Czy to jest dobry moment na odkopanie się z kupki wstydu?
Z przyczyn panującego na całym świecie koronawirusa nalega się, aby wszyscy w miarę możliwości pozostali w domach. Wiele zawodów, studenci i uczniowie - muszą szukać różnych form spędzania czasu w swoich czterech ścianach.
Akcja związana z namawianiem do pozostania w domu jest bardzo ważna i warto za każdym razem przypominać, że siedzenie w domu może uratować nie tylko nasze życia, ale też wszystkich pozostałych, którzy są w grupie ryzyka. Wszelkie pomysły na spowolnienie rozpowszechniania się koronawirusa są teraz potrzebne jak tlen i jednym z nich jest właśnie siedzenie w domu oczywiście w miarę możliwości. Wśród wszystkich negatywnych sytuacji związanych z pandemią, są też zjawiska bardzo interesujące i nie mówię tutaj o kupowanym na potęgę papierze toaletowym. Okazuje się bowiem, że ludziom zwyczajnie trudno jest usiedzieć kilka dni wśród swoich własnych czterech ścian.
Od tygodnia w internecie odnaleźć można mnóstwo poradników podrzucających pomysły na spędzenie czasu, zaś telewizja za pomocą swoich śniadaniówek próbuje uświadomić widzom, że spędzenie długiego czasu bez wychodzenia z domu nie jest wcale takie trudne. Wydaje mi się, że umiejętność radzenia sobie we własnym kwadracie opanowałem do perfekcji i zanim było to modne. Jakaś książka, komiks, inna aktywność. Oczywiście serial, gra na PlayStation i całe mnóstwo innych przyjemności dostarczonych nam przez rozwinięty rynek kultury popularnej. Ta umiejętność procentuje zwłaszcza teraz, gdy wręcz zmuszeni jesteśmy do siedzenia w domu i wiele osób rzeczywiście odkrywa streaming, sięga po nowe gry wideo, a nawet w ostateczności, co podkreślał prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk - sięga się po książki i planszówki. Nic też dziwnego, że w końcu padły propozycje o zwrócenie się ku własnej kupki wstydu, którą ma każdy i niezależnie od tego, czy woli seriale, filmy lub gry, a może wszystko na raz.
Część pozycji porosła już z pewnością bluszczem, niektóre może tylko delikatnie są zakurzone, a jeszcze inne pachną świeżością, bo potrafią wpadać każdego dnia. Popkultura dostarcza nam całe mnóstwo dobrodziejstw i nawet dobrze dysponując swoim czasem, trudno jest sięgnąć po wszystko. Czy jednak teraz, skoro niejako zmuszeni jesteśmy do pozostania w domu i mamy czasu więcej niż zwykle, uda się nadrobić choć część z tych pozycji?
Mogę mówić tylko za siebie, ale wydaje mi się, że nie będzie to takie proste zadanie. Kupki wstydu pojawiają się nie bez przyczyny i znam wiele osób - włącznie z samym sobą - które potrzebują odpowiednich warunków, aby sięgnąć po zakurzoną pozycję. Zaglądając do swojej kupki, muszę poczuć odpowiedni moment lub wyjątkowość danego dnia, np. że nie muszę wykonać jednego z wcześniej zaplanowanych obowiązków i mogę sobie pozwolić na taki rarytas. Może zabrzmi to niedorzecznie, ale kiedy mamy nagle nienaturalnie dużo wolnego czasu ze względu na pandemię koronawirusa, oglądanie nie staje się już wyzwaniem i przez to, nie jest też już tak przyjemne. Dotyczy to właśnie tych wszystkich pozycji odkładanych w czasie, bo nie jest przypadkowe, że nie zostały one przez nas od razu skonsumowane. To jest moja teoria i może całkowicie się mylę, ale jeśli takich jak ja jest więcej, dajcie znać, to przybijemy sobie wirtualną piątkę.
Naszą kulturę obecnie cechuje niestety pewna presja, którą wytwarza się poprzez stawianie na piedestale kultowe pozycje i produkcje, które zwyczajnie powinien znać KAŻDY. "Nie widziałeś tego filmu? Co za wstyd" - pewnie takie słowa mogliście słyszeć nie jeden raz. Nie sposób przecież zobaczyć wszystkiego i też nie ma takiego obowiązku. Kupka wstydu nie jest jednak tylko kupką klasyków, których nie widzieliśmy, ale też właśnie tych wszystkich pozycji, które gdzieś tam zalegają nam po dużym zalewie różnych oryginalnych seriali platform streamingowych, gier lub książek, które nawet mogliśmy kupić, ale jeszcze nie udało się po nie sięgnąć. Możemy zatem wyrzucić słowo wstydu i skupić się nawet na takich serialach jak Locke & Key od Netflixa, który zainteresował mnie tematyką i zaintrygował stroną wizualną, zatem spełnia wszystkie warunki, abym mógł poczuć się zainteresowany, ale ląduje na mojej kupce, bo zwyczajnie masa innych rzeczy ma swoje priorytety.
Może nie brzmi to zbyt optymistycznie, ale nie sądzę, aby wielu z nas udało się w czasie epidemii nadrobić dużą liczbę pozycji z naszych kupek wstydu. Pewnie, mogę mówić tylko za siebie, ale dalej będę zdania, że potrzebują one wyjątkowych okazji w ciągu zwykłej, szarej codzienności przeplatanej domem, pracą lub uczelnią. Jest to jednak dobra chwila, abyśmy wszyscy mogli w komentarzach podzielić się swoimi żalami i tytułami, które stresują nas od dłuższego czasu. Zacznę oczywiście od siebie.
Wciąż doskwiera mi fakt, że nie udało mi się jeszcze zobaczyć filmu The Rocky Horror Picture Show od Jima Sharmana. Zrealizowany w oparciu o sceniczne show Richarda O'Briena musical, uznawany jest dziś za dzieło wyjątkowe. Wielokrotnie miałem nieprzyjemność słuchania o jego fenomenie i świetnych popisach aktorskich oraz ważkich tematach poruszanych w samym filmie. Nie jest to niestety łatwo dostępny legalnie film, co też nie pozwoliło na nadrobienie tej zaległości.
Pociąg do Darjeeling jest jednym filmem Wesa Andersona, którego jeszcze nie widziałem i za każdym razem myśl ta wywołuje u mnie poczucie smutku, ponieważ uwielbiam styl tego reżysera wręcz z pewną dozą fanatyzmu i mocno cenię wszystkie jego pozostałe produkcje. Podobnie mam z filmem Pogorzelisko od Denis Villeneuv'a, z którym zmierzyłem się po raz pierwszy przy okazji jego Labiryntu i ciągiem obejrzałem wszystkie jego pozostałe obrazy. Zostało tylko Pogorzelisko i podjąłem już wiele prób, ale każda okazała się fiaskiem.
Wspominając o ulubionych reżyserach, jest jeszcze jeden film, który kurzy się na mojej kupce od bardzo dawna, a mianowicie jest to Prawdziwy Romans Tony'ego Scotta, choć tutaj bardziej paląca jest dla mnie kwestia autora scenariusza, którym był Quentin Tarantino. Znając wiele zakulisowych aspektów oraz biorąc pod uwagę obsadę i zarys fabularny, nie jest to coś, obok czego mogę przejść obojętnie. Chluby nie przynosi też niezobaczenie filmu Siedmiu Samurajów Akiry Kurosawy i wcale na moją korzyść nie działa fakt, że widziałem wiele innych filmów tego reżysera. Jest to jednak produkcja niezwykle ważna, kultowa i z mocnym oddziaływaniem na kino, które do dziś wraca do tego obrazu w różnych formach. Być może dlatego też tak trudno sięgnąć po tak ważne pozycje. Od długiego czasu przymierzam się choćby do do Nocy żywych trupów od George'a Romero, innego klasyka i pozycji z mocnym wpływem na gatunek.
Po kultowe filmy i klasyki bardzo trudno jest sięgnąć bez mocnego impulsu, a długość wolnego czasu paradoksalnie nie ułatwia zadania. Jeśli zaś chodzi o pozycje mniej istotne, ale które gdzieś tam wśród zalewu nowości powiększają moją kupkę, tutaj zadanie jest nieco łatwiejsze, ale nie zawsze wykonalne. Wszystko to są oczywiście kłopoty bogactwa i wszyscy powinniśmy cieszyć się, że mamy tak wiele różnych opcji spędzania czasu i naprawdę pokaźną liczbę dóbr kulturowych, które możemy skonsumować w każdej chwili.