Bądźmy absolutnie szczerzy. Nie ma zbyt dużo dobrych ekranizacji gier ani produkcji ich historię uzupełniających. Można by je policzyć na palcach, a i tak w większości są to niszowe produkcje animowane. Link not found, Dead Space: Downfall i Dead Space: Aftermath, czy Mass Effect: Paragon Lost, to naprawdę przyjemne, choć bynajmniej nie lekkie, w oglądaniu filmy. W kwestii obrazów aktorskich było już sporo gorzej. O ile jeszcze pierwszy Resident EvilSilent Hill czy Mortal Kombat były naprawdę spoko, to już Super Mario Bros.Assassin's Creed albo taki Battleship znacznie mniej. Zresztą, kto do cholery wpadł na pomysł ekranizacji gry w statki i obsadzenia w niej Rihanny?! Są pewne granice absurdu. Choć w sumie nic nie przebije też Uwe Bolla. Nie jesteśmy tu jednak teraz po to, by analizować, które filmy na podstawie gier były dobre, a które złe i dlaczego tak jest. To temat na zupełnie inny artykuł. Nadmienię tylko, że w mojej opinii problem polega na tym, że ekranizacje gier często nie są traktowane poważnie, podczas gdy powinny być, jak każdy inny gatunek filmowy. Mam wrażenie, że filmowcy traktują graczy jak rynek bardzo niszowy i uważają, że historie, które opowiadane przez produkcje elektroniczne nie posiadają żadnej głębi narracyjnej czy przesłania i skupiają się jedynie na ich wartościach rozrywkowych. A jest to bardzo krzywdzące traktowanie, przez które podejście nie-graczy do tego typu produkcji też jest negatywnie wypaczane. Tak samo było zresztą przecież z filmami na bazie komiksów i dopiero MCU zdołało zmienić i wyprostować to podejście. Wróćmy teraz jednak do głównego tematu, czyli jakie gry wyglądałyby dobrze w formie filmowej czy serialowej i kto powinien w nich zagrać.

ClancyVerse

Zacznijmy od filmu, którego powstawanie już ogłoszono, czyli ekranizację Tom Clancy's The Division. Opowieść o Nowym Jorku przetrzebionym śmiertelną zarazą i agentach tytułowego Strategic Homeland Division jest, jak już wielokrotnie wspominałem, świetna. Sama gra, mimo że w kilku aspektach mechaniki rozgrywki nieco mnie odrzuca, to jednocześnie kupuje mnie swoim klimatem i historią, wywołując niemalże syndrom sztokholmski i powodując że ciągle i wciąż do niej wracam. Owszem, boli mnie, że Ubisoft nie wykorzystał w pełni potencjału, jaki daje świat przedstawiony, więc decyzja o przeniesieniu go na duży ekran cieszy mnie tym bardziej, ale też budzi pewne obawy. Absolutnie nie mam zastrzeżeń, jeśli chodzi o obsadę. Jake Gyllenhaal wielokrotnie udowodnił już, że jest aktorem wielu talentów, zaś reżyser David Leitch maczał swoje palce w takich filmach jak John WickAtomic Blonde czy Deadpool 2 więc możemy być o to kompletnie spokojni. To, co wywołuje u mnie niepokój, to obrany format. W mojej opinii historia jest nieco zbyt skomplikowana na film, lepiej zdecydowanie zagrałby tu miniserial. Nieco za dużo wątków do upchnięcia, no chyba że byłby plan na całą serię, wtedy dałoby się to zagrać, dzieląc kolejne etapy wydarzeń na poszczególne filmy. Zwłaszcza że w produkcji jest już druga część gry, co daje szersze pole do popisu. My jeszcze nie wiemy, co tam się będzie dziać, ale scenarzyści tak. Może to być prequel pierwszej części gry, 1:1 przeniesienie drugiej, a może historia między jedynką a dwójką? Jakkolwiek by tego nie rozpatrywać, jest to materiał na całą franczyzę i oby nie poszedł w kierunku takim jak w mojej opinii zmarnowany, choć wcale nie tak tragiczny, Assassin's Creed. Całe zresztą growe uniwersum oparte na twórczości Toma Clancy'ego to świetny materiał na produkcje telewizyjne i kinowe. Wiedzą to zresztą i twórcy, przecież prócz Division szykuje się już film oparty na Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist. Choć nie słychać o nim od czasu kiedy półtora roku temu jego producent, Basil Iwanyk, ogłosił swój nietrafiony i odcinający się od materiału źródłowego koncept, to jednak nie było też słowa o tym, jakoby pomysł został całkowicie skasowany. Podejrzewam, że po prostu odrzucono jego scenariusz i podjęto pracę nad nowym, nie ma co zresztą się dziwić, bo nazywając grę strzelaniną pierwszoosobową, zaś historię gier i uniwersum biednymi i bez wartości, obraził chyba wszystkich, których tylko mógł. Pozostaje mieć nadzieję że się uda, bo byłby z tego świetny szpiegowski film akcji, choć boli mnie trochę, że Michael Ironside, podkładający głos pod głównego bohatera, nie nadaje się fizycznie do tej roli.
źródło: Ubisoft

Grobowce, zaginione cywilizacje i mechaniczne dinozaury

Niedawno na ekrany kin wszedł średnio, przynajmniej pod względem scenariusza, udany Tomb RaiderAlicia Vikander. I choć samej historii przydałoby się nieco szlifu, to zdecydowanie nie brak go gwieździe tej produkcji. I tu naszła mnie myśl na dwie gry, które warto byłoby zekranizować. Pierwsza to oczywiście Uncharted: The Nathan Drake Collection, oczywiście w planach już jest Uncharted pod tym samym tytułem, ale czy naprawdę prequel z młodym Nathanem Drake'iem granym przez Tom Holland jest koniecznie tym co chcielibyśmy zobaczyć na ekranach? Trochę mi tu śmierdzi powtórką z Młodego Indiany Jonesa i nie jest to coś, czym szczególnie się ekscytuję, choć wcale nie był to zły serial. Owszem, Holland ma tę lekkość bycia i humor naszego poszukiwacza przygód, ale jednak Drake jakiego znamy to doświadczony kobieciarz, zawadiaka, który nie ma problemów z rozwałką, a jego młodsza wersja zostanie zapewne mocno ułagodzona. Bardziej pasowałby mi tu imiennik głównego herosa, Nathan Fillion, wierzę, że byłby w stanie wykrzesać to z siebie. Druga opcja, jaka przyszła mi do głowy, odnosi się do samej Alicii i kolejnej gry ekskluzywnej dla konsoli Sony, mianowicie Horizon: Zero Dawn. Aktorka udowodniła już, że potrafi zagrać postać dojrzewającą i dostosowującą się do sytuacji, a taka właśnie jest Aloy, dodatkowo ma już doświadczenie w posługiwaniu się łukiem i strzałą, czyli głównym orężem protagonistki. A obok świata przedstawionego w Horizon i jego potencjału ciężko przejść obok. Rzadko widuje się tak rozbudowane i dopracowane już przy pierwszej odsłonie miejsca. Postapokalipsa, piękne otoczenie, świetne połączenie społeczeństw plemiennych, spirytualizmu i nowoczesnej technologii, a do tego silna protagonistka i roboty dinozaury? Ja tam jestem kupiony!
fot. SIE

Gry Wojenne

Jak doskonale wiecie, jestem fanem wszelakich produkcji wojennych, w tym również gier. Kiedy myślę o takiej, którą chciałbym zobaczyć w formie filmu, pierwsze co przychodzi mi na myśl to Medal of Honor (2010) wraz z kontynuacją w postaci Medal of Honor: Warfighter. Owszem, obie te gry miały swoje problemy, głównie słaby multiplayer, ale pod względem opowiadanej  historii były naprawdę dobre, tym bardziej że zahaczały o rzeczywiste konflikty i operacje współczesnego pola walki. Na koniec jeszcze jeden tytuł, a raczej trylogia, która spędza mi sen z powiek: Call of Duty 4: Modern Warfare. Jak wielkim fanem CoD jako marki nie jestem, tak obserwowanie na ekranie przygód Soapa, Ghosta i Price'a jest czymś, co od dawna chciałbym zobaczyć, Zwłaszcza po tym jak przeczytałem komiks o przeszłości Ghosta, najciekawszej postaci w tej serii. Jamie Bell nadał by się spokojne na Soapa, wspomnianego milczka w kominiarce z czaszką mógłby zagrać Jason Statham, jedyny problem, jaki mam to z Price'em. Przez myśl przeszedł mi Mark Strong, ale z ikonicznymi wąsami naszego ulubionego kapitana wyglądałby po prostu komicznie.

A to dopiero początek

Lista gier wartych przeniesienia jest bardzo długa, a co najważniejsze, zawiera praktycznie każdy gatunek, jaki można znaleźć w kinematografii i produkcjach serialowych. Tytuły, które wymieniłem to moje osobiste preferencje i jestem bardzo ciekaw Waszego zdania na ten temat. Jaki tytuł chcielibyście zobaczyć na dużym lub małym ekranie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj