Cult of the Lamb to nowa produkcja niezależnego studia Massive Monster, która wygląda tak, jakby twórcy chcieli połączyć Binding of Isaac oraz Animal Crossing z jednocześnie mroczną i zabawną estetyką. Brzmi dziwnie, ale gra się w to świetnie!
Podczas czerwcowego festiwalu Steam Next Fest zagrałem w demo Cult of the Lamb i już wtedy poczułem, że warto wrzucić ten tytuł na wishlistę i oczekiwać jego premiery. Dzięki wydawcy gry, firmie Devolver Digital, miałem możliwość zapoznania się z tym tytułem przedpremierowo po raz kolejny - tym razem dostałem nieco dłuższy fragment, który uznaję za swoisty pomost między wersją demonstracyjną i pełną. Choć udostępniony fragment był krótki (jego ukończenie zajęło mi tylko 2 godziny), to przedstawiał sporo interesujących rozwiązań i mechanik, których w demie brakowało. Utwierdziły mnie one w przekonaniu, że jest na co czekać!
W grze studia Massive Monster wcielamy się w tytułowego baranka. Sympatyczny i przeuroczo puchaty bohater ma zostać złożony w ofierze, ale w ostatniej chwili przed tragicznym losem ratuje go tajemnicza postać. Oboje zawierają ze sobą umowę: baranek zachowa życie, ale w zamian będzie musiał stworzyć kult wielbiący nieznajomego. Tak też się dzieje, a my zostajemy wciągnięci w wir szalonej rozgrywki.
Pierwsze minuty nie zwiastują żadnych specjalnych niespodzianek. Gameplay przypomina klasyczne gry roguelike w stylu chociażby Binding of Isaac czy Enter The Gungeon. Przemierzamy kolejne komnaty, w których walczymy z oponentami, od czasu do czasu otwierając skrzynki, podnosząc nowe bronie i zdobywając pasywne wzmocnienia. Jest to przyjemne, ale raczej niespecjalnie wyróżnia się na tle konkurencji - to coś, co widzieliśmy już wiele razy. Sytuacja diametralnie zmienia się, gdy ratujemy z opresji pierwszego nieszczęśnika. Ten w ramach podziękowania decyduje się zasilić szeregi naszego kultu, a my odkrywamy, że jest tu drugie dno: rozgrywka rodem ze strategii czasu rzeczywistego, city builderów, a nawet... gier farmerskich.
W przerwach pomiędzy eksploracją lochów mamy możliwość zarządzania kultem. Rekrutujemy kolejnych członków, a następnie zlecamy im zadania. Początkowo nie jest tego zbyt wiele - ot, mogą oni pozyskiwać dla nas drzewo lub skały, które wykorzystamy jako surowce do budowy kolejnych obiektów. Stopniowo wprowadzane są kolejne mechaniki. Okazuje się, że nasi podwładni muszą jeść, spać, a nawet... wydalać. Dostajemy kolejne rzeczy do roboty: rozstawiamy łóżka i namioty, wyznaczamy miejsca, w których sadzimy rośliny, a następnie wytwarzamy z nich żywność. Nie są to jedynie puste mechaniki, które mają na celu sztuczne wydłużenie rozgrywki. Wszystko ze sobą współgra i napędza siebie nawzajem (dość powiedzieć, że to, co nasi podopieczni zostawią po sobie po wizycie za krzaczkiem, możemy wykorzystać jako nawóz). Podczas ekspedycji znajdujemy przedmioty, które wspomogą nasz rozwój, a przy rozbudowie osady odblokowujemy zdolności, dzięki którymi staniemy się potężniejsi w walce. Odkrywanie tych zależności i odpowiednie z nich korzystanie jest wielce satysfakcjonujące. Sam czułem ogromną frajdę już po pierwszej godzinie, gdy mój kult zaczął pracować jak dobrze naoliwiona maszyna i żałowałem, gdy na ekranie niedługo później pojawił się komunikat informujący mnie o końcu wersji preview.
Na podstawie mniej więcej 2-godzinnego fragmentu oczywiście nie sposób ocenić całej gry, jednak to, co widziałem, bardzo przypadło mi do gustu. Mnogość i różnorodność dostępnych mechanik w połączeniu z estetyką mieszającą ze sobą urocze postacie, mroczniejszy klimat i sporą dawkę humoru przyciągają do ekranu. Wielką niewiadomą jest natomiast dostępna zawartość i czas gry. Po liczbie drzwi prowadzących do kolejnych odnóg labiryntu z przeciwnikami oraz dostępnych do odblokowania budynkach i ulepszeniach wnioskuję, że Cult of the Lamb wystarczy na około 10-15 godzin, ale chciałbym być w błędzie i dostać nieco dłuższą przygodę. Moje podejrzenia będę mógł zweryfikować już 11 sierpnia - to właśnie tego dnia nowe dzieło deweloperów z Massive Monster zadebiutuje na PC oraz konsolach.