Nikt nie prosił, każdy potrzebował. Serial To zawsze Agatha oczarował MCU
"Po co?", "Zapowiada się stabilna beznadzieja", "Nie czekam" – takie komentarze zalewały Internet przed premierą serialu To zawsze Agatha. Myślę, że większość zmieniła swoje zdanie podczas emisji.
Gdy ogłoszono spin-off WandaVision z Agathą Harkness na pierwszym planie, odpowiedź internautów była niemal jednogłośna: "A po ch*j?". Pomysł nazywano "głupim" i "absurdalnym". Internauci uważali, że obsadzenie niszowej bohaterki w roli głównej wcale nie przyciągnie widzów przed ekrany. Tymczasem ja należałam do mikroskopijnego ułamka fanów, widzących potencjał w tym projekcie. Jako jedna z niewielu z zaangażowaniem śledziłam notoryczne zmiany tytułu, aż wreszcie otrzymaliśmy To zawsze Agatha. Wówczas miałam wrażenie, że wiele osób zapomniało o ikonicznej piosence, ujawniającej prawdziwe motywacje złej wiedźmy, a także zabawnej i charyzmatycznej kreacji Kathryn Hahn, która dorównywała Elizabeth Olsen. Jak najbardziej zasłużyła na swój własny projekt! A z gwiazdorską obsadą, dopełnioną przez Aubrey Plazę, Joe Locke'a czy Patti LuPone, miała ułatwione zadanie.
Nie ukrywam, że mimo wszystko miałam lekkie obawy, zwłaszcza gdy czytałam komentarze na X i pod newsami na naszym portalu. Szczerze? Przez chwilę myślałam, że serial stanie się nową ofiarą review-bombingu. Nic bardziej mylnego!
To zawsze Agatha – odrodzenie telewizyjnego MCU?
Agatha Harkness pokazała, że seriale Marvela mają jeszcze coś do zaoferowania. Finał już za nami, zatem wreszcie możemy to udowodnić prawdziwymi liczbami. Oceny na Rotten Tomatoes mówią same za siebie – Agatka stoi na równi z Lokim pod względem tomatometra. Oba tytuły uzyskały miano "świeżych" dzięki imponującym 83%. Nawet najbardziej zagorzali fani nie spodziewali się aż tak dobrego przyjęcia.
Jak regularnie donosił portal Deadline, popularność serialu rosła z każdym odcinkiem. Siódmy epizod został wyświetlony 4,2 mln razy w ciągu 24 godzin od premiery, co stanowi wzrost o 35% względem pierwszego odcinka. Z czasem serial udowodnił swoją jakość – odznaczała się nią nie tylko obsada, ale również wplecione w scenariusz easter eggi. Nawiązywały one do komiksów Marvela i wizerunku wiedźm w szeroko pojętej popkulturze. Okazało się, że karty tarota wcale nie były tylko ładnym dodatkiem na plakatach – miały kluczowe znaczenie dla fabuły. Ostatecznie nie zobaczyliśmy Wandy Maximoff na ekranie, ale wprowadzenie jednego z jej synów jako Wiccana wystarczająco zachęciło fanów do odpalenia serialu. Dla widzów uwielbiających czarodziejską estetykę, prawdziwą gratką było latanie na miotłach pod krwawym księżycem.
Easter eggi prowokują do tworzenia teorii spiskowych (podobnie jak Billy robił to na Redditcie). Co więcej, w dobie mediów społecznościowych ważne jest, aby serial wyróżniał się i wbił w panujące trendy. Agatce to się udało, dlatego hashtag na X był wyjątkowo popularny w dni premier odcinków, szczególnie na terenie Stanów Zjednoczonych. TikToka i Instagrama wciąż zalewają edity z Wiccanem i jego uderzającym podobieństwem do Wandy z Czasu Ultrona, a także klipy o napiętym związku Rio z Agathą. Oliwy do ognia dolewał sam Marvel, który od początku promocji próbował dotrzeć do konkretnej grupy docelowej serialu – bawił się modną estetyką z lat 90. i nie tylko. Brawa dla moderatorów kont społecznościowych studia za prześmiewcze nawiązanie do popularnego trendu na TikToku!
Ostatnio z serialami Marvela nie działo się najlepiej. Wydaje się, że historie Ms. Marvel, She-Hulk czy Nicka Fury'ego w Tajnej inwazji nie miały większego znaczenia dla rozwoju MCU. Nadmiar jest efektem nieudanej strategii byłego szefa Disneya, Boba Chapka, który poszedł na ilość kosztem jakości. Co więcej, sporo widzów czuło się trochę przytłoczonych liczbą materiałów potrzebnych do obejrzenia danej produkcji. Również Adam o tym wspominał w artykule o Echo. Tym razem udało się tego uniknąć. Wystarczyło włączyć sobie WandaVision i Doktora Strange'a 2, aby zrozumieć kontekst.
Jednak gejowskie wiedźmy widzom niestraszne
Szczególnie zagraniczni dziennikarze lubią nazywać Agathę "najbardziej gejowskim serialem MCU". Nic dziwnego – nawet Aubrey Plaza i Kathryn Hahn sugerowały to w paru wywiadach. Faktycznie serial w znaczącym stopniu rozwinął wątek skomplikowanej relacji Rio oraz Agathy, a także zasygnalizował odmienną orientację seksualną Billy'ego, wprowadzając jego chłopaka na ekrany. I wiecie, co z tego wyszło? No właśnie nic – aż sama byłam zdumiona, że po emisji pierwszej połowy serialu negatywne komentarze o homoseksualnych relacjach zniknęły... jak za pstryknięciem palców Thanosa. Być może to kwestia kultury fanów Marvela (ewidentnie różniącej się od innych fandomów). Jednak sądzę, że możemy z tego wysnuć inne wnioski. Jeżeli queerowe relacje są odpowiednio zakorzenione w fabule, nie przeszkadzają one widzom.
Jak sama wspominałam w recenzjach, związek Rio Vidal i Agathy ma również symboliczne podłoże. W końcu życie Agatki polegało na pogrywaniu ze śmiercią (dosłownie!) – i to w wielu możliwych aspektach. Pomijając nieukrywaną chemię między bohaterkami, historia ich uczucia doskonale wpisała się w legendy krążące wokół postaci Harkness. Sporo mówiło się o niej jako "samotniczce, która nie potrzebuje sabatu" – przeciwnie, prędzej zabiłaby wiedźmę, niż próbowałaby się z nią dogadać. W grę wchodził również wątek związany z jedyną osobą, którą Agatha szczerze kochała – Nicholasem Scratchem. Wiemy już, że nawet Rio miała do niego słabość, co sama później określiła "taryfą ulgową". Kto oglądał finał, ten wie, co z pogłosek na temat wiedźmy się sprawdziło, a w jakich aspektach prawda okazała się brutalniejsza.
Wiccan jest jedną z queerowych postaci w komiksach Marvela, więc jego orientacja nikogo nie zaskoczyła. Joe Locke na tyle dobrze oddał charakter swojej postaci, że jego kreacja zasłużyła na pochwały od wiernych czytelników. Postać jego chłopaka wzbudzała kolejne teorie o tym, że może być naszym nowym Hulkingiem – niestety Jac Schaeffer uciszyła tę debatę, ale to mogła być intrygująca koncepcja. Dobrze było zobaczyć Eddiego dającego Billy'emu wsparcie, gdy miał wątpliwości dotyczące swojej tożsamości. To również jedna z lepiej przedstawionych relacji w serialu – mimo ograniczonego czasu ekranowego!
Wniosek: dajcie więcej produkcji, o które "nikt nie pytał"
Sporo widzów stwierdziło, że serial To zawsze Agatha był wielką niespodzianką – myślę, że większość uzna to za komplement. Zdecydowanie różni się od produkcji, jakimi zazwyczaj Marvel nas karmi. To dobrze! Dzięki temu do studia wreszcie dotarło odrobinę świeżego powietrza i nadziei na jeszcze więcej projektów, które nie będą kalką swoich poprzedników, a dostarczą równie niezłą rozrywkę. Sama ogromnie cieszę się z tego odbioru oraz wielu dyskusji w komentarzach. Chętnie angażowałam się w te rozmowy, mimo że zazwyczaj wolę pozostawać obserwatorką. To już dobrze świadczy o roli, jaką Agatha odegrała w MCU – nawet jeśli poruszała mocne tematy, widzowie nadal odnosili się do nich z kulturką. Hejtu udało się uniknąć, review-bombing nie stał się problemem. Takiego happy endu życzę kolejnym produkcjom Marvela!