Coś takiego już się nie powtórzy – rozmawiamy z Danielem Portmanem i Jacobem Andersonem z Gry o tron
Czas pożegnać się z 7 sezonem Gry o tron, a także z jej obsadą. Daniel Portman i Jacob Anderson mówią nam, jak oceniają kończący się sezon i dokonują drobnego podsumowania tych kilku lat.
DAWID MUSZYŃSKI: Z okazji zbliżającego się finału podsumujmy 7 sezon. Jak go oceniacie?
Daniel Portman: Nieskromnie powiem, że chyba wyszedł nam najlepiej ze wszystkich. Wydaje mi się, że skrócenie sezonu o kilka odcinków było dobrym wyborem. Nadało tej opowieści potrzebnego dynamizmu.
Jacob Anderson: No i co ja mam powiedzieć, jak Daniel zabrał mi wszystkie odpowiedzi? (śmiech). W pełni się z nim zgadzam.
Danielu, to jaki koniec wymarzyłeś sobie dla Podricka?
Daniel Portman: A wiesz, że nawet o tym nie myślałem. Na razie cieszy mnie, że przez długi czas miałem szczęście grać taką miłą postać; widzowie uwierzyli, że jestem miły również w prawdziwym życiu. Biedni głupcy (śmiech). Co do losów Podricka – co ma być, to będzie. Byleby nie była to jakaś bezsensowna śmierć, żeby na przykład nie zginął od uderzenia w głowę przez konia. Tego bym chyba nie zniósł.
Naprawdę nie chcesz, by osiągnął coś wielkiego?
Daniel Portman: To nie jest Jon Snow. Podrick nie jest stworzony do wielkich rzeczy. To tylko mały trybik w wielkiej machinie. Oczekiwanie, by odegrał w tej naszej grze kluczową rolę, byłoby głupie. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu.
Jacob?
Jacob Anderson: Stary, ja to w ogóle nie mam nic do powiedzenia w tym temacie. Dziwię się, że w ogóle tu siedzę. Moja postać przecież jest bardzo mało widoczna. W porównaniu z tym, ile Daniel dostaje czasu na ekranie, to mnie prawie tam nie ma (śmiech).
Fani zwracają się do ciebie w dialekcie używanym w serialu?
Jacob Anderson: Chyba nie został jeszcze wydany słownik języka, którym posługują się Valyrianie, ale jestem pewien, że gdy tylko to nastąpi, znajdą się tysiące ludzi, którzy się go nauczą. Problem polega jedynie na tym, że ja nim nie władam. Uczę się na pamięć zdań, które po zagraniu sceny automatycznie uciekają mi z pamięci. Co za tym idzie, chyba się z nimi nie dogadam (śmiech).
Przed Game of Thrones nie byliście znanymi aktorami. To bardzo szybko się zmieniło…
Jacob Anderson: Za szybko. Nie byłem na to totalnie przygotowany. Prywatnie jestem osobą bardzo skrytą. Nie lubię rozgłosu. Nagle pojawia się Gra o tron, której byłem wielkim fanem, nim jeszcze w niej wystąpiłem. Ludzie zaczynają mnie zaczepiać na ulicy. Ale nie po to, by wziąć autograf lub zrobić sobie selfie, ale po to, by o tym serialu porozmawiać. Wymienić się swoimi, często wykręconymi, teoriami. Na to totalnie nie byłem przygotowany.
Daniel Portman: Ciebie przynajmniej w barach nie łapią za krocze.
Jacob Anderson: Co proszę? Opowiedz nam o tym, proszę.
Daniel Portman: Zazwyczaj są to pijani ludzie w barach. Podchodzą i nagle łapią mnie za krocze.
Jacobs Anderson: Mnie pytają o to, jak straciłem jaja, ale nikt tego nie sprawdza.
Daniel Portman: To się ciesz. Mnie już tak cztery razy zmacano (śmiech). Ale proszę, zostawmy to już. Kurczę, nie spodziewałem się, że pytanie, które kompletnie mnie ośmieszy, padnie nie z ust dziennikarza, a od kolegi z planu.
Nie przeraża was, że możecie już nigdy nie zagrać w projekcie, który stanie się światowym hitem jak Gra o tron?
Daniel Portman: Jakoś się tym nie przejmuję. Cieszę się, że wziąłem w tym udział, ale nikt z nas nie wiedział na samym początku, że to będzie hit. Zainteresował nas scenariusz i tyle. To chyba największa lekcja, jaką wyciągnąłem z tego naszego projektu – nie oceniać produkcji po budżecie czy obsadzie a po atrakcyjności scenariusza. Może być to nawet film studencki z małym budżetem, ale jeśli historia będzie fajna, to może przecież zawojować świat.
Jacob Anderson: Oczywiście, że już się nic takiego nie trafi. Szkoda, że ta przygoda się kończy. Nie ze względu na to, że tracę pracę, ale na to, że tracę przy tym dużą część mojej „rodziny”. To jest chyba najgorsze w tym wszystkim. Pracując tyle lat z jedną ekipą, bardzo się z nią zżywasz, a pewnego dnia musicie się pożegnać. Wiesz, to chyba jest najgorsze w tej robocie, zwłaszcza że z lwią częścią z nich się nigdy więcej już nie spotkasz. A co do końca Gry o tron to cieszę się, że to następuje teraz, gdy wciąż jesteśmy na szczycie popularności, a nie, jak niektóre seriale, wtedy, gdy stracilibyśmy oglądalność.
Daniel Portman: Nie wiem, czy możemy jako pewnik wziąć to, że nie będzie już nic tak wielkiego jak Gra o tron. Zobacz, jak szybko świat opanowało szaleństwo na punkcie Stranger Things czy Westworld. Tego nie przewidzisz.
Często wygłupiacie się na planie?
Daniel Portman: My nie, ale oni tak (tu Daniel wskazuje zdziwionego Jacoba).
Jacob Anderson: To jakiś rewanż za to pytanie o krocze? (śmiech). Zgadza się, należę do drużyny Daenerys przewodzonej przez Emilię Clarke, która jest nie tylko władczynią smoków, ale również królową dowcipów. Ja sam opowiadać ich nie potrafię, więc staram się nadrobić żartami sytuacyjnymi.
Daniel Portman: Podobno liczba ujęć, które rozwala przez niekontrolowany wybuch śmiechu, idzie już w dziesiątki.
Jacob Anderson: Jakoś trzeba sobie radzić w tych upałach.
Źródło: foto. ©Home Box Office, Inc., Jonathan Ford