ADAM SIENNICA: Dostrzegam nowy trend w polskim kinie – pracownicy służb z czasów PRL-u są ukazywani z bardziej ludzkiej strony. Czy to jest coś, w co celowałeś w filmie Doppelgänger. Sobowtór JAN HOLOUBEK: To na pewno nie jest opowieść o Służbie Bezpieczeństwa jako takiej. To opowieść o antybohaterze – o agencie, który służy złej sprawie. Interesuje mnie odnalezienie w nim rejonów potencjalnego dobra, a także powodów, dla których stał się właśnie tym, kim się stał. Nie interesuje mnie robienie filmu o człowieku, który czyni zło wyłącznie dla własnej satysfakcji. Chciałem dokonać analizy, skąd bierze się ktoś, kto zawodowo kłamie. Film jest inspirowany prawdziwą historią. Ciekawi mnie, ile wydarzeń z fabuły miało miejsce tak naprawdę. W największym skrócie: całe zawiązanie akcji i zakończenie jest prawdą. Wszystko, co dzieje się w środku, czyli podróż przez wewnętrzne stany obu bohaterów, jest naszym wyobrażeniem o tym, jak to mogło wyglądać. Nigdy nie będziemy tego tak naprawdę wiedzieć, bo wtórnicy nie piszą pamiętników. Chcieliśmy więc wymyślić ciekawy przebieg zdarzeń, ale ich rama jest jak najbardziej prawdziwa. Jakub Gierszał od początku był brany pod uwagę do tej roli? Czy był casting? Odbyły się zdjęcia próbne. Do roli startowało kilku aktorów, ale to Kuba okazał się strzałem w dziesiątkę. On niesie ten film na swoich barkach. Wydaje się, że niektórzy tego nie doceniają, bo skupiają się na drugiej postaci, świetnie zagranej przez Tomka Schuchardta. Ciężar opowieści spoczywa jednak na Kubie. Zdecydowanie tak jest. Fantastyczna kreacja, która świetnie podkreśla człowieczeństwo tej postaci. Też tak uważam. Cieszę się, że się w tym aspekcie zgadzamy.
fot. Jarosław Sosiński/TVN
Wspomniałeś na konferencji prasowej, że nie jest to historia o szpiegu, który jeździ motorem po dachach. Jak więc podszedłeś do wymyślenia tej drogi, by to było tak fascynujące bez takich scen akcji? Autorem scenariusza jest Andrzej Gołda. Ja tylko rozwinąłem jego pracę i gdzieniegdzie poprawiałem. Chciałem stuningować tekst pod siebie. Zrobić trzymający w napięciu film psychologiczny. Oczywiście nie mnie oceniać, czy się to udało, ale takie mieliśmy ambicje. Bardziej ciekawiło mnie wnętrze bohatera aniżeli sensacja, pojedynki i pościgi. To dobrze wyróżnia Doppelgangera w gatunku szpiegowskim. Często to, co dzieje się wewnątrz bohatera, może być ciekawsze niż to, co na zewnątrz. To nie jest film szpiegowski w takim sensie, jakim ludzie przeważnie rozumieją ten gatunek. Użyliśmy go jako pewnej ramy do opowiedzenia historii o poszukiwaniu siebie. Zasadniczo to film o poszukiwaniu swojego prawdziwego ja – zarówno przez Hansa, jak i Jana. A to poszukiwanie doprowadza do tego, że Hans zatraca prawdziwego siebie... Dokładnie! Jest to też o cenie zaprzedania duszy diabłu. Tak w uproszczeniu. Muszą być jakieś konsekwencje gry, w której udaje się kogoś, kim się nie jest. To wydawało mi się interesujące. Konsekwencją jest to, że Hans ostatecznie stał się Janem Bitnerem. Całe życie trzyma przy sobie zdjęcie, na którym nie widnieje ani on, ani  jego matka.  To właśnie cenię w twoim filmie: pokazanie, że praca szpiega, bez względu na kraj czy czasy, jest wyniszczająca. W pewnym momencie Hans orientuje się, że jest w błędzie – to moment otrzeźwienia. Chce coś zmienić. Co innego, że czynniki zewnętrzne mu to uniemożliwiają. Wtedy wchodzi w rolę tego drugiego, zastępuje swoją ofiarę. Historia Hansa z czasem robi się coraz bardziej przerażająca. Choćby wątek uwodzenia córki szefa – w scenach zbliżeń nie widzimy żadnych emocji na obliczu bohatera. Tacy są właśnie „wtrórnicy”. Wciągają innych w emocjonalne związki, by uzyskać informacje. Są bezwzględni, ale też tacy muszą być - do tego zostali stworzeni. Gdy udajesz czyjegoś przyjaciela czy członka rodziny, a jednocześnie sprzedajesz informacje na jego temat komuś trzeciemu, to musisz jednak mieć specyficzną psychikę i moralność. Czy wątki Hansa i Jana były w scenariuszu w równowadze, czy proporcje pomiędzy nimi zawsze były zachwiane? Głównym bohaterem filmu Doppelganger. Sobowtór jest Hans. My wręcz rozwinęliśmy wątek Jana z pierwotnej wersji, w której był on postacią nieco pomocniczą - widz miał zobaczyć na jego przykładzie konsekwencje poczynań głównego bohatera. To jest film o Hansie, więc w drugiej części bardziej skupiam się na nim. To, co się w nim dzieje, ta erozja poglądów i uświadomienie sobie, że od lat żyje w błędzie, jest ważną częścią tego filmu. Na budowę pełnego obrazu Hansa wpływa jego ojciec. To doskonale pokazuje, jak jesteśmy kształtowani przez naszych rodziców. W pierwszych wersjach scenariusza temat ojca był bardziej hasłowy. Rozwinęliśmy ten wątek podczas pracy nad testem. Jak już wspomniałem, chciałem przeanalizować, skąd taki człowiek jak Hans, się bierze. Co wpływa na to, że jest w stanie kłamać, zdradzać i manipulować ludźmi, którzy są dla niego dobrzy? To mnie bardzo ciekawiło. Nie ma sensu robić filmu o psychopacie. Chciałem zrobić film o człowieku, który został stworzony przez innych do konkretnej roli i w pewnym momencie uświadamia sobie, że jest marionetką.
fot. Jarosław Sosiński/TVN Warner Bros. Discovery
+6 więcej
Widzowie uwielbiają oglądać twoje produkcje. Czy myślisz o tym, jak ugryźć poważny temat, by trafiać do odbiorców? Tworząc film, myślę wyłącznie o widzu. Chcę być wobec niego uczciwy. Pragnę coś mu powiedzieć i do niego trafić, nie mamić. Wtedy istnieje szansa, że to, co robię, zaangażuje go. Jeśli rzeczywiście moje filmy i seriale są oglądane oraz lubiane, to dzieje się tak, ponieważ my widzów szanujemy. Mówię "my", bo to nie tylko ja, ale cały zespół. Szanujemy ich oczekiwania i inteligencję. Stawiamy na widza, który chce coś przeżyć. Wspomniany przez ciebie zespół jest ważny. To nie tylko ludzie znajdujący się na pierwszym planie, ale też całe filmowe rzemiosło, o którym widzowie przeważnie nie myślą. Tak, zespół, z którym pracuję, to fachowcy i artyści najwyższej klasy. Jestem dumny, że mogę z nimi robić swoje filmy i seriale. Każdy pion podchodzi do swojej pracy z pozycji szacunku do widza, daje z siebie maksimum, by dostarczyć mu coś ciekawego, mądrego i przyciągającego oko. A widać, że to trafia do odbiorców, bo na festiwalu w Gdyni nie można dostać biletów na twój film. To jest najwspanialsza wiadomość – usłyszeć, że wszystkie bilety na mój film się rozeszły. Dla reżysera nie ma lepszej wiadomości.  Mówiono, że twój najbliższy projekt to opowieść o prawdziwej katastrofie. To aktualne? Obecnie kończę postprodukcję serialu Rojst Millenium, który pojawi się na Netfliksie jakoś na początku przyszłego roku. W tym czasie zaczynam też zdjęcia do miniserialu o katastrofie promu Heweliusz, do której doszło w 1993 roku. Historia powstaje również dla Netflixa i jest oparta na faktach. Bardzo dramatyczna, ale też niezwykle poruszająca. Ambitnie! Po Wielkiej wodzie znowu katastrofa... Znowu woda! [śmiech] Jakoś tak wyszło. Chociaż osobiście za wodą nie przepadam. Nie lubię pluskać się w morzu, jeziorze czy rzece. Prysznic OK, ale więcej nie! [śmiech] Wygląda na to, że co chwilę ląduję w jakimś akwenie wodnym. Co według ciebie widz powinien wynieść z Doppelgangera? Nie chciałbym tego nikomu sugerować, ale wydaje mi się, że film może uruchomić dyskusję na różnych poziomach. Każdy może odnaleźć w nim coś dla siebie. Chciałbym, aby pozostał z widzem dłużej niż na tę chwilę po wyjściu z kina. By wieczorem tego samego dnia – a może też i następnego – wracał do niego myślami. By mógł z kimś bliskim o tym pogadać. To byłaby dla mnie największa nagroda. Każdy reżyser myśli o tym, by zrobić dobry film. Mnie jednak ciekawi, czy myślisz o tym, jak da się wpłynąć na doświadczenia widza powracającego do domu. Na ten okres tuż po seansie. Wiadomo, że chcemy tworzyć historie, które zostawią w widzu ślad. Nie chcemy robić papki, która po prostu przez niego przeleci. Żeby było jasne – nie mam ambicji zbawiania świata. Wystarczy, że zostawimy w odbiorcy ślad, zaznaczymy swoją obecność. Sam też jestem widzem i wiem, że niektóre filmy czy seriale zostają ze mną na lata, a inne jakby rozpływają się w niebycie. A co ostatnio w tobie zostawiło ślad? Dobre pytanie. Rozdzielenie Bena Stillera. Jego Ucieczka z Dannemory też została ze mną na długo. Naprawdę jestem wielkim fanem tego reżysera. Mam wielki szacunek dla jego złożonego i oryginalnego myślenia. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj