Ona też może być Godna. Ważna historia z komiksów dotarła do MCU
Znowu te silne kobiety, co? I bardzo dobrze, bo to odpowiedni moment, by mogła uratować nas bohaterka z młotem.
W 2014 roku Marvel ogłosił stworzenie kobiecej wersji Thora, która na jakiś czas miała dzierżyć Mjolnir i działać jako Gromowładna. Można było się spodziewać, że wywoła to spore kontrowersje. Media społecznościowe faktycznie zalała fala negatywnych komentarzy. Kiedy jednak ktoś krzyczy o ataku Marvela na ostatnią świętość, to trudno nie odnieść wrażenia, że sprawa jest poważna.
Tworzenie kobiecych wersji znanych herosów jest trendem starym jak same komiksy, ale zazwyczaj dodawało się do przydomka przedrostek "she", "lady" lub "girl" i sprawa była załatwiona. Kuzynka Supermana nie jest Supermanem, a Supergirl. Kobieca wersja Hulka nie jest po prostu Hulkiem, to She-Hulk. Wymieniać można bez końca, ale nie oznacza to, że w wielu tych przypadkach kobiece wersje były tylko substytutem oryginału. Wymieniona członkini rodziny Supermana jest pełnoprawną postacią i nawet jeśli na początku miała zwiększać sprzedaż wśród młodych dziewczyn, to obecnie jest bardzo ważna i uwielbianą przez fanów bohaterką z uniwersum DC. To samo z She-Hulk, która stała się w pewnym sensie komiksowym symbolem feminizmu. Świetnie radzi sobie nie tylko na sali sądowej, ale też jako heroina gotowa do walki za pomocą pięści.
Współcześnie na szczęście już trochę inaczej podchodzi się do tworzenia kobiecych wersji, bo nikt nie hamuje się przed nadaniem kobiecie tytułu kapitana lub pseudonimu wcześniej lub wciąż używanego przez pierwotną wersję. Dowodem jest Kate Bishop, która nie jest znana jako Lady Hawk, tylko funkcjonuje od kilku lat z powodzeniem jako Hawkeye. Nie oznacza to, że jako czytelnicy śledzimy losy Clinta Bartona zamienionego na młodą dziewczynę - historia Kate mocno związana jest z mentorem, ale ma swoje silne podstawy.
Zrobienie z Jane Foster Thora ma oczywiście progresywne konotacje, a wielu osobom wydaje się, że to ruch zrobiony pod publiczkę, aby denerwować białych mężczyzn i pokazywać im na każdym kroku, że ich dominacja nad światem się skończyła. Przynajmniej tym popkulturowym. Być może takie osoby zastanawiały się, dlaczego nie może być ona zupełnie nową postacią, która ma inny, magiczny młot, tylko musi wypierać już istniejącego bohatera. Marvel, wprowadzając Potężną Thor, pisał nawet w komunikatach prasowych, że cieszy się z kontynuowania tradycji silnych postaci kobiecych, takich jak Czarna Wdowa i Storm. Są to zatem bohaterki wymyślone od początku do końca, które zainspirowały same siebie do czynienia dobra w kostiumach. Wiadomo jednak, że Thor jest marką i gdyby Jane Foster nazywała się Thunderstorm, to nie osiągnęłaby odpowiedniego efektu sprzedażowego. Biznes w przypadku komiksów Marvela nie wyklucza jednak tego, jak świetne i pozytywne historie mogą prezentować.
Udane przykłady kobiecych wersji postaci z komiksów
W 2014 roku pojawiły się liczne komentarze krytyczne oburzonych tradycjonalistów, że oto postać nordyckiego Boga z uniwersum Marvela zostanie zmieniona w kobietę. Oczywiście, każdy chcący uniknąć posądzenia o nienawiść do kobiet zaznacza, że "nic nie mam do kobiecych postaci, no ale jak to tak można zmieniać płeć Thora?". Co jednak najważniejsze - nie było tutaj intencji i zamiaru stworzenia substytutu, który miałby połechtać feministki. Żeby o tym się przekonać, należało przeczytać komiks. Odpowiedzialny za całe zamieszanie Jason Aaron utkał historię, w której tematem była godności bohatera, a to byłoby mniej atrakcyjne do opowiedzenia bez drugiej postaci, zdolnej do podniesienia młota. W komiksach już wielokrotnie robili to inni bohaterowie, więc czemu nie mogłaby dokonać tego Jane Foster?
Mizoginistycznych komentarzy nie brakowało wtedy, nie brakuje też dziś w przypadku podobnych sytuacji, ale mam wrażenie, że sprawa zdecydowanie wyhamowała, przynajmniej jeśli chodzi o Potężną Thor w MCU. Natalie Portman wróci do swojej roli, a ogłoszono to w 2019 roku podczas San Diego Comic-Con. Reżyser Taika Waititi wręczył jej wtedy replikę Mjolnira i stało się jasne, że sportretuje swoją superbohaterską wersję z komiksów Aarona. Przeglądałem ostatnio sieć w celu odnalezienia komentarzy krytycznie podchodzących do tego pomysłu i oczywiście takie znalazłem, ale nie było tego tak wiele, jakbym mógł przypuszczać. Jasne, dalej narzeka się na "silne kobiece postacie", ale też wielu boi się, że dalej będą "poddawać męskich bohaterów kastracji na rzecz kobiet". Prawdziwym koszmarem jest dla tych osób wizja, że niedługo MCU słynąć będzie z kobiet, bo na czele zawsze powinni stać mężczyźni, prawda? Takich wpisów nie unikniemy, ale powtórzę jeszcze raz - jest więcej komentarzy pozytywnie podchodzących do tego, że w produkcji pojawi się kobieta Thor.
Zauważyłem jeszcze jedną rzecz, bo pod tymi przypadkami mizoginii i ksenofobii pojawiają się komentarze broniące decyzji Waititiego. Argumenty, że "luz, przecież tak było już dawno w komiksach". Może mylnie, ale odbieram to jako coś w stylu: "ej, skoro zrobili to w tym medium, to może nie jest to progresywność wpychana na siłę?". I mam wrażenie, że osoby te zwyczajnie nie czytają komiksów, bo to tak, jakby porównać poziom piłkarski Legi Warszawa i Realu Madryt. Komiksy są "Królewskimi", natomiast Hollywood dalej jest jakby w polskiej ekstraklasie. Opowieści graficzne są jednak niszą, więc może nie wszyscy to dostrzegają i widzą w Hollywood lewacką fabrykę niesamowitości.
Najprościej temat Potężnej Thor można ująć właśnie tym, że ta zamiana pozwoliła na stworzenie historii o Thorze, której nie mógłby doświadczyć męski odpowiednik. To oznacza, że nie kisimy się w tym samym sosie i dostajemy coś nowego, co jednocześnie rozwija naszego Odinsona. Czytanie komiksów Aarona dawało sporo frajdy w obserwowaniu niegodnego, który zazdrosny jest o swoją byłą partnerkę. Komiks superbohaterski od dawna nie ma żadnego problemu ze zmianami płci, orientacji seksualnych, zwiększaniu reprezentacji wszelkich grup społecznych, bo po to są tworzone te historie - mają dotrzeć do każdego, niezależnie od wieku i miejsca urodzenia. Kultura popularna funduje nam eskapizm i trzeba nie mieć w sobie empatii, żeby być zaborczym i domagać się wyłącznie historii skierowanych do grupy, która jest od zarania dziejów dobrze reprezentowana.
I właśnie dlatego podobne ruchy są bardzo ważne, bo pokazują, że jeszcze musi trochę wody w rzece upłynąć, żeby ludzie chcieli zgłębiać dzieła kultury, które dokonują zmian w fundamentach i tradycji. Oczywiście, zmiany te nie mogą być "female tokenami" - kobiece wersje nie mogą pojawiać się wyłącznie z myślą o zwiększeniu różnorodności w świecie zdominowanym przez białych mężczyzn. Jakość zawsze się obroni i doskonale widać, kiedy postać ma spełniać określoną funkcję w historii nie jako autonomiczny byt, ale jako etykietka. Bądźmy szczerzy, Dom Pomysłów i DC mają kilka takich postaci, jak chociażby kobieca wersja Nightwinga, Shuri jako Czarna Pantera czy She-Thing.
Kim jest Potężna Thor? 30 ciekawostek
Odwracanie paradygmatu widzę jednak przede wszystkim jako szansę dla wielu nowych odbiorców, którzy nigdy nie mieli zbyt dużej reprezentacji, a chcą w popkulturze znaleźć coś dla siebie. Dzięki Potężnej Thor można było opowiedzieć nowe, ciekawe historie. Jane Foster dawała szanse na coś więcej - m.in. ukazanie chorych na nowotwory. Panowie, zapytajcie swoje siostry lub koleżanki, jaka postać kobieca z filmów akcji pierwsza przychodzi im do głowy. W latach 80. idolkami były pewnie Sarah Connor i Ripley, ale konkurowały z ogromną liczbą napakowanych testosteronem facetów spod znaku Stallone'a i Schwarzeneggera. Argument o "wpychaniu wszędzie silnych kobiecych postaci" przedstawia się jako coś negatywnego, ale ja nie widzę powodów, by to tak odbierać. Widziałem kiedyś krytykę Atomic Blonde, bo postać Charlize Theron w pojedynkę prała tyłki grupie facetów. Kierowanie się logiką w filmach powinno być zależne od przyjętej konwencji - kino superbohaterskie pozwala na wszystko, nawet na to, żeby nastolatek ugryziony przez pająka walczył z Thanosem. Czemu więc Jane Foster nie może podnieść młota? Czemu Rey nie może być Jedi, która zbawi galaktykę w Gwiezdnych Wojnach? Czemu Lorraine Broughton nie może mieć szans w pojedynku z pięcioma facetami?
W popkulturze bywały fatalne próby zmiany męskiego bohatera na żeński odpowiednik. Ghostbusters. Pogromcy duchów z 2016 roku jest najlepszym dowodem na to, jak nie powinno się tego robić. Na koniec podam jednak wzór odpowiedniego podejścia, które pokazał nam Kevin Smith w serialu Władcy wszechświata: Objawienie. W pewnym momencie Teela staje się główną postacią serialu i nikt nie bierze jej za mową wersję He-Mana - zachowuje swoją autonomię, będąc kobiecą postacią wpasowaną w konwencję zdominowaną wcześniej przez Adama. Nie musiała być już damą w opałach lub obiektem romantycznych westchnień. Stała się pełnoprawną bohaterką, także pod względem fizycznych pojedynków. Nie udaje kogoś, kim nie jest. Mam nadzieję, że twórcy podejdą do tego tak samo w Thor: miłość i grom. W końcu w komiksowym i filmowym uniwersum Marvela chodzi wyłącznie o tworzenie ciekawych historii i dawanie szansy innym do cieszenia się postaciami podobnymi do nich.