Reżyser o nagrodzonym Lesson Learned - pokazuje przerażający system edukacji na Węgrzech [WYWIAD]
Lesson Learned zdobył główną nagrodę w konkursie OnAir na BellaTofifest 2025. Miałem okazję spotkać się z Balintem Szimlerem, reżyserem tego węgierskiego filmu. Okazało się, że uniwersalna opowieść o opresyjnym systemie edukacji ma w sobie coś więcej.
ADAM SIENNICA: Nie znam szczegółów działalności systemu edukacji na Węgrzech, ale dzięki temu moja perspektywa na to, co pokazałeś w filmie Lesson Learned, jest inna. To jest przerażające. Rozumiem, że sytuacja w szkolnictwie w kraju jest głównym powodem, dla którego ten film zrobiłeś?
BALINT SZIMLER: Tak naprawdę są dwa powody. Po pierwsze, miałem bardzo podobne doświadczenia co bohater, ponieważ do dziewiątego roku życia mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. Potem przeprowadziliśmy się do Budapesztu i jako dziewięciolatek zacząłem chodzić do szkoły. Od samego początku to był dla mnie szok, bo system edukacji bardzo się różnił.
To samo w sobie jest ciekawe, bo chciałem opowiedzieć historię własnego życia. Na początku nie było to intencjonalne, ale było interesujące. Jeśli masz tyle szczęścia, że możesz doświadczyć dwóch różnych kultur, zawsze jesteś trochę outsiderem. Patrzysz na wszystko, co ci się przytrafia z trochę innej perspektywy, zwłaszcza w szkole. Doświadczyłem czegoś innego i wiedziałem, jak to powinno działać, ale tak nie działało. Dlatego zostało to ze mną przez lata liceum i studiów. Zawsze więc mnie to ciekawiło, ponieważ byłem osobą kwestionującą zasady. Chciałem dowiedzieć się, jak można to poprawić i rozmawiać o systemie edukacji.
Taka ciekawa osobista perspektywa nadaje charakter filmowi. A jaki był drugi?
Drugim powodem jest polityczny reżim na Węgrzech. Orban rządzi jakieś 15 lat. Kiedy zacząłem myśleć o tym filmie, partia polityczna przejęła fundusz filmowy i osadziła w nim swoich ludzi. Dlatego też wielu filmowcom, w tym mnie, odmawiano finansowania. Robili potem wiele złego. Byłem coraz bardziej sfrustrowany tą sytuacją i tym, że nikt się nie buntuje. Szkoła uczy cię, jak się zachować jako dorosły, więc stąd też pojawił się główny pomysł filmu. Może dlatego ludzie się nie buntują. Wszyscy się boją, ale jeśli nauczono cię w szkole ciszy i zachowania, to właśnie zrobisz jako dorosły. Nawet jeśli wartości systemu autorytarnego są sprzeczne z twoimi. A my siłą rzeczy mamy takie dziedzictwo szkolnictwa kraju postsowieckiego.
Zachowanie ludzi w takich sytuacjach może być też kwestią pokoleniową, którą twój film porusza. Starsze pokolenie nauczycieli ślepo przestrzega zasad. Młodsza koleżanka chce coś zrobić inaczej, ale jest od razu demotywowana i w pewien sposób nękana. Lesson Learned pokazuje, że musimy się otworzyć i zaufać młodszemu pokoleniu. To chciałeś przez to powiedzieć?
Z całą pewnością. Sam zamysł tego, że zarówno bohater, jak i młoda nauczycielka, pochodzą z zewnątrz, jest jeszcze ważniejszy. Ona przychodzi tutaj z całą tą energią i pomysłami. Nie jestem ekspertem, bardziej mi chodziło o to, by pokazać, jak ważna jest jej energia, jej otwartość na nowe i próby zrobienia czegoś inaczej. Myślę, że możesz mieć rację, ponieważ na Węgrzech nikt nie chce być nauczycielem przez minimalną płacę i trudne warunki. Dlatego wciąż mamy starsze pokolenie nauczycieli i nie ma świeżej perspektywy. Wszystko działa tak samo od ponad 50 lat.
A to wszystko wpływa na postać młodszej nauczycielki. Ich zachowanie, atmosfera, wywieranie presji i napięcie wpływają demotywująco. Oczekiwałem, że po prostu zwolni się pod koniec filmu. Może w tym tkwi problem? Twój film pokazuje, jakby tam nie było już nadziei.
Dużo rozmawialiśmy o tym, z jakimi emocjami widz powinien wyjść z kina. Film w pewnym sensie jest jak lustro, które stawiamy nie tylko systemowi edukacji, ale też społeczeństwu, ponieważ nie chodzi wyłącznie o milczenie nauczycieli, ale o wszystkich. O milczenie i brak wzajemnego wsparcia, gdy dzieje się coś sprzecznego z twoimi wartościami. Cały film rozpoczął się od mojej frustracji w związku z tym, że ludzie nie robią nic z tym, co się dzieje. Wiemy, że nie możemy rozwiązać problemu, który poruszamy. Nie chcę tego robić na ekranie. Chcę, by to zostało z widzami i by zajęli się tym w prawdziwym życiu. Ma z tobą pozostać taka frustracja, której nie możesz ot tak się pozbyć. Dlatego musisz o tym myśleć.
Czułem się sfrustrowany, ale nie w negatywnym sensie. Kwestia tego, co zrobili z problemem Palko i drzewem na sam koniec jest doskonałym przykładem tego, jak zajęli się czymś powierzchownym, a nie głęboką przyczyną problemu. To trochę smutne.
Często, gdy pojawia się problem, ktoś próbuje rozwiązać go tylko powierzchownie. O to właśnie chodziło w tej scenie – i w zasadzie cały film opowiada o tym. Lesson Learned pokazuje, że coś może na pierwszy rzut oka wydawać się w porządku, ale to tylko pozory. Utrzymywanie iluzji, że wszystko jest okej, to jeden z głównych problemów.
Gdy oglądam film, bez względu na kraj produkcji, często jestem poirytowany, jak dzieci sztucznie grają i nikt nie potrafi tego naprawić. Dlatego Lesson Learned mnie szczególnie zaskoczyło, ponieważ tutaj dzieci są naturalne, otwarte i bardzo wiarygodne. Jak to zrobiłeś?
Dziękuję, podzielam twoje zdanie. W przypadku postaci Palko szybko zdaliśmy sobie sprawę, że ten bohater nie zadziała na ekranie, jeśli będzie go grać dziecko z Węgier. Podczas castingu żadne węgierskie dziecko w roli Palko nie było wiarygodne, bo oni to wszystko znają ze szkoły i wiedzą, co się dzieje. Tak byli do tego przyzwyczajeni, że nie byli autentyczni jako outsiderzy. Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy znaleźć kogoś spoza Węgier. Podczas castingu sprawdziliśmy jakieś 600 dzieciaków w półtora miesiąca. To było dość szalone.
Na planie natomiast nie dawałem dzieciakom dialogów. Nie musieli się niczego uczyć. Tworzyłem sytuacje, w których mówiłem im, jak mają się zachować. Dawałem im motywacje postaci i instrukcje, ale mówiły już swoimi słowami. W pewnym sensie była więc to improwizacja. Nauczyciele w tej interakcji również improwizowali.
Bardzo odważna decyzja.
Bardzo mi się ona podobała, ponieważ od pierwszego roku na filmówce jednym z moich głównych problemów było to, o czym wspomniałeś: to nie sprawia wrażenia naturalnego zachowania. A jeśli od razu nie poczujesz, że aktorzy są prawdziwi, nie przekona cię do tego filmowa rzeczywistość. Cokolwiek się wydarzy na ekranie, to musi być prawdziwe. Oczywiście kluczowe znaczenie potem ma montaż.
Kluczowy w tym filmie jest dla mnie uniwersalny wydźwięk, ponieważ nie trzeba znać węgierskiego systemu edukacji, by poczuć prawdziwe emocje. A postaci, zwłaszcza dziecięce, były bardzo autentyczne. Zaskoczyło mnie też to, że do pewnego momentu nie wiedziałem, w jakim okresie jest osadzona historia. Chyba gdzieś pod koniec zauważyłem telefon komórkowy. Czy to osadzenie czasowe było dla ciebie istotne?
Przewija się ona w filmie, ale nie na pierwszym planie. Nie chciałem tego sztywno osadzać w określonym czasie. Chciałem, by rozgrywało się to współcześnie, ale nie miałem zamiaru tego faktu łopatologicznie przedstawiać widzom. Miało to być uniwersalne w takim sensie, że nic się od wielu lat nie zmieniło. Dlatego historia mogłaby rozegrać się zarówno w latach 90., jak i teraz. Kręciliśmy na taśmie 16 mm, więc wizualnie obraz wydaje się trochę starszy. To tworzy taki specyficzny klimat.


