Dlaczego kochamy found family? Różne produkcje, ta sama miłość
Gdy rozmawiam z ludźmi o ich ulubionych tropach, często przychodzi im na myśl found family. Nie wszyscy wiedzą jednak, że ten motyw był modny, zanim jeszcze otrzymał taką nazwę.
Internet od jakiegoś czasu szaleje za motywem found family. Mówimy o nim wówczas, gdy bliscy sobie ludzie stają się "rodziną z wyboru". Gdy taka grupa pojawia się w produkcji, robi nam się ciepło na sercu – takiego uczucia nie zapewni nam żaden, nawet najlepiej poprowadzony wątek rodzinny, przyjacielski czy romantyczny. Ta jedna, wyjątkowa iskra powoduje niesamowicie silne odczucia.
Tak naprawdę byliśmy tym karmieni od dziecka
Żeby zacząć dyskusję nad miejscem, jakie found family zajmuje w naszych sercach, trzeba przenieść się do... bajek z dziecięcych lat. Gdy cofniemy się wspomnieniami, dostrzeżemy, jak wiele relacji między postaciami idealnie pasuje do tego motywu.
Kiedy zaczynałam podstawówkę, szczególne miejsce w moim serduszku zajmowało My Little Pony: Przyjaźń to magia. Już wtedy widziałam, że relacje między kolorowymi kucykami są wyjątkowe. Podtytuł nie jest przypadkowy, bo serial powstał po to, by pokazać najmłodszej widowni, jak potężną wartością jest przyjaźń. Czy to się udało? Zdecydowanie tak! W pamięć zapadły mi morały kryjące się za poszczególnymi odcinkami. Do tego wszystko opiera się na otwartości, bliskości, różnorodności i ogromnej empatii, co jest szczególnie ważne do przyswojenia w tak młodym wieku.
Twilight Sparkle przybywa do Ponyville, gdzie poznaje inne kucyki i zaprzyjaźnia się z nimi. Z czasem – w kolejnych sezonach, filmach i krótkometrażówkach z tego uniwersum – relacje między nimi coraz bardziej się rozwijają (nawet w tych odcinkach, które z pozoru wydają się nic nie wnosić). Grupa zyskuje coraz więcej rodzinnych cech. Nie brakuje poróżnień, ale te przecież zdarzają się najlepszym i jeszcze dodają autentyczności. Późniejsze epickie, wypełnione walkami ze złem i trudnymi decyzjami epizody pokazują, jak bardzo te postacie zżyły się ze sobą, jak doskonale się znają, a przede wszystkim – jak wiele poświęciłyby dla siebie nawzajem. Bogactwo doświadczeń połączyło te bohaterki bardziej, niż mogliśmy to sobie wyobrazić po premierze pilotażowych odcinków. Podkreśla to zwłaszcza ostatni odcinek – do seansu, zamiast popcornu, należałoby przygotować sobie chusteczki...
...i kochaliśmy to jako nastolatkowie
Czy sitcomy młodzieżowe również wykorzystywały motyw found family? W tym przypadku sytuacja jest nieco trudniejsza, bo w większości produkcji Disneya czy Nickelodeona możemy odnaleźć pewne schematy, które komplikowały sprawę. Obecność antagonistów, wewnętrznych grupek wśród głównych bohaterów i wątki romantyczne – tego typu czynniki uniemożliwiały postaciom stanie się rodziną. Chciałabym jednak wyróżnić jeden serial.
Victorious, bo o nim mowa, jest przykładem nieco nieoczywistym – próbują się do niego wkraść rzeczy, które teoretycznie mogą uniemożliwić powstanie jakiegokolwiek podłoża dla tego motywu. Jade bardzo często wyzywa resztę składu, pojawiają się żarty o tym, które z postaci nie są lubiane. Mimo to jednak większość odcinków całkowicie temu zaprzecza, pokazując tę siódemkę jako całkiem zgraną grupę, która spędza ze sobą mnóstwo czasu. Widzimy, jak jednoczą się, próbując wygrać konkurs, dopingują się, bawią na imprezie, ustępują, przechodzą przez konflikty. Nawet pomiędzy wrogo nastawionymi do siebie postaciami pojawiają się zalążki przyjaźni. Finalnie, pomimo wszelkich różnic, patrzymy na zgraną ekipę. Wydaje mi się, że nie do końca było to zamierzone przez twórców. Mogło mieć to związek z bliskimi relacjami obsady serialu, które także na ekranie sprawdziły się rewelacyjnie.
Jeszcze przyjaciele? Czy już rodzina?
Zanim motyw found family stał się popularny, rekordy bił kultowy sitcom Przyjaciele. Gdybym miała wskazać tylko jedną produkcję z tym motywem, to postawiłabym właśnie na Friends. Monica jest dla Rachel jak siostra. Joey, przypadkowo znaleziony współlokator, bardzo szybko staje się najlepszym przyjacielem Chandlera. To w szóstkę przeżywają zarówno szczęśliwe, jak i trudne momenty. Razem mieszkają, spędzają święta, znają się na wylot. Łączy ich coś wyjątkowego. Coś, co rozgrzewa nasze serca nawet po trzydziestu latach. Wielokrotnie udowadniają, że potrafią być dla siebie wspierającymi przyjaciółmi i "partnerami w zbrodni".
Mimo że tytuł sugeruje, że chodzi tylko i wyłącznie o przyjaźń, uwierzyłabym w to może – na upartego! – w trakcie pierwszego sezonu. W kolejnych jesteśmy świadkami wielu wspólnych zwyczajów i ważnych, przełomowych rozmów. Nasi bohaterowie zawsze, niezależnie od okoliczności, spędzają razem Święto Dziękczynienia, chociaż nawet tego dnia nie brakuje wpadek czy spięć – zawsze jednak spotykają się przy stole w słynnym, fioletowym mieszkaniu, do którego wszyscy mają klucze... Nie brakuje też momentów, gdy jednoczą siły – np. ekipa kupuje Phoebe rower, gdy dowiaduje się, że nie miała własnego w dzieciństwie. Przez cały serial obserwujemy wzajemne oddalanie się i zbliżanie do siebie Rossa i Rachel – a jednak oboje nieprzerwanie są częścią grupy. Podobnie jest z konfliktami między poszczególnymi parami. Wydaje się, że nie istnieje siła, która mogłaby ich rozdzielić – i prawdopodobnie właśnie to spowodowało, że serial pokochały miliony osób na całym świecie.
Zawsze szukaliśmy rodziny, zanim znaleźliśmy siebie nawzajem
W uniwersum Marvela obserwujemy wiele różnych relacji. Są rywale, współpracownicy, przyjaciele. A co z found family? Świetnym przykładem rodzinki, która powstała na naszych oczach, są Strażnicy Galaktyki.
W pierwszym filmie stopniowo poznajemy bohaterów, których dzieli niemal wszystko. Sytuacja zmusza ich do działania razem. Mimo że twórcy nie rozwijają za bardzo osobistych wątków, da się zauważyć, że indywidualne dylematy i przemiany wpływają na ich funkcjonowanie w grupie. Kryzysy zbliżają ich do siebie. Nie było łatwo, ale z nieco dysfunkcyjnej rodzinki w pierwszej części stają się wyjątkowo zgraną ekipą. Ten motyw prawdopodobnie mocno przyczynia się do popularności tej franczyzy, gdyż relacje bohaterów sięgają momentami głębiej niż w przypadku Avengersów.
Gdy łączy coś wspólnego...
Jest taka jedna grupa ludzi, która szczególnie potrzebuje reprezentacji w motywie found family. W prawdziwym świecie te osoby często są wykluczane ze względu na cechy, które przecież wcale nie są od nich zależne. A mowa o społeczności queerowej. Rodzinna atmosfera wśród osób do niej należących z pewnością wywołuje tzw. home feeling u odbiorcy, więc jest to przepis na sukces. Zadanie na szóstkę wykonała adaptacja książek Alice Oseman, czyli Heartstopper.
Chociaż prym wiedzie relacja Nicka i Charliego, kolejne sezony serialu podkreślają coraz bardziej istnienie wyjątkowo bliskiej grupy przyjaciół, których łączy to, że wszyscy należą do społeczności LGBT+. Widziałam wiele opinii, że jest to nieco naciągane, ale uważam, że taka ekipa jest szczególnie potrzebna w tym przypadku. Kto lepiej zrozumie problemy związane z orientacją czy tożsamością, jak nie ktoś, kto się z nimi zmaga?
Na ekranie zobaczymy także wspólne zmagania całej grupy z kwestiami typowymi dla dorastania. Mają spięcia, ale i momenty, w których kluczowa jest jedność. Dynamika grupy jest z jednej strony czymś, z czym nasza wewnętrzna nastoletniość może się łatwo utożsamić, ale z drugiej wykracza nieco dalej – zwłaszcza w trzecim sezonie, gdy jeden z członków przechodzi poważny kryzys, a reszta jeszcze bardziej zacieśnia więzi.
...i gdy kochamy się mimo różnic
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała w tym tekście o High School Musical: The Musical, gdyż jest to produkcja, która bardzo do mnie trafiła, zwłaszcza jeśli chodzi o omawiany motyw. Serial na wielu płaszczyznach jest wyjątkowy, ponieważ odszedł niezmiernie daleko od schematów, które od lat rządziły dziełami tego typu. Nie mamy antagonisty czy niezdrowej rywalizacji między postaciami, a grupkę osób, które początkowo łączy tylko wspólna szkoła i fakt, że mają wziąć udział w projekcie. Bardzo szybko ich relacje wkraczają na kompletnie inny poziom. I co najważniejsze, obejmuje to wszystkich głównych bohaterów i nieprzerwanie trwa przez wszystkie sezony. Ich relacja jest fundamentem produkcji.
Niektóre odcinki są idealną laurką, niemal hołdem dla motywu found family. Pojawiają się momenty, kiedy bohaterowie odkładają na bok problemy i animozje, by zrobić coś razem. Jednoczą się w sytuacjach kryzysowych. Gdy koordynatorce musicalowych projektów, Jenn, grozi utrata pracy, wszyscy jej pomagają. Jeden z członków grupy ma urodziny? Cała reszta postanawia wyprawić mu imprezę związaną z jego kulturą. Kiedy Ricky przechodzi kryzys związany ze swoim związkiem i tożsamością, pierwszy rękę do niego wyciąga jego "rywal", EJ – i przy tym doskonale go rozumie. Niesamowite jest też to, że pomimo wielu nieudanych relacji romantycznych czy niewielkich spięć bohaterowie cały czas trzymają się razem.
Tej relacji nikt nie podciągnąłby pod motyw found family, a uważam, że doskonale go dopełnia. Chodzi mi o byłych partnerów, Ricky'ego i Nini. Gdyby nie odejście z obsady Olivii Rodrigo, prawdopodobnie byliby główną parą w serialu. Mają wspólną przeszłość, znają się od dziecka i łączy ich naprawdę wiele. W trzecim sezonie, w którym Nini pojawia się już tylko gościnnie, Ricky próbuje skompletować swoją listę rzeczy do zrobienia przed ukończeniem 18 lat. Ostatnim punktem jest zdobycie zdrapki. Przed wystawieniem musicalu w finale sezonu, wszyscy dostają kartki od Nini. W tej przeznaczonej dla Ricky'ego znajduje się upragniona zdrapka. Dopisuje to bohaterkę, która nie pojawia się już w serialu, do utworzonej w nim rodziny.
Found family otula jak kocyk
Trudno wskazać drugi taki motyw, który dawałby mi podobne poczucie "powrotu do domu" – do mojego miejsca na ziemi. Możemy doszukać się go w wielu produkcjach, ale postanowiłam wybrać takie, które czymś się wyróżniają, a występujące w nich postacie są prawdziwe i szczere. To sprawia, że sami chcemy znaleźć takich ludzi w swoim życiu.
Niesamowicie podoba mi się też to, że uwzględnia zarówno pozytywne, jak i te nieco ciemniejsze strony relacji bohaterów – w końcu w rodzinie też zdarzają się spięcia. Jednak te dobre momenty są tak ciepłe, pełne empatii i miłości, że można to niemal poczuć. Pokochałam ten motyw, zanim jeszcze dostał swoją oficjalną nazwę.