Świętujemy 40. urodziny Goonies. Czy to nadal dobry film?
Klasyka gatunku, familijne kino przygodowe, a może mocno zakurzona pozycja, która nie ma dzisiejszemu widzowi niczego do zaoferowania? Jakie jest to obchodzące 40. urodziny Goonies?
Steven Spielberg jako producent, Chris Columbus (reżyser dwóch pierwszych części Harry'ego Pottera) odpowiedzialny za scenariusz, za kamerą wielka postać kina, czyli Richard Donner (weteran branży, aktywny od 1953 roku twórca dylogi Supermana, który po Goonies dał światu cztery części Zabójczej broni, kilka bardzo ciekawych produkcji z Melem Gibsonem, ale przede wszystkim jedną z najpiękniejszych filmowych baśni – Zaklętą w Sokoła) i naprawdę duży jak na lata osiemdziesiąte budżet (19 mln dolarów).
Z takiej mieszanki musiało wyjść coś dobrego. I chyba rzeczywiście wyszło, bo film Goonies do tej pory stawiany jest za wzór kina przygodowego, a wielu późniejszych twórców czerpało z niego inspiracje. Mamy chociażby popularny serial Stranger Things, który wygląda jak odświeżona wersja klasyka z 1985 roku. Jednak są też dosłowne odwołania – film Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie i scena przeniesiona niemal jeden do jednego właśnie z Goonies, z tym wyjątkiem, że w Star Wars jest to sztylet, a tu stara moneta wskazująca położenie skarbu.

Banalna i fantastyczna fabuła Goonies
Sam pomysł na scenariusz wydaje się banalny. Przygoda nastolatków, poszukiwanie skarbu i fajtłapowaci bandyci na tropie. A jednak jest w tym filmie coś, co każe uznać go za doskonałego prekursora wysokobudżetowego kina familijnego. To idealny balans humoru i rozrywki, klasycznej bajki z elementami fantazji i trzymającej w napięciu przygody. Jest stawka, czyli walka o dom, który ma zostać sprzedany, oraz ucieczka przed mimo wszystko groźnymi przestępcami posiadającymi broń. Zresztą już pierwsza scena może delikatnie zaszokować. Więzień powieszony w celi może przerazić widza. Oczywiście po chwili grobowa atmosfera zostaje rozładowana i dostajemy zabawną sekwencję ze strażnikiem i późniejszą ucieczką.
Jednak największym plusem tej produkcji są wyraziści, mocno różniący się od siebie bohaterowie. Mały geniusz wyposażony w cały arsenał domowych wynalazków, wygadany, uwielbiający żarty – Gęba, pocieszny żarłok – Baleron, starszy brat Brandon (najmniej charyzmatyczny z całego towarzystwa) oraz główny bohater Mikey, wierzący w przeznaczenie i uparcie dążący do celu. Żeby ekipa była w komplecie, muszą w niej być także dziewczyny. Andy i Stef nie robią tutaj za statystki, wnoszą koloryt do całej historii, a także urozmaicają i tak ciekawe dialogi między bohaterami.
Najlepsze filmy o poszukiwaniu skarbów [RANKING]
Goonies kontra dorośli
Mimo czterdziestu lat na karku Goonies wciąż może zachwycać. Nieco archaiczne efekty specjalne i delikatnie przykurzone zdjęcia nie kłują w oczy. I choć dzisiejsza młodzież jest zupełnie inna niż ta w latach osiemdziesiątych (nie jest aż tak zainteresowana przeżywaniem własnych przygód), to nie powinna mieć problemu z polubieniem tego filmu. Bo ogląda się go z przyjemnością. Nie dłuży się ani nie wywołuje niezamierzonego śmiechu. Przemowy młodocianych bohaterów są często pełne patosu, ale doskonale wpisują się w konwencje poważnej przygody i poważnego skarbu. Co chwila nasi bohaterowie natrafiają na jakiś szkielet. W tej kwestii nie ma mowy o półśrodkach, twórcy pokazują wszystko: czaszki pozbawione skóry i mięśni, odrywające się od reszty ciała z nieprzyjemnym chrupnięciem, a nawet muzyczne organy zbudowane z kościanych palców. Od początku widać też kunszt twórców, jeśli chodzi o wymyślanie skomplikowanych mechanizmów. Zaczynamy od otwarcia furtki za pomocą kury znoszącej jaja, a kończymy na statku w mechaniczny sposób podnoszącym kotwicę.
Cechą charakterystyczną Goonies jest przerysowanie, ale wszystko jest tutaj robione ze smakiem i z zachowaniem proporcji. Nie można powiedzieć, że z czymś przesadzono. Każda kwestia trafia w punkt, a młodzieńczy aktorzy dają z siebie sto procent. Nie przeszkadza ani stereotypowy muzealnik – ojciec Mikeya i Brandona – ani oklepany temat dzieci dzwoniących na policję, by zrobić sobie żarty. Wszystko wychodzi bardzo naturalnie.
Czy poszukiwanie skarbów wyszło z mody? Biorę łopatę i dokopuję się do prawdy.
Pokolenie Goonies
A skoro jesteśmy przy aktorach, to warto zauważyć, że co najmniej kilku z nich zrobiło naprawdę wielką karierę. Oczywiście na pierwszy plan wybija się Josh Brolin, czyli jeden z największych gwiazdorów Hollywood. Sean Astin także wpisał się na stałe do aktorskiego panteonu po zagraniu Sama w trylogii Władcy Pierścieni, a Ke Huy Quan dwa lata temu otrzymał Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w filmie Wszystko wszędzie naraz.
Nie ulega wątpliwości, że Goonies wycisnęło piętno na historii kina przygodowego dla młodzieży. Stało się produkcją ponadczasową, jednym z klasyków, do których można wracać. Wiadomo, że człowiek nie będzie rozczarowany, że nie zobaczy czegoś, co nie dorównuje dzisiejszym standardom. Goonies to po prostu dwie godziny dobrej zabawy, angażującej, niemęczącej. Moją ulubioną sceną pozostaje ta, kiedy Gęba tłumaczy na hiszpański rozporządzenia wydawane służącej przez mamę Mikeya. Z kamienną miną rozprawia o narkotykach i zabawkach erotycznych, czym wprawia w osłupienie biedną Rosalitę.

Ahoj przygodo, nowe Goonies nadchodzą!
Niedługo mają rozpocząć się prace nad sequelem Goonies. Jednak tu rodzą się pytania. Czy to w ogóle ma prawo się udać? I do kogo właściwie ten film miałby być skierowany? Świat przez czterdzieści lat naprawdę mocno się zmienił. I choć Goonies jako film się nie postarzał, to jednak widzowie zakochani w tym filmie już tak. Czy wystarczy zagrać na nutce nostalgii, by przekonać ich do nowego projektu? Śmiem wątpić. Ta historia jest już wyczerpana i raczej nie uda się stworzyć niczego świeżego, nawiązującego do tego klasyka. Po pierwsze trudno będzie oddać ducha oryginalnej historii. Dzisiejsi scenarzyści raczej nie lubią takiej oszczędności fabularnej. Po drugie, jeśli twórcy położą nacisk na próby dogodzenia młodszemu pokoleniu, może wyjść z tego coś niestrawnego. To tak jakby sześćdziesięciolatek przebrał się w nastoletnie ciuchy i próbował „zgrywać ziomala”. Raczej rzadko coś takiego nie okazuje się skrajną groteską.
Czy lubię oryginalne Goonies? Jak najbardziej tak. Czy czekam na sequel? Zdecydowanie nie. Niektóre historie powinny pozostać nietknięte. Powinien narastać wokół nich pewien nimb tajemniczości i swego rodzaju kultu. Goonies powinno pozostać Goonies. Historią starszego pokolenia, które mówi, że "kiedyś to było". To jest ich, to należy do nich. I lepiej, żeby tak pozostało. Lepiej tego nie niszczyć. Lepiej nie rozczarować tych wszystkich fanów, nie odbierać im połączenia z dzieciństwem.

