DC Black Label i Joker nadchodzą. Kto się boi komiksowej (prze)mocy?
Seria DC Black Label i film Joker lada moment wkroczą do Polski. Mogą nas nauczyć, że komiks to nie tylko rozrywka - dziś to także lekcja dojrzałości.
U Seana Murphy'ego Jack Napier (imię i nazwisko zaczerpnięte z produkcji Batman w reżyserii Tima Burtona) zaskakująco nie jest ukazany jako objaw chorób społecznych - bliżej mu raczej do leku na całe zło. Przyzwyczajeni do komiksowego status quo czytelnicy przejdą terapię szokową, gdy odkryją, że Joker jak się wydaje raz na zawsze rozprawia się z wewnętrznym szaleństwem i Gotham City, miasto, które dawniej terroryzował, od tej pory zapragnie uzdrowić. Tak, Mroczny Rycerz znów jest tu wrogiem Napiera, jednak ten postrzega go bardziej jako największe zagrożenie dla lokalnej społeczności. W ramach osobliwej kampanii niegdysiejszy Książę Zbrodni postanawia zdyskredytować Batmana w oczach opinii publicznej, co z biegiem czasu daje mu i awans polityczny, i zyskanie statusu trybuna ludowego. Największą zaletą dzieła Murphy'ego jest to, z jak staranną precyzją kreśli on i subtelnie porusza się po cienkiej granicy pomiędzy dobrem i złem. Kto tu jest katem, a kto ofiarą? Temu dylematowi przyświecają jeszcze pytania o to, jak należy traktować dziś sprawiedliwość. W ukazanym przez scenarzystę świecie ludzie nieustannie chwieją się pod względem moralnym; Gotham trawi korupcja, obywatelskie protesty mają zupełnie nietrwałe fundamenty, a umysły protagonistów pełne są mentalnych demonów. Echo pomysłów Murphy'ego przemknie i przez filmową rzeczywistość Jokera, gdy na ulicach miasta Batmana niczym gejzery wystrzelą społeczne niepokoje i czyhający za każdym rogiem strach. Ten, podobnie jak Książę Zbrodni, ma wiele oblicz. Nazwiesz go Arthurem Fleckiem, nazwiesz Jackiem Napierem, lecz to wciąż ta sama historia o złu, które nieustannie odradza się pod różnymi postaciami.
Przynajmniej w części amerykańskich recenzji obrazu Phillipsa napotkamy zdumienie faktem, że przemieniający się w Jokera Fleck zanurza się w źle w jego najczystszej formie. Na miłość boską, gdzie ci krytycy byli przez ostatnie dekady? Złoczyńca nie bez powodu zapracował sobie na przydomek Księcia Zbrodni, masakrując, mordując i dla zabawy paraliżując Bogu ducha winne ofiary, niejednokrotnie otulając swą złowrogą naturę sztandarem anarchii i społecznego chaosu. Joker to nie odprysk publicznych niepokojów, a samo jego centrum. Żadna aberracja etyczna; przypomnijcie sobie o nim, gdy po raz kolejny przeczytacie, że łysawy osiłek skatował na śmierć przypadkowego przechodnia. Jeśli antagonista inspiruje do przemocy, jak w przypadku masakry w kinie w Colorado w trakcie seansu filmu Mroczny Rycerz Powstaje, gdzie 24-letni zamachowiec pozbawił życia 12 osób i ranił 70 kolejnych, to nie robi tego bardziej niż inne popkulturowe typy spod ciemnej gwiazdy. Silniej oddziałuje na wyobraźnię? Być może, lecz nie mogę dać zgody na to, by w kreacjach Heatha Ledgera i Joaquina Phoenixa upatrywać jedynego źródła zła, które już faktycznie się wydarzyło, albo które może choć nie musi się wydarzyć. Zbyt często zapominamy dziś o tym, że irracjonalna, niekiedy przybierająca formę psychopatycznej fascynacja mrokiem po prostu leży w naszej naturze. Jeśli jest Bóg, to jest też Szatan, jeśli istnieje biel, to dopełnia ją czerń. Co więcej, cząstka zła tkwi w każdym z nas. To właśnie po to w toku istnienia cywilizacji zawieraliśmy umowy społeczne, powoływaliśmy do życia organizacje strzegące porządku i oddawaliśmy władzę na ręce reprezentantów, by ją okiełznać. W przeciwnym wypadku powstałoby ryzyko, żebyśmy się nawzajem pozabijali. Nie możemy jednak tego stanu mylić z dopatrywaniem się potencjalnej mocy sprawczej w jokerowym złu. Jeśli ktoś próbuje naśladować psychopatę, to najprawdopodobniej sam nim jest, a szaleństwo prędzej czy później wystrzeli. Stałoby się tak nawet wówczas, gdyby popkultura Księcia Zbrodni dla świata nie zrodziła.
W ten właśnie sposób zataczamy koło i powracamy do pytania o to, jaką rolę ma pełnić sztuka w rzeczywistości naznaczonej nieustanną batalią światła i mroku? I twórcy od Black Label, i Todd Phillips proponują nam bowiem zupełnie nowe spojrzenie na postać, która wraz z upływem czasu stała się w naszych oczach synonimem wyrafinowanego, choć nadal brutalnie rozdzierającego poczucie bezpieczeństwa zła. Zanim jednak zaczniemy odsądzać Księcia Zbrodni od czci i wiary, warto byłoby go najzwyczajniej w świecie poznać z innej strony i postarać się zrozumieć. Istnieje szansa, właściwie gorąco Wam tego życzę, że Biały Rycerz i Joker zmienią nasze postrzeganie antagonisty na zawsze. Nie ma w tym nic zdrożnego; to przecież jedno z głównych zadań sztuki - trafić w emocje i umysły, a później przeobrazić je i zmusić do wyciągnięcia konkluzji. Skoro już przemoc rozgrywa się wszędzie wokół, to zapamiętajmy oba nadchodzące wcielenia złoczyńcy nie jako jej celebrację, a przestrogę, taką, która w zamierzeniu powinna nas wprawić w obrzydzenie mrokiem. Co więcej, im dłużej będziecie obcować z Black Label, tym częściej zaczniecie dochodzić do wniosku, że kontrowersja to nie wyznacznik, a jedynie środek do realizacji celu rozumianego jako wizja artystyczna. Gdyby ta nie była podszyta wolnością twórczą, nie miałaby racji bytu. Sztuka bowiem nie pisze za nas życiowego scenariusza; ona go jedynie ubogaca.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Zdjęcie główne: DC/Warner Bros.