Superman umarł, ale dla kina musi żyć. Dlaczego potrzebujemy Człowieka Jutra?
Filmowe uniwersum DC już od roku płynie na fali wznoszącej wytworzonej przez Aquamana, a dla będącego po niemałych przejściach komiksowego giganta to jak cała wieczność. Shazam i Joker utrzymały zwycięską passę, która dla Warner Bros. może stać się nową normą. Na horyzoncie majaczą już kolejne projekty, przyszłość DC maluje się w różnorodnych barwach, ale w tej układance brakuje jednego elementu. Supermana.
Za wzorowy przykład często podawany jest Kapitan Ameryka w Kinowym Uniwersum Marvela, jednak Captain America: Pierwsze starcie, pomimo bycia wzorem dla wielu fanów Supermana, zarobił w roku 2011 mniej niż Superman: Powrót w roku 2006, a sam bohater już w drugiej części swoich przygód jest zgoła inny; nie jest tryskającym optymizmem wesołkiem, wykazuje brak zaufania do władzy, tęskni za starymi czasami i swoim dawnym życiem popadając w melancholię, jest twardszy w scenach walki i znacznie bliższy Supermanowi w wersji Snydera niż temu z lat 80. Zarobki filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz były również zbliżone do tych Człowieka ze stali. Dlaczego więc tak wielu używa przykładu Capa jako złotego środka na wszystkie bolączki Supermana? Być może dlatego, że Marvelowi udało się z tego archaicznego herosa wycisnąć ostatnie soki, dając jego historii początek, środek i koniec, obudowując go umiejętnie innymi bohaterami w kolejnych częściach, tworząc z niego lidera drużyny Avengers i postać trzymającą się silnie swoich wartości. Steve Rogers nie jest wszechmocnym i prawie niezniszczalnym półbogiem, ale jest dowodem na to, że nawet z postaci jak Kapitan Ameryka można stworzyć interesującego i angażującego emocjonalnie widownię bohatera. Superman niestety nie dostał tak dużo czasu i ekranowej przestrzeni na odpowiednie rozwinięcie jego wątków, a wściekli na nową wersję widzowie na pewno mu w tym nie pomagali.
Często wracającym argumentem był zarzut o brak chęci Supermana do ratowania ludzi; Człowiek ze stali miał ich całkiem sporo, dość istotny pozostaje też fakt, że choć film mógł posiadać więcej scen pojedynczych uratowań i nieco inną strukturę destrukcyjnego finału, koniec końców Superman uratował wszystkich, całą planetę pełną 7 miliardów istnień, którą generał Zod chciał przerobić na nowy Krypton. Natomiast jego brak samokontroli w scenach walki, które powodowały wiele zbędnych zniszczeń, to pokłosie zerowego doświadczenia w byciu Supermanem; Clark poznał swojego gwiezdnego ojca, dostał kostium, leciał w przestworzach po raz pierwszy i musiał zmierzyć się z oddziałem kosmicznych najeźdźców na przestrzeni dwóch dni. Nigdy wcześniej nie bił się, wiedząc, że lekki cios mógłby zabić każdego szkolnego osiłka czy zaczepiającego go w barze pijaka. Clark Kent, jak wskazuje sam tytuł filmu, nie jest jeszcze Supermanem, jest Człowiekiem ze Stali, który został pierwszego dnia w swojej nowej roli wrzucony na najgłębszą z możliwych wód, bez wcześniejszego przygotowania, które chociażby miał jego sojusznik Batman. Mimo to nadal można słyszeć liczne głosy krytyki wymierzone w stronę nowego Supermana, tak w świecie filmowym jak i realnym. Czy są one zasadne? Na barkach Snydera i Goyera spoczywała odpowiedzialność za to, jak widzowie zareagują na modernistycznego Supermana, a obaj panowie powinni wiedzieć, że jeśli chodzi o ikoniczne postacie jak Batman czy Superman, fani potrafią być bardzo wrażliwi i przeciwni odstępstwom od normy, do której się przyzwyczaili. Być może przyjęliby cieplej Człowieka ze stali gdyby w filmie znalazło się więcej scen, w których tytułowy bohater jest świadomy zniszczeń jakich dokonuje i próbuje ratować jak największą liczbę osób. Należy natomiast zrozumieć, że taka była wizja twórców i takie, a nie inne przedstawienie bohatera było ich zamysłem i elementem dłuższej opowieści, której zwieńczeniem byłby optymistyczny i niosący nadzieję Superman z życzliwym uśmiechem na twarzy. Na stan dzisiejszy, według doniesień medialnych, dalszy ciąg tej konkretnej wizji pierwszego z herosów stoi pod dużym znakiem zapytania.
Czy studio Warner Bros. naprawdę nie ma w planach wykorzystania swojego najbardziej ikonicznego bohatera, czy po prostu zwleka z ogłoszeniem kontynuacji? Ich obawa i niepewność przed wydawaniem pieniędzy na kolejny drogi blockbuster o Supermanie, który przyniesie umiarkowany zysk i średnie recenzje, może być zrozumiała. Być może stoją właśnie przed podobnym dylematem co wielu z nas, zadając sobie pytanie, czy problemem jest sposób portretowania Supermana przez reżyserów takich jak Singer i Snyder, czy też sam Ostatni Syn Kryptona, który dla widza stał się nudny. Patrząc na historię kina jako całość, zauważymy, że w naszej świadomości istnieją postacie wykreowane dawno temu, które przeszły do kanonu i co kilka lat powracają, czy to w formie filmu, książki czy komiksu, jak np. Sherlock Holmes czy James Bond. To, że powstały one w innych czasach, nie oznacza, że stały się przestarzałe, bo tylko od twórcy zależy jak zinterpretuje istniejącą już postać, w jaki sposób opowie o jej perypetiach, jakie przeszkody postawi przed nią. Brytyjski serial Sherlock pokazał jak łatwo, gdy ma się odpowiednie narzędzia i pomysł, można przenieść najsłynniejszego detektywa świata z przestarzałych salonów w XXI wiek. Casino Royale było z kolei wzorowym przykładem na to, że James Bond, choć jego seria trwa już ponad 50 lat, może funkcjonować bez szalonych gadżetów, kosmicznych zagrożeń i popijania Martini. Matt Reeves i Andy Serkis udowodnili, że gdy się chce, można zagrać emocjonalne nuty nawet na tak przebrzmiałej franczyzie jak Planeta Małp, a w tym roku DC pokazało, że z kompletnie absurdalnego bohatera jakim jest Shazam!, da się zrobić sensowny i trzymający się (w miarę) zasad realizmu film. Przykładów jest znacznie więcej, a Superman nie jest wyjątkiem, nie jest też bohaterem będącym poza możliwością uratowania go i stworzenia z jego udziałem iście epickiej epopei.
Czy moment na to jest odpowiedni? Na to pytanie odpowiedź poznamy gdy studio Warner Bros odważy się dać zielone światło na kolejną część przygód Człowieka Jutra. Tylko wtedy dowiemy się, czy problemem Supermana jest on sam, czy to jak był przedstawiany na ekranie. Pewne jest jedno – Henry Cavill pomimo pełnej potknięć przygody z czerwoną peleryną, nadal jest zainteresowany powrotem do roli, widzowie też wyczekują jego powrotu; nawet ci, którym nie przypadły do gustu filmy DC podkreślają, że ciężko będzie znaleźć bardziej odpowiedniego człowieka, który całym swoim wyglądem, zachowaniem i nienagannymi manierami mocniej przypominałby Supermana. Szukanie następcy w tym momencie byłoby szczytem głupoty, a jak pokazały poprzednie adaptacje, ponowne wrzucenie postaci do zamrażarki nie daje gwarancji, że nakręcony za 10 lat kolejny reboot stanie się hitem. Teraz jest najlepszy moment na wskrzeszenie Supermana. Uniwersum Marvela prawdopodobnie zacznie eksplorować nowe i nieznane rejony, Kapitan Ameryka przeszedł na emeryturę, w przestrzeni superbohaterskiej mamy więc lukę na optymistycznego herosa, którą śmiało może wypełnić Superman, a będący na fali Wiedźmina i znajdujący się w doskonałej formie fizycznej Henry Cavill młodszy już nie będzie, i jak sam mówił w niedawnym wywiadzie dla ET, chciałby pokazać ludziom Supermana, który jest świadomy tego, że nadal jest istotny i potrzebny oraz że nadzieja istnieje i nie musi być wyświechtana i nudna. Tak samo jak i sam Superman.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Zdjęcie główne: Warner Bros.