Kim jest koordynator ds. intymności? Ta funkcja wzbudza kontrowersje w Hollywood
Określenie „intimacy coordinator” coraz częściej pada w zagranicznych wywiadach. Za to w Polsce słyszmy o „koordynatorach do scen intymnych” czy też „koordynatorach ds. intymności”. Kim oni są i czemu ta funkcja wzbudza kontrowersje?
O koordynatorach ds. intymności zrobiło się głośno w 2017 roku (choć zawód jest o wiele starszy i zawsze odgrywał ważną rolę między innymi w teatrze) za sprawą ruchu #MeToo i głośnej sprawy Harveya Weinsteina, wpływowego hollywoodzkiego producenta, który przez lata nadużywał swojej władzy i krzywdził kobiety. Fakt, że jego zbrodnie sięgają ponad trzydziestu lat wstecz, jest przerażający. To jasne, że w tym czasie wiele osób zdawało sobie sprawę z tego, co robi. Seth MacFarlane żartował w trakcie rozdania Oscarów w 2013 roku, ogłaszając nazwiska kandydatek do miana najlepszej aktorki: "Gratulacje, jest Was teraz pięć i żadna nie musi udawać, że pociąga ją Harvey Weinstein". Był bezkarny z wielu powodów. Niektórzy na pewno czuli się bezsilni, zdając sobie sprawę z nierównej walki. A ci, którzy ją podjęli, szybko byli pacyfikowani przez prawników Weinsteina. Na pewno znaleźli się też tacy, którzy mu pomagali, pragnąc, by trochę jego bogactwa, kontaktów i władzy skapnęło również na nich.
Nie o tym jest ten tekst, jednak warto znać tło wydarzeń, by zrozumieć, że rola „intimacy coordinator” nie wzięła się znikąd. Koordynatorzy ds. intymności sprawują pieczę nad wszystkimi kwestiami dotyczącymi intymności na planie, od scen erotycznych po nagość. Mają być pewnego rodzaju łącznikami między ekipą filmową, aktorami i producentami, którzy upewniają się, że granice zostały postawione i są jasne dla wszystkich stron. Na przykład mogą omówić z gwiazdami przebieg danej sceny, by mieć pewność, że ze wszystkim czują się komfortowo. Albo zadbać o odpowiednią nakładkę na narządy płciowe, która jest niewidoczna dla widza, a oddziela od siebie ciała aktorów. Ogólnie rzecz biorąc, zakres ich obowiązków jest dość szeroki i wciąż ulega drobnym zmianom. Chodzi jednak o to, by ktoś pilnował komfortu fizycznego i psychicznego osób zaangażowanych w produkcję. Bo jeśli chodzi o kwestie intymne, mamy do czynienia z niezwykle delikatnym tematem.
Odkąd na planach filmowych pojawiają się koordynatorzy scen intymnych, aktorzy coraz chętniej wypowiadają się na ich temat. I tutaj opinie są naprawdę skrajnie różne, stąd zapewne też skonfundowanie części widzów. Niektórzy bowiem – jak Sean Bean, znany chociażby z Gry o tron – uważają, że ich obecność ogranicza wolność artystów. „Myślę, że naturalne zachowanie kochanków jest rujnowane, gdy ktoś traktuje je jako ćwiczenie techniczne” – powiedział gwiazdor.
Inni – jak Halina Reijn, scenarzystka i reżyserka thrillera Babygirl – sądzą, że dzięki koordynatorom kręcenie bardziej ryzykownych scen jest łatwiejsze i bezpieczniejsze. Pochwaliła ich także Rachel Zegler, według której szczególnie mniej doświadczone osoby mogą czuć się pewniej na planie. Na to samo zwróciła uwagę Olivia Cooke, znana z Rodu smoka. Sam Heughan, gwiazda serialu Outlander, wspomniał w swojej książce o zatrudnieniu koordynatora ds. intymności po tym, jak miała zostać pokazana na ekranie męskość jego bohatera, a on sam był temu przeciwny, ponieważ nie czuł, że wnosi to cokolwiek do historii.
Fot. Materiały prasoweW ich obronie stanął też James Gunn, który stoi na czele Kinowego Uniwersum DC:
Są również aktorzy, którzy zwyczajnie nie chcieli korzystać z usług koordynatora ds. intymności na planie. Mikey Madison zrezygnowała z tego w trakcie kręcenia Anory. Powiedziała, że dzięki temu proces był szybszy. Poza tym miło wspomina to doświadczenie. Marci Liroff, znana koordynatorka ds. intymności, komentowała jej wypowiedź, zwracając uwagę na fakt, że nawet jeśli osobiście tego nie potrzebowała, to nie powinno się o to pytać jedynie jej – ponieważ w ten sposób pozbawiono wyboru całą resztę obsady i ekipy filmowej.
Parę dni temu Jennifer Lawrence przyznała, że na planie Zgiń, kochanie nie korzystała z usług koordynator ds. intymności. Aktorka wyjaśniła, że czuła się bezpiecznie z kolegą z planu – Robertem Pattinsonem. Przez większość czasu rozmawiali o dzieciach i swoich ukochanych. „Czułam się bezpiecznie z Robem. Nie jest zboczony i jest bezgranicznie zakochany w swojej partnerce, Suki Waterhouse” — zdradziła w podcaście Las Culturistas.
fot. Excellent Cadaver // Black Label MediaTe słowa jednak wskazują na to, że podjęła taki wybór, bo wiedziała, czego może się spodziewać po Pattinsonie. Nie stwierdziła, że taka funkcja jest bezużyteczna czy niepotrzebna. I to jest bardzo ważny aspekt tej dyskusji. Znajdą się doświadczeni aktorzy, dla których taka pomoc może okazać się zbędna, a także młodsi artyści, którzy czują się pewnie w pracy ze swoim ekranowym partnerem. Jednak ich podejście w żaden sposób nie neguje faktu, że sama możliwość skorzystania z takiego wsparcia i posiadania wyboru jest szalenie istotna. W przypadku scen intymnych granicę można przekroczyć nawet przypadkiem. Gdy jednak istnieje możliwość omówienia ich z kimś i uzyskania wglądu osoby trzeciej, cały proces staje się po prostu bezpieczniejszy.
A warto dodać, że do nadużyć dochodzi i dochodziło wielokrotnie w Hollywood. Jednym z najsłynniejszych przypadków jest prawdopodobnie to, co stało się na planie filmu Ostatnie tango w Paryżu. Aktor i reżyser uzgodnili dodanie sceny gwałtu, której pierwotnie nie przewidziano w scenariuszu. Reżyser tłumaczył później, że zależało mu, by młodziutka wówczas Maria Schneider nie grała upokorzenia, lecz naprawdę je przeżyła. Pragnął zobaczyć kobietę, a nie aktorkę. Dziewczyna niczego się nie spodziewała i była w autentycznie przerażona. Przeżyła traumę, która miała z nią pozostać na kolejne lata.
Słowa Seana Beana mnie zaskakują. Obecność koordynatorów ds. intymności nie zakazuje spontaniczności czy improwizowania na planie, ale ustala pewne ramy, za które nie można wyjść, by nie skrzywdzić drugiej osoby. W ich ramach wciąż pozostaje jednak sporo przestrzeni do działania, na co może wskazywać przytoczona wyżej wypowiedź Jamesa Gunna. Do myślenia daje też fakt, że o ich obecność przeważnie walczą kobiety, a dokładniej – młode kobiety. Takie, które byłyby łatwym łupem dla osób pokroju Harveya Weinsteina.