Czy popkultura potrafi przewidzieć przyszłość?
Katastrofa łodzi podwodnej, pandemia wirusa, rozwój sztucznej inteligencji – to wszystko działo się na naszych oczach. Jesteśmy tym zaskoczeni, ale mamy deja vu, bo widzieliśmy to już na małych i dużych ekranach.
To, co nieznane, nieustannie wzbudza silne uczucia – strach, niepokój, ale także ekscytację i ogromne zaciekawienie. Przyszłość jest rzeczą dyskusyjną, a rozważania na jej temat już od wieków pojawiają się w wielu dziedzinach kultury. Artyści i producenci nieraz korzystali ze swojej bujnej, niekiedy mocno abstrakcyjnej wyobraźni, aby zwizualizować to, co ma się wydarzyć za kilka, a może i nawet setki lat. Często te wizje przybierają wymiar pesymistyczny, a narracja prezentuje się dosyć podobnie – globalne ocieplenie będzie dalej się rozwijać, aż ekstremalne zjawiska pogodowe całkowicie zniszczą Ziemię, o ile nie zrobią tego wcześniej wojny domowe czy roboty przejmujące coraz większą kontrolę nad światem. Niektórzy ludzie skrycie wierzą w przepowiednie osób, które nazywają siebie wróżkami czy jasnowidzami, mimo że autentyczność ich wizji nigdy nie została naukowo potwierdzona. Co się dzieje, gdy takim wieszczem zostaje produkcja filmowa? Czy możemy uwierzyć w przewidywania uwikłane w fikcyjnej historii? I przede wszystkim – czy są one jedynie wymysłem, a ich spełnienie jest zwykłym przypadkiem, czy może celowo są przestrogą dla widzów?
Pierwsze wróżenie z fusów
Choć ludzie praktycznie zawsze zastanawiali się nad przyszłością świata, ja bym postawiła jedną z pierwszych kropek na osi czasu na roku 1984, gdy swoją premierę miał Terminator Jamesa Camerona. Arnold Schwarzenegger, odtwórca roli cyborga T-800, niedawno sam przyznał, że jego zdaniem film przewidział pojawienie się sztucznej inteligencji AI:
Te słowa mogą wydawać się nieco naciągane, porównując to, jakie funkcje spełnia obecnie AI, z czynami robotów w filmie. Jednakże nie mamy pewności, jak daleko może posunąć się rozwój sztucznej inteligencji ani przez kogo i w jakim celu może zostać wykorzystana.
Zaledwie parę lat później pojawił się sequel znanej komedii science fiction Powrót do przyszłości, w której Marty McFly podróżuje do 2015 roku, aby zapobiec tragedii rodzinnej. Okazało się, że część wyobrażeń reżysera Roberta Zemeckisa i scenarzysty Boba Gale’a o nieznanym znalazła swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Do tego czasu technologia zdążyła rozwinąć się w niesamowicie szybkim tempie – XBOX stworzył pierwszą grę wideo bez klasycznej konsoli, powstały drony, a ludzie zaczęli korzystać ze skomputeryzowanego telefonu. Dzięki nowym technologiom już wtedy można było głosowo wydać polecenie swojemu urządzeniu, odblokować je odciskiem palca oraz płacić nim w sklepie. Dodatkowo pojawienie się Internetu umożliwiło porozumiewanie się na odległość za pomocą Facebooka, Skype’a i wielu innych serwisów do wideo konwersacji.
Oczywiście, nie wszystkie założenia twórców się sprawdziły. Samochody i deskorolki nie odleciały w przestworza. Nasze prognozy pogody dalej nie są precyzyjne co do sekundy. Hologramy istnieją, owszem, ale nie widujemy ich regularnie na ulicach czy w kinach. Mimo wszystko, patrząc na szybkie tempo rozwoju technologicznego, być może te wynalazki kiedyś wejdą w życie.
Gdy jednak pomyślimy o ukazywaniu przyszłości w popkulturze, przyjdzie nam najpewniej inny tytuł do głowy.
Legenda przewidywań
W Internecie miano króla przewidywań zdecydowanie dostałby animowany sitcom Simpsonowie, który trwa nieprzerwanie od 1989 roku. Produkcja jest satyrycznym spojrzeniem na amerykańską kulturę i styl życia z perspektywy pięcioosobowej rodziny mieszkającej w Springfield. Przez te trzydzieści lat scenarzyści serialu zaimponowali liczbą trafnych przewidywań. Gdy świat zaskakuje z kolejnymi absurdalnymi sytuacjami, często pojawia się fan Simpsonów ze screenem czy GIF-em dowodzącym, że to już tam było. O tej zależności nawet Miasteczko South Park wyprodukowało odcinek, w którym Profesor Chaos sfrustrowany przyznaje, że „Simpsonowie już to zrobili”. Te same słowa zapewne wyszły z ust widzów również niedawno, gdy okazało się, że serial w pewnym stopniu wyczuł katastrofę Titana, tworząc odcinek o łodzi podwodnej lata wcześniej. Żal tu nie wspomnieć o innych spełnionych przewidywaniach – kadencja prezydencka Trumpa, monopolizacja rynku kinowego przez Disneya, lot Richarda Bransona w kosmos, epidemia eboli i wiele więcej. Owszem, niektóre prognozy mogą być zbiegiem okoliczności, ale jakim cudem scenarzyści Simpsonów zdołali dokonać tego aż tyle razy?
Trzeba zauważyć, że grupa scenarzystów sitcomu jest dość obszerna i składa się z wielu wyedukowanych w różnych dziedzinach osób. Według researchu brytyjskiego fizyka Simona Singha nad niektórymi odcinkami pracowali ludzie ze stopniami naukowymi z matematyki i nauk przyrodniczych, tacy jak J. Stewart Burns, David S. Cohen, Al Jean, Ken Keeler czy Jeff Westbrook. Ich rozległa wiedza pozwoliła na konstruowanie satyrycznych scenariuszy, które wyolbrzymiają i kpią z głupoty społeczeństwa. Muszę zatem rozczarować wielbicieli teorii spiskowych, bo magii i jasnowidztwa w Simpsonach nie ma. Jest natomiast wiedza ekspercka, która niestety niejednokrotnie nas uświadamiała, że głupota ludzka nie ma granic.
A co jeśli świat się kończy?
Rozmyślając o przyszłości, nie można zapomnieć o dystopiach, przedstawiających jej czarną, pesymistyczną wizję. W tych produkcjach osią centralną staje się temat ekstremalnej inwigilacji i manipulacji społeczeństwem przez państwowe organizacje w celu utrzymania władzy absolutnej, z czym główni bohaterowie starają się walczyć. Często to wszystko dzieje się w postapokaliptycznym krajobrazie, w którym Ziemia została zniszczona przez globalne ocieplenie i dewastację natury bądź pandemię nieuleczalnej choroby. Jaki cel ma wizja przedstawiona w produkcji takiego gatunku – zastraszenie odbiorców czy ich ostrzeżenie?
Igrzyska Śmierci przedstawiają losy Panem, totalitarnego państwa powstałego na gruzach zniszczonych licznymi katastrofami Stanów Zjednoczonych. Teoretycznie fabuła dystopijnej trylogii pokazuje przyszłość, lecz można w niej dopatrzyć się ciętej krytyki teraźniejszości – ogłupiania odbiorców przez reality show, demonizacji biednych, przemocy ze strony rządu i oligarchii. Igrzyska poświęcają ogromną uwagę właśnie polityce i temu, jak starsza elita kontroluje państwo, a uległe jej media pacyfikują swoją populację, pozwalając na brutalny spektakl telewizyjny. To także mroczna opowieść o rebelii, która, choć jest realistycznie pełna nadziei, wciąż musi dużo stracić, aby zmienić świat na lepsze. I trzeba przyznać, że w pewnych miejscach na świecie Igrzyska już mają swoje odzwierciedlenie, a młode pokolenia starają się to zwalczać. Często utożsamiają aktualne problemy środowiskowe i społeczne z tą trylogią, a w trakcie prawdziwych protestów można dopatrzyć się sloganów i symboli z filmów. Przykładowo, salut trzema palcami został wykorzystany przez aktywistów w Mjanmie jako symbol oporu i solidarności z ruchami demokratycznymi w Azji Południowo-Wschodniej. Do szerzenia tego symbolu dołączyli także celebryci z Mjanmy, w tym aktor Paing Takhon.
Podobnych obrazów w kinematografii nie brakuje. Świat w Więźniu labiryntu jest także zniszczony przez krytyczny poziom globalnego ocieplenia oraz brak wystarczających zasobów do utrzymania populacji, a nastolatkowie stają się szczurami laboratoryjnymi osadzonymi w tytułowym labiryncie. Tymczasem ukazana w Niezgodnej metropolia położona na ruinach Chicago buduje swoje społeczeństwo na zasadzie selekcji. Ponownie młodzi ludzie są zagrożeni – jeśli nie przejdą testu predyspozycji pozytywnie, będą żyć na marginesie albo zostaną całkowicie wyeliminowani. Obie fabuły brzmią jak pokręcone, okrutne science fiction, ale nie zapomnijcie o postępującym wzroście temperatury naszej planety oraz fakcie, że jeszcze niedawno obserwowaliśmy przebieg pandemii wirusa przypominającą fabułę kolejnego filmu. Może więc któryś z tych scenariuszy się spełni.
Z kolei Nie patrz w górę pokazało realistyczny, niepokojący obraz nadchodzącego końca Ziemi przez zabójczą kometę. Dwójka astronautów rusza w tournée po mediach, choć praktycznie nikt nie chce wziąć ich ostrzeżenia na poważnie. W przeciwieństwie do pozostałych filmów ten jest satyrą na teraźniejszy świat mediów i polityki z elementem komediowym. Morał tej produkcji jest dość ponury – media obśmiewają ekspertów, zamiast podejść rzetelnie do tematu, celebryci nagrywają blockbuster i teledysk muzyczny, a politycy zajmują się sprawą tylko po to, aby uciszyć swoje prywatne skandale. Ten obraz przybiera jeszcze ciemniejszy ton w momencie, gdy pomyślimy, że w taki sposób wiele ludzi może potraktować zbliżającą się katastrofę klimatyczną.
Ostrożnie i rozważnie…
Właśnie tak należy podchodzić do wizji przyszłości w kinematografii. Zazwyczaj twórcy scenariusza traktują go z przymrużeniem oka, aniżeli starają się przewidzieć nim nadchodzące lata. Trzeba jednak przyznać, że fikcyjne historie mogą się spełnić w rzeczywistości. Pocieszające jest to, że niektórzy już starają się powstrzymywać złe działanie możliwych skutków. Ludzie coraz częściej wychodzą protestować przeciw bierności polityków – czy to wobec globalnego ocieplenia, czy innych społeczno-gospodarczych spraw. Choć film Nie patrz w górę pokazuje dzisiejszą bierność społeczeństwa, jego przekaz nie jest w pełni pesymistyczny. Poza całym tym absurdem, zawsze jest moment na zastanowienie się, zmianę swoich spostrzeżeń i reakcję. Jeśli jedna osoba potrafi zmienić swoją ścieżkę, może nie jest za późno, aby zrobić to dla nas wszystkich.