Dawid Ogrodnik: Lubię Peaky Blinders [WYWIAD TOFIFEST 2019]
Dawid Ogrodnik: opowiedział mi o swoim filmie Oleg, pracy nad Magnezją oraz przygotowaniach do opowieści o księdzu Kaczkowskim.
ADAM SIENNICA: Po obejrzeniu filmu Oleg przypomniał mi się stary wywiad, w którym Arek Jakubik mówił, że jesteś mistrzem w grze FIFA. To prawda? Dalej jesteś taki dobry?
DAWID OGRODNIK: Nie, jeszcze nie zasiadłem porządnie nad FIFĄ 20. Coś tam próbowałem i bardzo źle mi idzie. Jestem tym zdruzgotany.
Mam podobnie z tą grą. W Olegu identyfikowałem się z wykorzystaniem tej gry. Sam też mam mało wolnego czasu przy pracy dziennikarza i FIFA to jest coś, przy czym mogę się odprężyć. To jest coś naprawdę uniwersalnego.
To bardzo ciekawe, bo reżyser Olega, Juris Kursietis, zaskoczył mnie chęcią określenia mojego bohatera od strony takich detali, na które nie zwracałem wtedy uwagi. Myślałem, że najpierw zapyta mnie o scenariusz, o stosunek do postaci granej przez Valentina Novopolskijego - to, co nasuwa się pierwsze na myśl. A nagle okazało się, że on mnie pyta, jakiej muzyki Andrzej słucha, jak się relaksuje, gdy wraca z pracy. I ten świat w filmie jest wykreowany właśnie z tych pytań. To nie było tak, że przyjechałem tam i stało PlayStation. Reżyser wpuścił mnie w pustą przestrzeń i trochę jak dekorator wnętrz mówię: tu telewizor, tu będzie PlayStation, tam na dole będzie moja siłownia i pracownia. Wszystko odbyło się bezboleśnie, nie czułem jakiegoś przymusu czy fałszu. Jakby mnie ktoś zaprosił do budowania i powiedział: tu masz swoją część i po prostu ją zbuduj. Dał mi zabawki i wszystko wychodziło w rozmowach. To była fantastyczna współpraca pod każdym względem, w wymiarze czysto zawodowym, aktorskim, czy po prostu relacyjnym z drugim człowiekiem.
Dla aktora jest to pewnie nobilitacja, że może więcej dać od siebie, bo dzięki temu tworzy się nie tylko postać, ale też wszystko wokół niej.
Tak, ale to było dla mnie pewne novum. Nikt wcześniej mnie do czegoś takiego nie zapraszał. Nie jest to standard, na pewno nie w polskim kinie. Przykładowo nikt nigdy nie traktował wymyślonych przeze mnie muzycznych preferencji postaci jako realnych punktów odniesienia.
Przyznam, że jak oglądałem Olega, twoja rola mnie przerażała. Po kilku scenach zacząłem się zastanawiać, czy on w następnej scenie kogoś zabije, przytuli, czy każe jeść karpia.
Opowiadałem wczoraj Jurisowi, o dziwnym doświadczeniu na festiwalu w Szwecji. Ze sceny mówiłem do ludzi, że ja taki naprawdę nie jestem i wszyscy się zaczęli śmiać. Juris sam dostał feedback stamtąd, że jakiś dziennikarz bał się, że “on taki jest - wzięliście chłopaka, który się tak zachowuje”. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że po filmie nikt do mnie nie podszedł, z nikim nie rozmawiałem, a ludzie przechodzili na drugą stronę ulicy, gdy się do nich zbliżałem. To było naprawdę bardzo śmieszne i równie przerażające. Dziwne uczucie, że oni postrzegają mnie z perspektywy, o której nigdy w życiu bym nie pomyślał. Po prostu się przestraszyli.
Z drugiej strony dowód, że wykonałeś kawał świetnej roboty. Aż tak w to uwierzyli!
I tak, i nie. Coś zostawiłem i chciałem miło spędzić czas, porozmawiać z ludźmi. Nagle zostało to “zblokowane” przez to, co oni zobaczyli. Mają absolutnie do tego prawo. Rozumiem to, ja też wychodzę czasami z kina i, tak jak powiedziała pani z pierwszego rzędu podczas spotkania po pokazie na Tofifest: jednocześnie miała ochotę mnie przytulić i udusić po tym, co zobaczyła. To coś bardzo ważnego – potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie. Są filmy, po których chcę po prostu pobyć chwilę sam ze sobą.
A czy Oleg ma szansę na polską premierę? Wiem, że były głosy o “antypolskości”, ale nie odczułem tego w taki sposób. Ten Andrzej mógł być każdej narodowości i zachowałby się tak samo.
Tak, dlatego uważam, że to jest uniwersalna historia. To równie dobrze sprawdzi się w krajach nadbałtyckich, jak i we Francji, gdzie film wejdzie do dystrybucji za dwa tygodnie. Tam też ludzie chcą to oglądać. Choćby z perspektywy historii, która wydarzyła się w Belgii. Ważne są też premiery w Irlandii, na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii ze względu na dużą liczbę emigrantów. Oleg ma bardzo szeroką dystrybucję. A my wciąż zastanawiamy się nad “antypolskością” tego filmu, a on przecież nie jest antypolski. On po prostu pokazuje negatywne postacie, które są Polakami. Walczymy o dystrybucję, nawet zastanawialiśmy się wczoraj, czy nie dystrybuować tego samemu. Zebralibyśmy się w trzy, cztery osoby i poszukali jakiejś drogi. Jeszcze będziemy apelować do ludzi ze świata filmowego, którzy się zajmują szeroką dystrybucją w Polsce. Może jednak ktoś jest zainteresowany. Publiczność na Tofifest pokazała nam to, że chcieliby zobaczyć taki film. Chcą porozmawiać, bo taki temat ich interesuje. A jeśli chodzi o polską kinematografię, to nie ma stricte takiego filmu, który by obrazował ten problem w taki sposób. Także pod tym względem jest to istotne, bo uważam, że ten film jest ważny, by ten temat poruszyć, zająć się nim i przybliżyć szerszej publiczności.
Twoja kariera jest pełna różnorodnie dobieranych ról. Teraz mamy tego Andrzeja, przed chwilą był Mietek Kosz w Ikarze, zaraz jeszcze Najmro i Magnezja. Praktycznie każda rola jest z innej bajki.
Nawet nie praktycznie. One są z innych bajek. Gdyby zestawić Ikara i Olega, są to skrajne różne postaci.
Najbardziej czekam na Magnezję. Jak oglądam wszelki materiały promocyjne, to pierwsze wrażenie, może błędne, to skojarzenia z Peaky Blinders.
Oczywiście znam ten serial. Bardzo lubię Toma Hardy’ego, ale nie chodzi nawet tylko o niego, cała obsada jest świetna. Lubię Peaky Blinders, ale zatrzymałem się na czwartym sezonie, jeszcze nie obejrzałem go do końca. Też miałem takie skojarzenia. Magnezja to realizacyjnie kino na europejskim, najwyższym poziomie. Fantastyczne kostiumy Doroty Roqueplo, charakteryzacja, scenografia. Wszystko spod igły.
Szykujesz się do roli księdza Kaczkowskiego. To też kompletnie inna rola, tak niejednoznaczna, ciekawa i wymagająca.
Na razie cały czas siedzimy “w papierach”, pracujemy nad scenariuszem, nad tym jak ugryźć tę historię, wielotematyczność, jak różne wątki ze sobą pożenić. Historia księdza Kaczkowskiego jest bardzo pojemna, podobnie jak Ostatnia rodzina. Wtedy mieliśmy świadomość, że wypuszczanie strzępów wielu historii, wielu wątków niesie ze sobą ryzyko wrażenia pt. “tam jest tak mało, że to jest aż nieprawdziwe”. Nie mogliśmy zrobić trzynastu odcinków na Netflixa, HBO czy innej platformy. I tu jest podobnie. Jestem jednak pełen nadziei, że ta wielowątkowość doprowadzi w końcu do połączenia poszczególnych myśli w spójną całość i zrobimy dobry i ważny film.
Do tego też dochodzi kwestia katolicyzmu...
Nie chciałbym odżegnywać się od pokazania katolicyzmu i wiary ze strony, jaką niesie ze sobą mistycyzm. Nie chciałbym zabierać tego Kościołowi, dlatego też jestem w kontakcie z duchownymi, żeby dowiedzieć się, czym to dla nich jest, jak to funkcjonuje i że liturgia w różnych obrzędach ma dla nich wymiar nie tylko symboliczny. Jest grupa kapłanów, dla których nadal jest to doświadczenie mistyczne. To, co powinno nas za każdym razem zadziwiać w kościele – to przemienienie kawałka chleba, opłatka w Ciało Chrystusa czy wody w wino – chciałbym, aby widz uwierzył, że ten cud naprawdę się odbywa. Pokazać, że doznanie liturgii może mieć wymiar mistyczny. Moim zdaniem religia jest bardzo indywidualna.
Źródło: zdjęcie główne: Wojtek Szabelski / szabelski.com