Anatomia robota. Czy powstają jakiekolwiek oryginalne produkcje o buncie maszyn?
Tematyka zbuntowanych maszyn zalewa rynek filmowy. Wraz z rozwojem sztucznej inteligencji reżyserzy coraz chętniej sięgają po utarte schematy. Czy wnoszą do nich coś oryginalnego?
Terminator, Odyseja Kosmiczna i tak dalej. W kinie kwestia kształtu świata w przyszłości i problematyka z niej wynikająca są wałkowane od dawna. Bunty robotów, zniewolenie ludzkości czy nawet jej eksterminacja zawsze intrygowały, bo potrafiły zarysować widzom jakąś emocjonalną wizję niepewnego jutra. Taki obraz ekstremalnie zmodyfikowanego świata był i będzie chętnie oglądany.
Ostatnio reżyserzy coraz chętniej sięgają po ten motyw. Przyczyną jest zapewne rozwój sztucznej inteligencji i różnego rodzaju czatów, które swoim zachowaniem zaczynają przypominać człowieka. Scenarzyści lubią czerpać inspirację z nastrojów społecznych, a te są rozgrzane do czerwoności, bo wizje przyszłości ze starszych tytułów, czyli zrobotyzowany świat z zacierającą się granicą pomiędzy człowiekiem a maszyną, obserwujemy w czasie rzeczywistym. Nie zadajemy już pytania „czy inteligentne maszyny kiedyś powstaną?”, a „kiedy dorównają naszej inteligencji?” (choć do tego daleka droga).
Twórcy filmowi to zauważają, dlatego coraz częściej bazują na emocjach i strachu związanym z przejęciem przez roboty kontroli nad światem. Na szczęście nie wszyscy starają się wzbogacać na rozklekotanych nastrojach społecznych, choć filmy pozornie wyglądają tak samo. Sam w ostatnich miesiącach obejrzałem kilka produkcji, których fundamentem była zbuntowana technologia, lecz miały świeże spojrzenie na fabułę.

Bunt maszyn na ekranie może być oryginalny
Cassandra to niemiecki miniserial, który pojawił się w lutym na Netfliksie. Z opisu wygląda tak, jakby podążał utorowaną ścieżką gatunku: jest technologia (smart home), która okazuje się zła, mamy bunt i horror. Jednak pozory mylą. To skomplikowana historia macierzyńskiej miłości, wykraczającej poza moralne granice. Otrzymujemy impuls do refleksji nad tym, ile jesteśmy w stanie zrobić dla najbliższych. Dodatkowo podjęto temat sensu przedłużania egzystencji z użyciem technologii, co nasuwa pytania: gdzie jest początek i koniec człowieka? Jego tożsamości? Czy wszczepiając naszą świadomość w robota, sami się zniewalamy lub kształtujemy na nowo (ergo nie jesteśmy sobą, życie się kończy)?
Można dyskutować nad niektórymi wyborami scenarzystów i reżysera, jednak Cassandra stanowi dobry punkt wyjścia do tego, aby nie traktować buntu maszyn jednowymiarowo. Jeżeli taka tematyka dobrze się kapitalizuje, to zawsze można używać jej jako narzędzia do podjęcia dyskusji nad bardziej złożonymi kwestiami. Mimo że Cassandra jest dosyć przewidywalna, to stara się pobudzić szare komórki do działania.
Wszyscy jesteśmy zaprogramowani?
Kolejną produkcją, podejmującą schemat nieposłusznej technologii, jest Towarzysz. Opowiada on historię robotycznej kompanki Iris (Sophie Thatcher) i Josha (Jack Quiad), dla których wypad z przyjaciółmi w ustronne miejsce zamienia się w koszmar. Film, podobnie jak Cassandra, eksploruje toksyczne relacje oraz zacieranie się granic między ludzką tożsamością a zaprogramowanymi reakcjami. Iris w pewnym momencie zdaje się balansować na granicy między samodzielnym działaniem a funkcjonowaniem według zaprogramowanego kodu. W kilku momentach przechodzi na samodzielność, by wkrótce ujawniły się wbudowane wspomnienia. Jej osobowość i decyzje wydają się podyktowane technologią, ale czy tego samego nie można powiedzieć o Joshu, którego impulsywne zachowania wskazują na burzliwą historię i nierozwiązane problemy? Tak też fabuła wprowadza wątek toksyczności mężczyzny w stosunku do kobiet i jego niepohamowane reakcje (niczym zaprogramowane ustawienia). Nawet zakończenie filmu wydaje się otwarte, bo tak naprawdę to my decydujemy, czy u Iris dokonała się całkowita metamorfoza.
Jest kilka niespodzianek i dużo emocjonalnych scen, dzięki czemu przyjemnie się to ogląda. I przy okazji stara się powiedzieć coś więcej. Z założenia nie jest to raczej wybitne psychologiczne kino, ale nadal jest w stanie wyjść poza utarty schemat.

Złomowisko i recykling robotów
Niestety, nie każda produkcja wnosi oryginalne spojrzenie do tematu. Uległość nas nie oczaruje. To typowy straszak, choć z dobrą realizacją i scenami grozy. Alice (Megan Fox) jest zrobotyzowaną pomocą domową, która w pewnym momencie próbuje zająć miejsce żony Nicka (Michele Morrone). Alice pozostaje dla widza enigmą. Jest co prawda zimna i wyrachowana jak każdy robot, ale bez wyraźnego powodu postanawia samodzielnie zmienić część swojego kodu. Nieświadomy Nick go wgrywa, a Alice zaczyna krwawo przejmować kontrolę nad rodziną i całym światem. Zadziwia mnie decyzja reżysera (Scott Dale), który uznał, że nie potrzebujemy żadnego wglądu w umysł buntującej się maszyny.
Uległość to dobry przykład tego, że schemat nadal jest bezmyślnie wykorzystywany. Najwidoczniej to mordująca Megan Fox miała przyciągnąć widownię, nie fabuła. Pomimo niezłej realizacji film wygląda jak najprostszy skok na kasę. I to się udało, ponieważ zarobił nieco ponad 287 tysięcy dolarów i trafił do TOP 10 Netflixa. Okazuje się, że to opłacalna strategia.
Filmy ze schematem buntu robotów będą wyrastać jak grzyby po deszczu z prostego powodu: mogą się opłacać. Produkcja kosztuje grosze, bo scenariusz napisze – o zgrozo – sztuczna inteligencja, a efekty specjalne można ograniczyć do minimum, o ile tytuł jest z góry nastawiony na zysk. Zmieniająca się sytuacja społeczna wpłynęła na wzrost popularności tematyki buntu lub – szerzej – uzyskiwania świadomości przez technologię (Finch, Twórca, The Electric State). Kto wie, może niedługo doczekamy się nowej Odysei Kosmicznej?

