Mumia po latach. Seria przygodowa, która zawiera więcej pozytywów niż tylko John Hannah
Mumia jest serią filmów przygodowych, której początek przypada na rok 1999. Minęło sporo czasu, zatem warto przyjrzeć się tym produkcjom po latach.
Zanim z Mumią i negatywnymi recenzjami krytyków boksował się Tom Cruise, mieliśmy serię trzech filmów z Brendanem Fraserem, która ostatecznie utkwiła bardzo pozytywnie w pamięci wielu widzów. Była to bowiem kolejna próba pokazania Mumii, która debiutowała na dużym ekranie w 1932 roku, w horrorze z Borisem Karloffem w obsadzie. Studio Universal doskonale wiedziało, że trzeba będzie dokonać licznych zmian przy powtórnym ukazaniu jednego ze swoich flagowych potworów.
Głównie dlatego, że czasy się znacząco zmieniły i kino przeszło sporą metamorfozę za sprawą ambitnych i młodych reżyserów w latach 70. i 80., tworzących nurt nazwany w Polsce Kinem Nowej Przygody. Nie można było zatem korzystać ze starych tropów fabularnych. Historię trzeba było przystosować do potrzeb zupełnie nowej widowni. Udało się zatem stworzyć pierwszy film Mumia w 1999 roku, który bardzo mocno czerpie z konwencji filmów o Indianie Jonesie i śmiało może zostać zaliczony do klasyków kina przygodowego. Nie wszystkie części były równie udane, ale niewątpliwie jest to jedno z lepszych przedstawicieli tego gatunku ze względu na bardzo dobre wówczas efekty specjalne, znakomite plenery, no i bohaterów, którym widz po prostu kibicuje.
Nie wszyscy potrafili rozsądnie korzystać z efektów komputerowych. W pierwszej części Mumii zrobiono z głową. Komputer pomaga tam, gdzie trzeba, ale mamy też zdjęcia kręcone w prawdziwych plenerach; możemy nawet oglądać żywe wielbłądy, na których podróżują bohaterowie. Niektórzy skorzystaliby w tym momencie z CGI. Zdarza się, że twórcy zbyt często polegają na tym, co już pokazało kino w tego typu produkcjach. Sytuacja ta nabiera na sile zwłaszcza w drugiej odsłonie, która choć może zachwyca rozmachem, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że znowu chciano wszystkiego więcej.
W centrum wydarzeń mamy Ricka O'Connella, amerykańskiego twardziela gotowego do akcji. W tej roli wystąpił Brendan Fraser i trzeba od razu powiedzieć, że po latach jego występ zdecydowanie traci. Oczywiście wizualnie nie można mu niczego zarzucić, bo jego przystojna facjata i strój podróżnika skutecznie działają na wyobraźnię. Rzecz w tym, że w negatywny sposób wyróżnia się swoją grą, choć wiadomo, że nie jest to oscarowa rola i aktor ten ma spełniać zupełnie inne zadanie. Za to wciąż fantastycznie ogląda się Rachel Weisz w roli Evelyn, która też pełniła rolę ładnej bohaterki, ale prezentowała o wiele wyższy poziom umiejętności aktorskich. Za to mistrzem jest John Hannah, wcielający się w rolę brata Evelyn. Chyba trudno o innego aktora w tamtym czasie, który tak znakomicie czułby konwencję kina nastawionego nie na dramat i patetyczne sytuacje, a na dobrą rozrywkę.
Nie byłoby jednak filmu, gdyby nie było zagrożenia. Tym jest wybudzony ze snu Imhotep, zakochany przed tysiącami lat w córce Faraona... Evelyn. I tutaj zaczyna się prawdziwa, sztampowa rozrywka, która świetnie wpisuje się w styl letnich produkcji nastawionych na spory zarobek w box office. Widz wcale jednak nie powinien żałować wydanych pieniędzy, pod warunkiem zgody zawartej z twórcami, że oto godzimy się na wykorzystywanie niezwykle intrygującej kultury starożytnego Egiptu dla taniej rozrywki. Jest to dopuszczalne, bo (zwłaszcza w drugiej odsłonie Mumia powraca) czas mija nam bardzo szybko.
Mumia powraca pokazuje to, co najbardziej spodobało się widzom w pierwszej części, w jeszcze większej dawce. Łatwiej jest przekonać nas do produkcji ze znanymi już bohaterami, którzy pakują się w jeszcze większe tarapaty. Tym bardziej, że nie będą oni zmagać się tylko z przywróconym do życia Imhotepem, ale również z przeklętym Królem Skorpionem. W tej roli pojawia się Dwayne Johnson, co po latach szczególnie daje dużo frajdy, jeśli tylko lubi się tego aktora. Tak samo można potraktować cały film, który bawi mocniej od jedynki, nawet jeśli zadziwia widza swoimi absurdami. Po prostu jesteśmy gotowi do puszczenia hamulców, tak jak uczynili to twórcy.
W przypadku kontynuacji pomaga też na pewno fakt znajomości serii, bo wiemy już, czego się spodziewać. Kolejne pościgi, widowiskowe sceny i starcie z mitycznymi zagrożeniami prosto ze Starożytnego Egiptu to letnia frajda, którą dobrze konsumuje się w towarzystwie znajomych. W grę wchodzi jeszcze sentyment do filmów przygodowych. Ich przaśna forma i klimat sprawiają, że myśli stają się cieplejsze, ilekroć wspomni się Frasera goniącego za wygenerowanymi komputerowo przeciwnikami.
Na koniec warto, tylko z kronikarskiego obowiązku, wspomnieć o trzeciej odsłonie, Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka. Czy była potrzebna? Na fali popularności próbowano jeszcze załapać się na sukces, ale niestety studnia dająca wodę wyschła. Film miał ogromny budżet 145 mln dolarów, ale nie udało się zarobić satysfakcjonującej kwoty. Zbyt często polegano na CGI, co daje zawsze odpowiednią dawkę emocji i rozrywki, ale to już nie jest to samo. Nie ma tutaj też tych relacji i bohaterów, którym kibicowaliśmy. Typowy przeciętniak, który będzie się źle starzeć.