Przyczajony tygrys, ukryty smok - jak opowiadać za pomocą walki?
Najlepsze filmy z kina kopanego cechują się nie tylko świetnymi scenami akcji, ale przede wszystkim umiejętnym opowiadaniem historii przy pomocy kopnięć i uderzeń. Przyczajony tygrys, ukryty smok jest na to świetnym dowodem.
Ostatnio mieliśmy okazję obejrzeć dwa zwiastuny filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, pierwszej samodzielnej produkcji Marvel Studios o superbohaterze z Azji. Na ten moment trudno ocenić jej gatunkową klasyfikację. Wydaje się, że powinno to być połączenie kina kopanego z superhero, ale w dostępnych zwiastunach samej walki na piąchy było jak na lekarstwo. Może to tylko kampania skrojona pod uniwersalne gusta, a sama treść zostanie wypełniona akcją charakterystyczną dla obu tych gatunków z równym rozkładem akcentów? Marvel pokazał już wielokrotnie, że potrafi łączyć i definiować gatunek na nowo, wpisując klasyczne schematy w konwencję filmów superbohaterskich. To samo na pewno da się uczynić z kinem kopanym, a dzięki bogatej historii filmów z tego gatunku inspiracji nie trzeba szukać daleko.
Sam Destin Daniel Cretton, reżyser widowiska Marvela, ujawnił, że w kontekście scen walk inspirowali się nie tylko choreografią Jackie Chana, ale również filmem Anga Lee zatytułowanym Przyczajony tygrys, ukryty smok.
Jedną wartą podkreślenia rzecz dodał reżyser, mianowicie chcą uczynić z Shanga-Chi nie tylko mistrza kung-fu, ale też pełnoprawnego superbohatera Marvela. Czy to będzie oznaczało wykorzystywanie kosmicznych broni, co trochę sugeruje drugi zwiastun? Czy może nie chodzi o wzmacnianie bohatera od strony fizycznej, a reżyser ma na myśli kwestie mentalne? Dowiemy się tego niebawem, ale wspomniany film Anga Lee ma w sobie coś jeszcze, co warto podpatrywać w kontekście Shanga-Chi. I nie chodzi o samą kpinę z grawitacji, swobodne czerpanie z przestrzeni i pokonywanie wszelkich swoich ograniczeń, ale o historię, która jest opowiadana za pomocą tych wszystkich widowiskowych sekwencji.
Bo to nie tylko film o kopaniu i lataniu po dachach. Przyczajony tygrys, ukryty smok jest widowiskowo opowiedzianym dramatem o dojrzewaniu, niespełnionych ambicjach i miłości, która nie miała okazji dojść do głosu. Znany amerykański krytyk Roger Ebert wspominał, że w westernie mamy dobrego i złego – bohaterów, którzy wzajemnie się nienawidzą. W filmie Anga Lee, w którym dominują sztuki walki, mamy konfrontację przeciwników dążących się szacunkiem i szukających okazji do pokazywania i celebrowania swoich umiejętności. Jednak te fikuśne sekwencje nie przysłaniają w żaden sposób wspomnianych wyżej wątków, które nie są dodatkiem do atrakcji, ale stanowią o sile tego filmu.
Samo oglądanie widowiskowych starć nie zrobi wrażenia nawet na widzach spragnionych czystej rozrywki, jeśli nie będą mogli zaangażować się w losy bohaterów i ich dramaty. Sceny walki realizowane z gracją są niczym piosenki w musicalu. Trzeba odpowiednio rozkładać akcenty pomiędzy spokojnymi momentami (wypełnionymi dialogami) a scenami kopania. Dlatego nie do końca jestem fanem trzeciego Johna Wicka, w którym tego drugiego było bardzo dużo, ale w pewnym momencie poczułem zobojętnienie. W produkcji Przyczajony tygrys, ukryty smok nie ma tego problemu ani przez chwilę, bo choreografie tworzone przez Yuen Wo-Pinga nie są tylko sztuką dla sztuki, forma nie przysłania treści. Znalezienie w tym balansu jest pewnie drogą do sukcesu i trzymam kciuki, żeby Shang-Chi był właśnie takim filmem, bo jeśli udało się 21 lat temu, to teraz też jest to w zasięgu.
Właśnie, od premiery minęło tyle czasu i perspektywa upływu lat jest szczególnie istotna w dyskusji na temat produkcji Anga Lee. W sieci można znaleźć źródła świadczące o tym, że krytycy na pierwszych pokazach filmu byli w pozytywnym szoku, kiedy sekwencja otwierająca pokazała widowiskowe starcie i przecinanie powietrza bohaterów skaczących po dachach. Takie akcje zapierają dech w piersiach. Jasne, dla części widzów, obecnie oceniających te sekwencje, mogą niekiedy trącić myszką, ale przy większości starć (jak chociażby w końcówce filmu, gdy walka odbywa się na koronie drzew) naprawdę można usiąść z wrażenia i zastanawiać się, jak oni tego dokonali? Przyczajony tygrys, ukryty smok nie jest jednak parkiem atrakcji. Historia opowiada o mistrzu Li Mu Bai (Chow Yun-Fat), który poprzysiągł pomścić śmierć swojego pana. Od wielu lat jest zakochany w Yu Shu Lien (Michelle Yeoh), która odwzajemnia to uczucie, ale wspólnie uznali, że są sprawy ważniejsze niż ich wspólne szczęście. Długie próby i treningi aktorów pozwoliły uzyskać fantastyczny efekt w scenach walk, ale w Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku tak naprawdę to poetyka i łączenie walki z ciekawą historią o romantycznym zabarwieniu, to coś wartego inspiracji dla reżyserów chcących tworzyć w tym gatunku.
Zaznaczę na koniec: Przyczajony tygrys, ukryty smok to film, w którym dostrzeżemy wady. Co więcej, są one szczególnie widoczne po latach. Momentami jest to naiwna i prosta bajka osadzona w fantastycznym świecie, która nie zawsze przykuwa do ekranu. Ba, zdarzają się nawet momenty przegadane, ale Ang Lee bezsprzecznie stworzył widowiskowe kino z elementami wskazującymi na ludzkie problemy, zemstę i miłość. Na wszystko to znalazło się miejsce, co jest godne podziwu.