Jak zostać twardzielem. Dekalog kina akcji
Kupiłeś kamerę z dyskontu, kolega z podwórka chodził przez rok na karate, a inny wyciska dwadzieścia kilo, czyli można kręcić następny Krwawy sport albo Rambo, co nie? Ano niezupełnie. Bo trzeba pamiętać o dziesięciu przykazaniach kina akcji.
1. Nie zatrudniaj skończonej lebiegi w roli głównej
Połączenie umiejętności aktorskich ze znajomością sztuk walki nie jest często spotykane w Hollywood, ale to właśnie aktorzy, którzy potrafią (i nie boją się) odgrywać dużą część skomplikowanych scen akcji, współtworzą zazwyczaj najlepsze filmy. Tak jak nie da się nakręcić dobrej komedii slapstickowej z Krzysztofem Zanussim w roli głównej, tak trudno zrobić udany film sensacyjny z aktorami niepotrafiącymi wykonać prostego uderzenia, bo każdą scenę trzeba wówczas kręcić kilkukrotnie – najpierw z gwiazdą, potem z kaskaderem – a później zmontować to wszystko tak, żeby widz niczego się nie domyślił. Problem w tym, że publiczność prawdopodobnie i tak poczuje różnicę – nie bez powodu za najlepsze sceny akcji uważa się te, w których aktorzy sami odgrywali swoje wyczyny, jak sekwencja z Tomem Cruise'em wiszącym na Burj Khalifa w czwartej części Mission: Impossible czy dowolna scena z Keanu Reevesem w Johnie Wicku. Co ważne, nie chodzi tu jedynie o umiejętności, ale też o chęci. Steven Seagal może i ma czarny pas w Aikido, ale jest też leniwą, egoistyczną bułą, która przychodzi na plan tylko na chwilę, a resztę roboty zostawia kaskaderom. Między innymi dlatego jego filmy wyglądają jak sklejki odpadów znalezionych na podłodze w opuszczonej od dwudziestu lat montażowni.
2. Nie wzywaj komputerowców nadaremno
Ponieważ proces postprodukcji jest o wiele tańszy niż dodatkowe dni zdjęciowe, producenci często wymuszają na ekipie filmowej możliwie jak najszybsze oddanie gotowego materiału – nawet jeśli ten wcale nie wygląda dobrze. Wychodzą przy tym z założenia, że o wiele prościej zainwestować w efekty komputerowe, korekcję barwną i inne cuda techniki niż w czas pracy kaskaderów, choreografów i pirotechników. Najlepszą wizualizacją tej strategii może być pojedynek Jason Statham i Scott Adkins w The Expendables 2, który w surowej wersji musiał wyglądać naprawdę okropnie, skoro producenci zdecydowali się przyciemnić całą scenę tak, by nie było w niej prawie nic widać. Za inny przykład niech posłuży przerażająco zła adaptacja Assassin’s Creed, w której główne role odgrywają ponoć Michael Fassbender i Marion Cotillard, ale trudno ich znaleźć pod ogromną warstwą efektów komputerowych. Oba te filmy byłyby na pewno zdecydowanie lepsze, gdyby producenci uszanowali pracę choreografów i kaskaderów, zamiast skupiać się na CGI. A więc:
3. Szanuj choreografa i kaskadera swego
Dwa lata temu ogromną popularność zyskały filmiki z planu Mad Max: Fury Road, z których jasno wynikało, że większość tego, co widzieliśmy w kinie, rzeczywiście miała miejsce na planie, a nie tylko na monitorze komputera. I między innymi dlatego produkcja George’a Millera uznawana jest dziś za jeden z najlepszych filmów akcji XXI wieku. Jeśli przyjrzymy się innym tytułom, które widnieją na takich listach, zobaczymy, że w znacznej większości z nich rola choreografów i kaskaderów była ogromna – powoli i dokładnie przygotowywali oni poszczególne sceny, a potem opracowywali je z aktorami, niekiedy całymi tygodniami ćwicząc konkretne sekwencje. Nie bez powodu jedne z najbardziej imponujących filmów akcji ostatnich lat – dwie części John Wick i Atomic Blonde – to tytuły wyreżyserowane przez zaprawionych w bojach kaskaderów, którzy doskonale wiedzą, jak nakręcić scenę bijatyki, pogoni czy strzelaniny, by była imponująca i prawdziwa.
4. Nie tnij
Aby taka rzeczywiście była, widz musi jednak wiedzieć, co właściwie dzieje się na ekranie. A nie jest to wcale oczywiste. Kto widział choć jeden film ze stajni Luca Bessona (na przykład któryś z sequeli Transportera lub Uprowadzonej), na pewno doskonale pamięta, że w każdej sekundzie akcji było około półtora miliarda niepotrzebnych cięć, które niemal uniemożliwiały śledzenie wydarzeń i wywoływały odruch wymiotny. Wiele scen pojedynków i pościgów we współczesnych akcyjniakach wygląda zresztą tak, jakby ktoś wrzucił materiał filmowy do sieczkarni. Za odtrutkę może posłużyć czterominutowa, nakręcona na jednym ujęciu sekwencja z Tom yum goong, podczas której Tony Jaa wspina się po schodach luksusowego burdelu, pokonując zastępy wrogów, albo scena pościgu samochodowego z The Raid 2: Berandal – w tym wypadku jeden z kamerzystów musiał przebrać się za fotel samochodowy, by przejąć kamerę od operatora jadącego na motorze i zapewnić ciągłość ujęcia. I takie poświęcenie, połączone z niezwykłą kreatywnością, buduje sceny, które zapamiętuje się na długo.
5. Nie machaj kamerą
Zbyt częste cięcia nie są jedynym problemem współczesnych scen akcji. Od czasów wielkiego sukcesu trylogii o Jasonie Bournie wielką popularność zyskało bowiem tak zwane shaky cam, czyli – najprościej mówiąc – machanie kamerą w górę i w dół, na prawo i lewo, żeby podbudować dynamikę scen akcji i (znów) ukryć niedoskonałości aktorskie i choreograficzne. O ile jednak w filmach Paula Greengrassa ta technika wydaje się spójna ze stylem reżysera, o tyle w naśladujących Bourne’a produkcjach shaky cam właściwie zawsze wygląda okropnie, a najgorszymi przykładami będą ponownie filmy produkowane przez Bessona i Niezniszczalni. Aby scena akcji miała sens, musi być klarowna – widz musi wiedzieć, kto obrywa, a kto wygrywa, co dzieje się na ekranie. Problem w tym, że wówczas potrzebujemy wyszkolonych aktorów i tygodni pracy choreografów i kaskaderów. Wracamy więc do punktów pierwszego i trzeciego.
6. Zabijaj
Kino akcji nie musi być wypełnione scenami gore, ale całkowite pozbawianie filmów krwi, związane oczywiście z absurdalnymi wymogami kategorii PG-13, powoduje, że trudno brać pojedynki i strzelaniny na poważnie. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam na przykład pierwszą część Avengers, ale scena finałowa, w której tytułowi bohaterowie walczą z zastępami anonimowych komputerowych tworów, a podczas wielkiej rozpierduchy miasta nie ginie ani jedna osoba, mocno utrudnia zawieszenie niewiary i przejęcie się losami którejkolwiek z postaci. Dobrym przykładem odmiennego podejścia będzie Logan – pierwszy film o X-Men, w którym Wolverine tnie swoich wrogów na kawałki na ekranie, a nie poza nim. I nie bez powodu jest to obecnie najlepiej oceniana część serii.
7. Kombinuj
Filmy akcji potrzebują twórczej kreatywności równie mocno jak każdy inny gatunek. Może to być fabularna pomysłowość, związana z ciekawym, niecodziennym punktem wyjścia (jak w Edge of Tomorrow z Tom Cruise czy w Crank z Jasonem Stathamem), ale równie ważne jest wymyślenie takich scen akcji, które zapadną widzom w pamięć. Za najlepszy przykład niech posłuży dylogia The Raid – każda gonitwa i bijatyka opiera się tu na całym zestawie świetnych pomysłów scenariuszowych i realizacyjnych, które składają się na jedyne w swoim rodzaju widowiska.
8. Dbaj o soundtrack swój jak o siebie samego
Ścieżka dźwiękowa nie jest może pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy, gdy myślimy o filmach akcji, ale to bardzo ważny element budowania odpowiedniej atmosfery. Tym bardziej szkoda, że w większości współczesnych filmów akcji za podkład służy generyczne plumkanie, którego nie pamięta się nawet pięć minut po seansie. Jeśli szukać twórcy, który efektownie przełamuje ten schemat, byłby nim Edgar Wright. I nie chodzi tu tylko o Baby Drivera – w każdym jego filmie soundtrack jest idealnie dopasowany do scen akcji, podbudowuje zarówno ich aspekt komediowy, jak i – jeśli trzeba – napięcie.
9. Maltretuj bohatera swego…
Wiedział już o tym John McClane w latach osiemdziesiątych, ale dzisiaj wielu o tym zapomina – bohater musi obrywać i musi to być po nim widać. Jeśli po kilkudziesięciu ciosach i kopach nadal wygląda, jakby wrócił z wybiegu, a jego lico zdobią dwa niewielkie zadrapania, to nie da się uwierzyć, że jest człowiekiem z krwi i kości. Wielu dzisiejszych twórców musi wrócić do pierwszej Die Hard i wkuć na blachę zawarte w niej nauki – bohater filmu akcji wywalcza sobie drogę na szczyt, obrywając przy tym coraz mocniej. Doskonale wyszło to Davidowi Leitchowi w dziesięciominutowym mastershocie w Atomic Blonde. Choć na początku Charlize Theron walczy jak zawodowa agentka, po pokonaniu kilku kolejnych wrogów jest już pobita i zmaltretowana, słania się na nogach i z trudem uchodzi z życiem. Efektem jest najlepsza, najbardziej emocjonująca scena w filmie – doskonale sfilmowana, ale przede wszystkim świetnie przemyślana.
10. …i wszystkie rzeczy, które wokół niego są
Pojedynki na pięści, noże i pistolety są oczywiście w porządku, ale każdą scenę akcji można urozmaicić, wykorzystując elementy otoczenia. Jackie Chan, który w tym roku dostał Oscara za całokształt twórczości, w trakcie swojej trwającej ponad czterdzieści lat kariery walczył za pomocą drabin, lodówek, pałeczek czy budowli z klocków Lego. Każda scena akcji z jego filmów jest dzięki temu odmienna i ciekawa. Jeśli więc możesz uwzględnić w swoim filmie scenę, w której ktoś obrywa po łbie patelnią albo lampą biurową, po prostu to zrób!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe