane fabuły będą wpływać w dalszej perspektywie na produkcje z dużego ekranu. Kto wie, może zobaczmy kiedyś Baby Yodę na dużym ekranie?
WandaVision jest serialem intrygującym, który nie proponuje może tak skomplikowanej intrygi jak Watchmen, ale przede wszystkim twórczo wykorzystuje konwencje sitcomów z różnych epok. Być może dopiero za jakiś czas odważniej badacze i krytycy stwierdzą, że jest to dobra produkcja do stanowienia konkretnego punktu na osi czasu przełomowych momentów dla telewizji. Mamy wszak do czynienia z serialem, który podsumowuje wcześniejszą epokę, mocno czerpiąc z dobrodziejstw medium. Pod tym względem udało się z pewnością zrobić coś naprawdę świeżego.
Interesująca jest również reakcja konkurencji Disney+, bo już słyszymy o spin-offach Legionu Samobójców Jamesa Gunna lub produkcji o Zielonych Latarniach, ale nikt inny nie ma tak prowadzonego uniwersum jak Marvel. Ich ekspansja na medium telewizji/streamingu to strzał w dziesiątkę, bo nawet jeśli gdzieniegdzie pojawiają się głosy narzekania na WandaVision, zapewne Falcon i Zimowy żołnierz zadowoli jeszcze większą liczbę fanów. Proszę tylko, żebyśmy nie oczekiwali każdego tygodnia, że pojawi się Wolverine, bo nie po to dostajemy długie odcinki o Samie Wilsonie i Jamesie Barnsie, żeby blask bohaterom odbierał nowy Rosomak.