Nie podobał mi się nowy Batman. Oto powody
Nowy Batman stworzony przez Matta Reevesa zbiera same pozytywne recenzje. Jednak nie mogę się zgodzić ze wszystkimi. Problemy zaczynają się od przekombinowanej fabuły i do samego przedstawienia Mrocznego Rycerza.
Jak większość osób z niecierpliwością czekałam na premierę nowego Batmana. Byłam bardzo ciekawa tego bijącego ze zwiastunów detektywistycznego klimatu. Spodziewałam się czegoś niezwykle świeżego w świecie filmów o Mrocznym Rycerzu. I choć Matt Reeves dostarczył widzom wizualną ucztę na poziomie nominowanej do Oscara Diuny, to tytuł mimo wielkich nadziei nie spełnił wszystkich moich oczekiwań. Przyszedł więc czas na kilka słów krytyki w morzu pełnym pochwał.
To nie tak, że Batman jest złym filmem. Jak wspomniałam wyżej - sama strona wizualna produkcji jest na tyle dobra, by tylko dla niej wybrać się do kina i zobaczyć tytuł na dużym ekranie. Twórcy zadbali o detale. Połączenie błękitnego i czerwonego jest niesamowite, a przede wszystkim niezwykle klimatyczne. Pełne wzniosłości i pewnego patosu ujęcia Mrocznego Rycerza to coś, czego od jakiegoś czasu brakowało mi w kinie superbohaterskim. Jedną z najmocniejszych stron filmu jest rola Paula Dano, który jest kimś więcej niż złoczyńcą - to ktoś, kto tak autentycznie oddaje prawdziwych morderców, że zostawia widza w osłupieniu. Jakby nagle puszczono nam w kinie jeden z dokumentów kryminalnych na faktach. I to tylko część tego, co mi się podobało. Jednak niewielu recenzentów wspomina o słabych stronach tego dzieła. Dlatego to o nich będzie ten artykuł.
Nade wszystko nowy Batman jest zdecydowanie za długi. Było za wiele niepotrzebnych ujęć, takich jak kontakt wzrokowy głównego bohatera z młodym osieroconym chłopcem. Widz już za pierwszym razem może załapać, że Bruce Wayne widzi w nim swoje odbicie. Poza tym wprowadzono za dużo zwrotów akcji, które w pewnym momencie straciły cały impet i przestały być zaskakujące, a stały się męczące. Choć finałowy wątek z wiernymi subskrybentami Riddlera był jednym z moich ulubionych - pokazywanie przestępców jako celebrytów w mediach społecznościowych to bardzo współczesny problem - to na tym etapie byłam już tak zmęczona, że nie mogłam dostatecznie go docenić. Nie wspominając o tym, że cała zagadka wydawała się trochę przekombinowana.
Kolejnym minusem jest dla mnie sam Batman. Robert Pattinson to świetny aktor, który po krytykowanym Zmierzchu udowodnił, że nadaje się do wykonywania tego zawodu. To nie z nim mam problem, a z tym, jak bohater został napisany. Przede wszystkim nie dostajemy genialnego detektywa. Bruce Wayne nieźle radzi sobie w grach słownych i zagadkach, zapewne jest także mistrzem krzyżówek panoramicznych, ale brakuje mu dedukcji i do samego końca jest wodzony za nos przez Riddlera. Nie wpada na przykład na to, by sprawdzić, co jest pod dywanem. Trochę żałuję też, że w filmie zobaczyliśmy więcej Batmana niż samego Bruce'a Wayne'a. Fragmenty tego, jak wygląda jego życie po zdjęciu kostiumu, były bardzo ciekawe i według mnie ważne dla rozwoju postaci.
Kolejną postacią ze zmarnowanym potencjałem jest dla mnie Catwoman. Oczywiście, nie chodzi mi o niesamowitą Zoë Kravitz. W tym przypadku dostaliśmy bardzo obiecujący początek i solidną motywację. Selina Kyle była intrygująca i pasowała do brudnego Gotham. Próbowała utrzymać się z pracy w klubie, w którym dochodziło do wielu nielegalnych działań. I mimo tego, że musiała być twarda, by przetrwać, to pokazywała swoje dobre serce: kobieta ratowała kocie przybłędy i była w stanie zaryzykować wszystko dla bezpieczeństwa swojej przyjaciółki. Jednak moim zdaniem z czasem zaczął znikać ten jej pazur. Choć na końcu ratuje Batmana, wcześniej sama kończyła jako "dama w opałach". W niektórych momentach wydawała się istnieć tylko po to, by wywołać jakąś przemianę w głównym bohaterze. I było to trochę rozczarowujące.
Niektórzy porównują nowego Batmana do Jokera. Według mnie to jednak dwa zupełnie różne filmy. W teorii oba mają realistyczną stylistykę i chcą omówić trudne tematy. Jednak przekaz Jokera był dość jasny, produkcja miała wybrany konkretny temat przewodni. Za to Mroczny Rycerz w wersji Matta Reevesa czasem próbuje poruszyć za wiele wątków, żadnego należycie nie zgłębiając. Zaserwowano nam kilkanaście morałów, a żaden dostatecznie nie wybrzmiał - no może poza tym, że Batman się przebranżawia i już jednak nie jest Zemstą. Oczywiście, trudno pokazać narodziny nowego Gotham bez odrobiny chaosu, jednak nagromadzenie tego wszystkiego nie działało na korzyść filmu.
Mimo całego tego narzekania będę czekała na następne części Batmana. Bo mimo wszystko ten Mroczny Rycerz ma wyjątkowy klimat i serce. I wierzę, że batverse Matta Reevesa może być jeszcze lepszy. Mimo kilku wad to obiecujący początek i dobry film. No i warto się przekonać, jak będą postępować zdolności Bruce'a Wayne z trudną sztuką malowania oczu.
Zobacz także: