Disney i ich aktorskie wersje starych animacji. Czy to pójście na łatwiznę?
Disney zapowiedział aktorską wersję kultowej antagonistki Cruelli. Kreatywne podejście do czerpania ze starych animacji nie zawsze towarzyszy studiu przy tworzeniu nowych filmów.
Disney w 2014 roku obrał kontrowersyjny kierunek. W opozycji do wymyślania nowych tytułów, które po latach mogłyby okazać się kultowe, wybiera te z już przyznaną etykietą klasyki i przerabia je na nowe wersje. Do tego czasu mogliśmy zobaczyć na wielkim ekranie wersje aktorskie takich bajek jak: Piękna i Bestia, Król lew, Księga dżungli, Aladyn, Kopciuszek, Mulan, Dumbo i wiele innych. Pomysł, mimo że żeruje na starych produkcjach, sprzedaje się bardzo dobrze. Zachęcająco dobrana obsada aktorska, zaskakujące efekty specjalne oraz wysokobudżetowe wykonanie ciekawi widownie. Do tego stopnia, że z nawet negatywnym nastawieniem film obejrzą. Kto by nie chciał zobaczyć, jak odnowili akurat tę bajkę, którą osobiście darzy się sentymentem z dzieciństwa? A jeżeli widz nigdy nie oglądał bajki albo stroni od przestarzałych oryginałów, jego rodzic prawdopodobnie na taki film go zabierze.
Sam pomysł na odnawianie starych produkcji jeszcze nie brzmi aż tak strasznie. W końcu, takie filmy jak Kopciuszek, Aladyn czy Mulan teoretycznie mogłyby przerosnąć oryginalne wersje. Dysponując ogromnym budżetem, Disney może sobie pozwolić na obsadzenie największych hollywoodzkich nazwisk w kultowych rolach oraz stworzyć magiczny świat przedstawiony. Istnieje bowiem duże grono odbiorców, które oryginalnych animacji nie widziało. Być może Disney odnawia swoje klasyki dla nowego pokolenia albo dla osób, które powinny nadrobić zaległości. Pytanie brzmi, czy produkcje Disneya są tak rewelacyjne, że trzeba je odnawiać dla kolejnych pokoleń, aby każdy mógł się wychowywać na tych samych bajkach? Zamiast tworzyć nowe tytuły, które później mogłyby stać się kultowe, wracamy do nowych-starych historii, które często nie zaskakują tak samo jak w animowanych wersjach.
Znane nam historie były przedstawiane w formie animacji z kilku powodów. W świecie bajek panują inne zasady. Personifikacja przedmiotów czy zwierząt w animacjach ma po prostu większy sens. Gdy Disney rezygnuje z animacji na rzecz wersji aktorskiej, najmłodsza publiczność może zostać zwyczajnie wykluczona. Czarne charaktery w ludzkich formach albo niebezpieczne zwierzęta, które mają przyjazne zamiary, mogą źle wpłynąć na młodego widza. Ponadto, animowana wersja będzie zawsze bardziej przystępna i łatwiejsza w odbiorze. Dorośli widzowie myślą natomiast o czymś zupełnie innym. W przypadku, gdy zna się oryginalne animacje Disneya, oglądając wersje aktorskie, nie można się powstrzymać od wyłapywania błędów albo zmian w scenariuszu. Z jednej strony denerwuje nas, gdy widzimy 1 do 1 odtworzoną starą historię znaną z bajki. Z drugiej strony, gdy zauważamy zmianę albo czujemy, że któryś element został pominięty, denerwujemy się jeszcze bardziej. Finalnie, większość takich „odnowień” starych tytułów jest po prostu niepotrzebne.
Dotychczasowe filmy live-action po prostu wydają się pojawiać „na siłę”. Poza wrażeniem, że ten film nie musiał powstawać (a tak naprawdę lepiej gdyby nie powstał), czuć, że jest zrobiony dla pieniędzy. Ciężko jest się dziwić Disneyowi, że brnie w ten pomysł od kilku lat. Patrząc na wyniki sprzedaży, te filmy nie muszą być udane, żeby odnieść sukces. Nowa wersja Króla lwa z 2019 roku zarobiła na całym świecie 1 657 138 876 dolarów, przy czym kosztowała 260 000 000 dolarów. Nowa Piękna i bestia zarobiła ponad 1.2 miliarda dolarów, a Aladyn z 2019 roku blisko ponad miliard dolarów. Nie trudno więc zauważyć, że odnowienie starej bajki, którą cały świat darzy ogromnym sentymentem, skutkuje po prostu rewelacyjnymi wynikami sprzedaży. Nawet sceptycznie nastawione osoby, którym film siłą rzeczy się nie spodoba, z ciekawości obejrzą odnowioną wersję przy pierwszej lepszej okazji. Jeżeli nie dla siebie, to żeby pokazać w nowej formie swoim pociechom, na czym się wychowywaliśmy. Wiadomo z góry, że historia będzie taka sama, ewentualnie gorsza. Elementy świata przedstawionego, które są jak najbardziej logiczne w bajkach czy animacjach, jak np. gadające zwierzęta, w wersjach aktorskich zwyczajnie nie pasują. Dziwnie wyglądający Mufasa, niebezpieczny Baloo czy brak kultowych postaci takich jak Mushu to elementy, które bolą prawie każdego fana starych animacji Disneya.
Prawda jest niestety wręcz bolesna: Disneyowi to się po prostu opłaca. Studio doskonale wie, które kultowe tytuły przyciągną (jeszcze raz) ludzi do kina czy na ich nową platformę Disney+ i bez zastanowienia je wykorzystują. Operując pewniakiem, to znaczy scenariuszem, który wiadomo, że się sprzeda (ponieważ sprzedał się lata temu) jedyne co wystarczy zrobić, to odgrzać gotowego już kotleta. Ściągnięcie największych sław do takiej produkcji nie jest wcale trudne, ponieważ i pieniądze będą ogromne, i rozgłos którym będzie cieszyć się widowisko. Publiczność natomiast, mimo że będzie narzekać, i tak zapłaci, by zobaczyć swoją ulubioną animację w nowej wersji. Takie chodzenie na łatwiznę przez producentów obraża i przeraża jednocześnie, lecz patrząc jedynie na wyniki sprzedaży, złe oceny można przeboleć. W dodatku aktorskie wersje animacji z bohaterami, którzy nie są ludźmi, odbierają im cały urok oraz mogą błędnie wskazywać, że napotkany niedźwiedź w lesie okaże się dla nas najlepszym przyjacielem.
Złe oceny to natomiast coś, co może tylko pozornie kojarzyć się z nowymi wersjami aktorskimi starych bajek Disneya. Zdarza się nawet, że wersja aktorska zbiera same pozytywne recenzje oraz opinie publiczności. Według Rotten Tomatoes (portalu, który sumuje recenzje krytyków) najlepszą produkcją z gatunku live-action okazała się na razie Księga dżungli z 2016 roku. Na portalu film ma 94% pozytywnych recenzji, co oznacza, że praktycznie wszystkie oceny jakie zebrał od krytyków, były pozytywne. Tuż pod nim jest Mój przyjaciel smok z tego samego roku z wynikiem 88%, Kopciuszek z 83% a nawet Mulan, Krzysiu gdzie jesteś a także Piękna i bestia z wynikami od 73 do 71 procent. Oznacza to, że wiele z ekranizacji starych animacji okazało się więcej niż udane, a publiczność często nie zgadza się z krytykami, którzy oceniają pozytywnie takie produkcje. Istnieje bowiem duże grono widzów, którzy mają styczność ze starą historią pierwszy raz w wersji aktorskiej. Dla takich odbiorców Disney odnawia swoje kultowe tytuły, a młoda publiczność ma okazję doświadczyć tych samych wrażeń, co dzieciaki, które pokochały oryginalne animacje. Problem jest taki, że tendencja „odnawiania” starych pozycji wydaje się wzrastać. Disney natomiast zamiast starać się tworzyć nowe, uniwersalne historie dla kolejnych pokoleń, woli inwestować w to, co wiadomo, że się sprzeda.
Wyniki sprzedaży jasno wskazują, że bardziej opłaca się kopiować stare scenariusze i przerabiać je na kino live-action bez żadnych zmian, niż wybierać kreatywną drogę. Zwiastun Cruelli daje nam jednak nadzieję na to, że Disney nie rezygnuje również z tej drugiej ścieżki. Spin-offy pokroju Cruelli, gdzie wychwytuje się jeden, ciekawy element z kultowego tytułu i poświęca się mu cały osobny film, to ścieżka, którą studio powinno podążać. Takie nowe historie, sięgające korzeniami do starych klasyków to coś, co jednocześnie przyciągnie ludzi przed ekrany oraz ma szanse na popisanie się ciekawym scenopisarstwem. Co prawda „Czarownica” z 2014 roku nie okazała się tak ogromnym sukcesem, jaki Disney mógłby sobie wymarzyć, to jednak film udał się na tyle, by powstała druga część. To, czy w przyszłości zobaczymy więcej kreatywnych pomysłów w stylu Cruelli, zależy prawdopodobnie od tego, jak widowisko z Emmą Stone w roli głównej zostanie przyjęte.
Dylematów więc zbiera się kilka. Disney powinien poważnie się zastanawiać przed każdą nową wersją aktorską starej animacji. Nieudana próba przeniesienia klasyki na nowe realia często zniechęca nas do całej historii. Pomimo że mogłoby się wydawać, że chętnie wróci się do starej animacji, stojąc przed wyborem między nową a starą wersją, może wcale nie być tak łatwo nam zadecydować. Nowe wersje będą kultowymi dla przyszłych pokoleń, co również ma znaczenie przy pracy nad jakością takich widowisk. Dlatego lepiej jest czasem zostawić kilka kultowych tytułów w takiej formie, w jakich już powstały, ze względu chociażby na odmienne zasady, jakie obowiązują w świecie bajek. Animacje na przestrzeni lat ewoluowały z formy 2D na 3D, lecz nadal powstają. Ich przystępniejsza forma oraz inny świat, pozbawiony logiki jest często odpowiedniejszym miejscem na daną historię. Z drugiej strony, animacje opowiadające o przygodach ludzi mogłyby okazać się o wiele lepsze od oryginałów. Przyszłe pokolenie mogłoby doświadczać tych samych emocji, które towarzyszyły nam przy oglądaniu starych animacji Disneya. Dzięki nowym wersjom aktorskim miliony osób, które nie wrócą do starych animacji ze względu na ich lata, ma okazję obejrzeć najlepsze dzieła Disneya w formie dostosowanej do nich. Ponadto, wiele z tych kultowych historii zawiera ważny morał, który nigdy się nie zestarzeje. Pokładając jednak wielkie nadzieje w nadchodzącej Cruelli, liczę na to, że kreatywna ścieżka nigdy nie będzie tą niewygodną.