Gaming dziewiątej generacji nie będzie tanią rozrywką
Stało się, wiemy już wszystko, co najważniejsze o konsolach Xbox Series X/S oraz PlayStation 5. Na początku listopada wkroczymy w erę dziewiątej generacji, a wraz z nią możemy szykować się na podwyżki.
Przedstawiciele Sony i Microsoftu w końcu ujawnili, ile przyjdzie nam zapłacić za konsole PS5 oraz Xbox Series. Ci wszyscy, którzy wieszczyli ceny zbliżone do 3000 zł, na szczęście nie mieli racji. Topowe modele kosztują niewiele ponad 2000 zł, a wersje budżetowe wyceniono poniżej tej kwoty. Wielu graczy z pewnością ucieszyła taka wycena, porozmawiajmy jednak o ukrytych kosztach. A tych jest wiele i dotyczą nie tylko konsolowców, ale i pecetowców.
Tak się bowiem składa, że nowa generacja trafiła do dystrybucji w momencie globalnego przełomu w branży gier. Wprowadzenie PS5 oraz Xboxa Series X zbiegło się bowiem w czasie z procesem upowszechniania kilku tzw. technologii wyniszczających, rozwiązań tak przełomowych, że zaczynają wypierać z rynku technologie poprzedniej generacji. Dodajmy do tego wzrost cen peryferiów gamingowych oraz samych gier, a zarysuje się przed nami lekko niepokojąca wizja przyszłości.
Nowa grafika, nowe koszty
Przeskok z ósmej na dziewiątą generację ma przynieść zauważalny przeskok jakościowy w nowych grach. I nie będzie on napędzany wyłącznie prostym zwiększeniem mocy obliczeniowej sprzętu, a wdrożeniem innowacyjnej technologii, która zmienia sposób, w jaki projektuje się gry. Ray tracing w czasie rzeczywistym ma zrewolucjonizować metody generowania grafiki oraz reprodukcji przestrzennego brzmienia. Pecetowcy od kilku lat dysponowali kartami graficznymi przystosowanymi do obsług tej technologii, ale trafiły one do bardzo wąskiego grona odbiorców. Dopiero premiera Xboxa Series X oraz PlayStation 5 ma szansę wyprowadzić ray tracing na szerokie wody.
I w tym miejscu natrafiamy na pierwsze problemy. Konsolowcy poniosą koszt wdrożenia tej technologii przy zakupie sprzętu nowej generacji, a jeśli pecetowcy nadal będą chcieli grać w tytuły klasy AAA przy zadowalającej wydajności, zostaną poniekąd zobligowani do przesiadki na układy graficzne obsługujące sprzętowy ray tracing w czasie rzeczywistym. Jeśli twórcy faktycznie na poważnie podejdą do rozwoju tej technologii, za rok, góra dwa lata na zakup karty z linii RTX – bądź jej odpowiednika od AMD – zdecyduje się szerokie grono odbiorców.
O tym, jak duże zainteresowanie wzbudza ray tracing, najlepiej świadczy niedawna premiera układów RTX 3080. W większości sklepów karty rozeszły się na pniu w ciągu kilku, kilkunastu sekund. I nie powinno nas to dziwić, gdyż przeskok jakościowy pomiędzy poprzednią generacją RTX-ów jest ogromny. Seria 3000 jest wydajniejsza od swoich pierwowzorów sprzed dwóch lat o kilkadziesiąt procent. Ponadto NVIDIA nie podniosła cen kart referencyjnych, co tylko nakręciło zainteresowanie nowymi układami.
To pierwsze karty graficzne od lat, które oferują tak duży skok jakościowy przy zachowaniu dotychczasowej ceny sprzedaży, nadszedł najlepszy moment dla pecetowców na modernizację pecetów, który przy okazji zbiega się z premierą nowej generacji konsol. Deweloperzy pracujący dla Sony i Microsoftu z pewnością będą chcieli wykorzystać ray tracing, aby zaprezentować potencjał nowej generacji, co przełoży się na wzrost znaczenia tej technologii również na rynku pecetowym.
Owszem, starsze układy graficzne nadal będą pracować w milionach komputerów i poradzą sobie z odpalaniem nowszych gier, jednak coraz szybciej będą odstawać oferowaną jakością od tego, co reprezentuje sobą rynek konsolowy. Wielu zdecyduje się na modernizację komputera, która nie ograniczy się wyłącznie do zmiany samej karty graficznej. Konieczna może okazać się wymiana zasilacza oraz nośnika pamięci, gdyż dyski HDD zaczną odchodzić do lamusa.
Żegnajcie, twardziele, witajcie SSD
Kiedy przez sieć przetoczyły się pierwsze informacje o tym, jak ważną rolę odegrają w Xboksie Series X i PlayStation 5 nośniki SSD, wielu pecetowców drwiło sobie z konsolowców, twierdząc, że ci w końcu zobaczą, jak od lat wygląda granie na komputerach stacjonarnych.
Problem tkwi w tym, że nośniki wykorzystane w konsolach dziewiątej generacji nie będą budżetowymi SSD 1TB, które można kupić za ok. 400 zł. Aby korzystać z takiego nośnika, jaki zamontowano w Xboksie Series X, trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 900-1100 zł. O szybkości oferowanej przez PS5 pecetowcy mogą na razie pomarzyć.
A przeskok z dysków talerzowych na SSD wydaje się nieunikniony, o czym przekonują nie tylko producenci sprzętu, ale i deweloperzy. Blizzard w specyfikacji minimalnej do World of Warcraft: Shadowlands sugeruje, aby skorzystać z SSD zamiast HDD, a w specyfikacji rekomendowanej firma otwarcie odradza korzystanie z dysków twardych. Nośniki tego typu nie są w stanie przesyłać danych z taką szybkością, aby umożliwić płynne wgrywanie tekstur oraz innych danych niezbędnych do tworzenia realistycznie wyglądającej grafiki.
Jeszcze kilka lat temu najważniejszym argumentem przemawiającym za zakupem SSD było przyspieszenie działania systemu, ściągania gier oraz ich wczytywania. Teraz dochodzimy do takiego poziomu rozwoju branży gamingowej, że przeskok na nośniki SSD wydaje się niezbędny, aby gry działały z zadowalającą płynnością. Być może zakup pamięci z górnej półki wydajnościowej nie będzie niezbędny, jednak wielu graczy może zostać zmuszonych do porzucenia dysków twardych, jeśli będą chcieli w pełni wykorzystać moc obliczeniową nowo zakupionej karty graficznej.
Konsolowców podwyżki w tym sektorze również nie ominą, gdyż Microsoft pozwala rozszerzyć pamięć Xboxów za pomocą nośników zewnętrznych. A za te o pojemności 1 TB zapłacimy prawdopodobnie ok. 220 dolarów. Niewiele mniej niż za Xboxa Series S z 512 GB pamięci.
Wyższa rozdzielczość, wyższe koszty
Dziewiąta generacja będzie stała pod znakiem rozdzielczości 4K i odnosi się to do całego rynku gamingowego. Zarówno twórcy konsol, jak i kart graficznych z linii RTX celują w granie w UHD przy 60 klatkach. I tu dochodzimy do kolejnego potencjalnego wydatku, który na nas czyha, a jest nim zakup telewizora bądź monitora 4K.
Konsolowcy mają tu nieco prostsze zadanie, gdyż od kilku lat odbiorniki 4K królują na rynku. Jeśli jakiś gracz zmieniał telewizor w ostatnim czasie, z dużym prawdopodobieństwem dysponuje odpowiednim sprzętem do zabawy w tej rozdzielczości. Ci, którzy jeszcze nie porzucili FullHD, aby grać w tytuły dziewiątej generacji w najwyższej jakości, muszą liczyć się z wymianą telewizora. I nie powinien to być najtańszy model, gdyż wiele budżetowców ma kiepski parametr input lag, który skutecznie uprzykrza granie na konsoli.
W przypadku pecetowców sytuacja wygląda nieco gorzej. Według statysty Steama najpopularniejszą rozdzielczością wśród użytkowników tej platformy jest FullHD. Sprzętem tego typu dysponuje 65,55% graczy, a monitory o wyższej rozdzielczości posiada 11,64% ankietowanych. Monitor do grania w 4K ma tylko 2,24% użytkowników Steama. Jeśli UHD ma stać się nowym pecetowym standardem, miliony pecetowców czeka zakup nowego wyświetlacza. Na szczęście porządny gamingowy monitor 4K nie jest aż tak drogi jak dobry, duży telewizor pracujący w tej rozdzielczości.
Droższe gry, droższe peryferia
Na tym nie koniec, jak się bowiem okazało, szykuje nam się także spora podwyższa cen niektórych gier. W trakcie prezentacji oferty PlayStation 5 dowiedzieliśmy się, że część tytułów z nowej generacji będzie sprzedawana za 80 € na rynku europejskim, co przełoży się na cenę rzędu 350-360 zł. Nie wszystkie gry będą aż tak drogie, ale topowe multiplatformowe produkcje mogą poważnie uderzyć nas po kieszeniach.
Gracze zainteresowani PS5 muszą liczyć się także ze wzrostem wydatków na podstawowe akcesoria. DualSense jest zauważalnie droższy niż DualShock 4, a stare kontrolery nie będą kompatybilne z nową konsolą. Jeśli ktoś jest miłośnikiem kanapowego grania, do kosztu zakupu konsoli musi doliczyć 319 zł za każdy dodatkowy kontroler. DualShock 4 sprawdzi się tylko w tytułach z poprzedniej generacji, w nowości na nim nie zagramy.
Cyfrowe rozwiązania, fałszywe rozwiązanie problemu
Ktoś mógłby stwierdzić, że część tylko bolączek można rozwiązać, np. oszczędzając na konsoli i kupując jej tańszą wersję bądź inwestując w streaming. Jasne, nic nie stoi na przeszkodzie, aby oszczędzić kilkaset złotych na konsoli pozbawionej czytnika płyt, problem polega na tym, że cyfrowych wersji gier nie będziemy mogli odsprzedać. A wielu konsolowców w ten sposób rekompensuje sobie wysokie ceny nowych tytułów – kupuje je w dniu premiery, przechodzi, a następnie odsprzedaje po nieco niższej cenie na rynku wtórym. Zakup PS5 bądź Xboxa Series S uniemożliwi przeprowadzenie takiego manewru.
Ciekawym rozwiązaniem wydaje się zainwestowanie w rozwiązania streamingowe i postawienie na xClouda bądź GeForce NOW, aby uniezależnić się od konieczności wymiany sprzęty. Niestety, ta metoda również ma pewne wady, a największą z nich jest ograniczona biblioteka dostępnych tytułów. Nawet na rozbudowanej platformie od Valve nie znajdziemy wszystkich gier ze Steama, a tylko te, które pomyślnie przeszły proces weryfikacyjny.
Decydując się na granie w chmurze musimy pogodzić się także z niższą jakością. GeForce NOW umożliwia co prawda granie w 4K, ale tylko na przystawce Shield TV. Ponadto gry nie są renderowane w tej rozdzielczości, a skalowane za pośrednictwem sztucznej inteligencji. Dokładnie tak, jak będzie robić to budżetowa konsola Xbox Series S. O graniu przy wyższej liczbie klatek również możemy zapomnieć – 120 FPS-ów doświadczymy tylko przy graniu w rozdzielczości 1280x720.
Konieczność opłacania abonamentu GeForce NOW czy Xbox Game Pass Ultimate świadomie pomijam, ceny subskrypcji są w moim odczuciu bardzo adekwatne. Problem może pojawić się za to z jakością domowego internetu – jeśli chcemy korzystać z usług streamingowych po kablu, wszystko będzie działać jak należy. Niestety, nawet jeśli dysponujemy łączem o wysokiej przepustowości, prawdopodobnie router oferowany przez dostawcę nie poradzi sobie z przesyłaniem obrazu na urządzenia mobilne, przystawki telewizyjne czy laptopy. Opóźnienia sygnału mogą okazać się zbyt duże, aby zapewnić płynną rozgrywkę. Bez zakupu porządnego routera za kilkaset złotych nie będziemy mogli pozwolić sobie na bezprzewodowe granie w chmurze.
Nie istnieje bezkosztowa rewolucja
Oczywiście nie wszyscy będą musieli ponieść dodatkowe koszty związane z pojawieniem się dziewiątej generacji konsol. Nie wszyscy zainteresowani są graniem w 4K, odpalaniem topowych tytułów sprzedawanych w najwyższych cenach czy wymianą peryferiów komputerowych. W 2020 roku wkraczamy jednak w nową erę gamingu napędzaną przez nowe technologie i wysokie rozdzielczości, która od najbardziej zagorzałych graczy może wymagać dodatkowych inwestycji. Na szczęście będą to jednorazowe wydatki poprawiające komfort zabawy na wiele lat. Szybsze dyski posłużą nam przez całą generację, nowe telewizory wykorzystamy nie tylko do grania, a lepszy router może drastycznie poprawić jakość bezprzewodowego internetu w naszym domu.