Sztuczne i niebezpieczne. Inteligentne algorytmy wypaczą naszą kulturę
Jeśli pracujesz w branży kreatywnej, masz szczęście. Istnieje spora szansa, że rewolucja SI nie zmiecie cię tak szybko z powierzchni ziemi, jak tych, którzy wykonują powtarzalne czynności. To nie oznacza, że twoja pozycja społeczna nie jest zagrożona. Po prostu masz więcej czasu, aby zastanowić się, jak będzie wyglądać twoje życie w erze dominacji sztucznych inteligencji.
Nazywanie sztuczną inteligencją klasycznych botów komputerowych jest sporym nadużyciem. Nawet najsprytniejsi wirtualni przeciwnicy, z którymi dziś się mierzymy, to wciąż tylko zmyślnie zaprojektowane algorytmy warunkujące swoje zachowanie opierające się na prostych danych wsadowych. One nie myślą, a reagują na to, co dzieje się wokół nich. Nie są w stanie uczyć się na swoich błędach, nie wykazują kreatywności oraz nieprzewidywalności właściwych dla istot żywych.
Owszem, korporacje pokroju OpenAI prowadzą zaawansowane eksperymenty z zakresu technologii uczenia maszynowego, które prowadzą do powstawania botów zdolnych do pozyskiwania nowej wiedzy na podstawie popełnionych błędów. Problem polega tylko na tym, że proces przyswajania przez nich wiedzy trwa niezwykle długo, a finalnie i tak będą nieznacznie różnić się od mniej inteligentnych botów. Bo gdyby faktycznie uczyły się na błędach graczy w czasie rzeczywistym, szybko stałyby się nie do pokonania. Dlatego twórcy botów SI zawsze będą nakładać na nie pewne ograniczenia, aby gra nie stała się zbyt trudna, te algorytmy nigdy nie będą w pełni inteligentne.
Jednak nie tylko branża gier interesuje się algorytmami SI, ta technologia może mieć zbawienny wpływ na wiele sektorów gospodarki... albo może zniszczyć podwaliny współczesnego społeczeństwa, jeśli wymknie się spod kontroli. Dla własnego dobra powinniśmy uważać na algorytmy z pozoru mało inwazyjne, gdyż to one w przyszłości mogą skierować naszą kulturę na nową ścieżkę rozwoju.
W końcu wiele wskazuje na to, że wkrótce nadejdzie czas, kiedy będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy autorem dzieła sztuki jest algorytm, który go stworzył, czy może programista odpowiedzialny za wyszkolenie danego oprogramowania.
Przyczynkiem do poruszenia problematyki twórczych sztucznych inteligencji jest szereg fantastycznych projektów z zakresu technologii uczenia maszynowego, które w ostatnich miesiącach ujrzały światło dzienne. Do niedawna najgłośniej było o SI pomagających w rozpoznawaniu twarzy na potrzeby systemów monitoringu czy analizujących obszerne zasoby big data np. w celu personalizacji informacji. Owszem, pojawiały się programy wyspecjalizowane w zadaniach z pogranicza sztuki, jednak nie było o nich aż tak głośno jak o bardziej konsumenckich rozwiązaniach.
Algorytmy dysponujące twórczym pierwiastkiem zyskują na znaczeniu. Fala łatwo dostępnych programów do tworzenia deepfake’ów napędziła proces zmian, które mogą doprowadzić do wyznaczenia nowych ram funkcjonowania naszego społeczeństwa.
Artysta w algorytmie
300 lat temu Nocna straż Rembrandta musiała zostać pocięta. Kiedy w 1715 roku przeniesiono obraz do amsterdamskiego ratusza, okazało się, że był zbyt duży, aby zmieścić się w przeznaczonej dla niego przestrzeni. Mogłoby wydawać się, że po trzech stuleciach już nigdy nie zobaczymy go w pełnej okazałości. Niespodziewanie z pomocą przyszły współczesne algorytmy.
Zespół Operation Night Watch postanowił wykorzystać kopię Nocnej straży Gerrita Lundensa w parze ze sztuczną inteligencją, aby zrekonstruować odcięty pasy oryginalnego obrazu. Algorytm przeanalizował zarówno wygląd dzieła Lundensa, jak i sposób prowadzenia pędzla przez Rembrandta, aby na podstawie tych danych stworzyć brakujące fragmenty obrazu wiernie imitujące styl mistrza.
Tak zrekonstruowany obraz z dosztukowanymi pasami trafił na amsterdamską wystawę, ciesząc oko miłośników sztuki. Ktoś mógłby stwierdzić, że dorobione elementy nie mają charakteru twórczego, gdyż powstały na drodze analizy dwóch obrazów i są tylko artystycznym odtwórstwem. Takie stwierdzenie uderza jednak w samego Lundesa, który zrobił dokładnie to samo, co algorytm. Przeanalizował oryginalny obraz i stworzył jego kopię, bazując na wyuczonych umiejętnościach.
Ze sztuką eksperymentuje także zespół NVIDII, który wypuścił algorytm Canvas wykorzystujący potencjał najwydajniejszych kart graficznych z linii RTX, aby tworzyć obrazy o jakości dążącej do fotorealizmu. Sztuczna inteligencja GauGAN potrafi w czasie rzeczywistym przetworzyć schematyczne bazgroły w coś, co przypomina abstrakcyjne zdjęcie. My wskazujemy, gdzie mają znaleźć się drzewa, zbiorniki wodne czy chmury, a GauGAN przetwarza dane wejściowe na obraz stworzony dzięki potędze technologii uczenia maszynowego:
Fakt, obrazy GauGAN-a trudno nazwać w pełni fotorealistycznymi, ta SI pokazuje jednak, że nie istnieją technologiczne przeszkody, aby generować obiekty przypominające te, które można uchwycić obiektywem aparatu. Pierwiastek twórczy w GauGAN jest wyraźnie widoczny, podobnie jak w algorytmach do generowania nieba, które zaimplementowano w Photoshopie.
Funkcja Sky Replacement zaprezentowana przez zespół Adobe pod koniec 2020 roku udowadnia, że w przyszłości sztuczna inteligencja może wyręczyć fotoedytorów w najbardziej żmudnych zajęciach. Ten tryb zautomatyzuje proces podmiany nieba na wybraną przez nas scenerię. Wystarczy kilka klików, aby zapełnić błękitne niebo obłokami rozświetlonymi promieniami zachodzącego słońca, bez konieczności przeprowadzania czasochłonnego procesu szparowania obiektów:
Algorytm od Adobe pozwala dodawać własne tła, a nawet dostosowywać tonację barwną poszczególnych planów, aby tworzyły harmonijne, spójne dzieło. Sztuczna inteligencja skraca i upraszcza czas pracy nad obróbką zdjęć. A teraz wyobraźmy sobie, że w przyszłości powstaną wtyczki pozwalające używać komend głosowych w procesie edycji obrazów. Nasza rola ograniczy się do wydawania poleceń w stylu „wygładź skórę”, „usuń zmarszczki” czy „usuń przechodniów z tła”. Dodajmy do tego algorytmy zdolne do poznawania naszych preferencji w zakresie edycji grafiki, a z biegiem czasu komputer coraz lepiej będzie rozumiał, co chcemy osiągnąć. Nauczy się naszego stylu i wykona za nas większość pracy. Taki scenariusz może się ziścić.
Ważny krok na drodze do automatyzacji wykonał także zespół programistów z GitHub oraz OpenAI, który opracował algorytm wyszkolony w pisaniu kodu komputerowego. Ich Copilot jest czymś więcej niż Emmet podpowiadający popularne wyrażenia i ułatwiający wprowadzanie dużych partii kodu za pośrednictwem krótkich fraz. Ten algorytm jest zdolny do analizowania komentarzy, w których opisujemy działanie programu i generowania na ich podstawie w pełni funkcjonalnego kodu. Jeśli takie narzędzie rozwinie się, w przyszłości programowanie może totalnie zmienić swoje oblicze.
A wraz z tymi zmianami wszystkie dziedziny sztuki cyfrowej i tradycyjnej staną na rozdrożu. Wszak gra AI Dungeon już teraz wykorzystuje system analizy tekstu do odczytywania naszych poleceń i na tej automatycznie prowadzi nam tekstową grę RPG. OpenAI stworzyło Jukebox, algorytm do generowania muzyki oraz GPT-3 do generowania tekstów imitujących ludzką wypowiedź pisaną. W 2018 roku światło dzienne ujrzał ScriptBook, algorytm zdolny z wysoką precyzją ocenić to, czy dany scenariusz przyniesie kinowy sukces.
Takich programów wyspecjalizowanych w konkretnych zadaniach o twórczym charakterze pojawia się coraz więcej. To pozwala przypuszczać, że w pewnym momencie pojawi się pomysł, aby wykorzystać kilka z nich do pisania książek, kręcenia filmów czy produkcji gier. Wszak istnieją już sztuczne inteligencje, które są w stanie poprzez samą obserwację zrozumieć, na czym polega konkretny model rozgrywki i własnoręcznie, bez ingerencji człowieka odtworzyć mechanikę analizowanej produkcji.
Wyobraźmy sobie, że ktoś sparuje Copilota z GPT-3, oraz GameGAN-em, siecią neuronową, która zrekonstruowała Grand Theft Auto V. Współpraca takich algorytmów mogłaby zaowocować powstaniem oprogramowania zdolnego do stworzenia prostej gry od podstaw, bazując jedynie na pomysłach spisanych w formie prostych, wypunktowanych założeń.
Granice sztuki
Stoimy na skraju rzeczywistości, w której proces twórczy może ulec automatyzacji, nawet jeśli nie całkowitej, to częściowej. Za kilka lat, czy tego chcemy, czy nie, będziemy musieli odpowiedzieć na niezwykle trudne pytania o to, kto jest autorem tych wszystkich tworów technologii. Dopóki prezentują dość nieporadne i niedoskonałe dzieła, wydają się niegroźne. Jednak kiedy powstanie opowiadanie napisane przez sztuczną inteligencję o wysokiej wartości literackiej, być może ktoś zechce zgłosić je do konkursu pod swoim nazwiskiem. Nie można wykluczyć, że wygra taki konkurs, mimo iż jedyną rolą „twórcy” będzie naciśnięcie przycisku „generuj historię”.
Jak my, jako gatunek mocno osadzony w kulturze, powinniśmy zareagować na taki fortel? Komu przyznać nagrodę – temu, kto zgłosił opowiadanie, stworzył kod czy może samej sztucznej inteligencji? Owszem, najprostszym rozwiązaniem byłoby zdyskwalifikowanie tekstu, choć nie widzę w tym żadnego sensu. Skoro gremium literackie uzna takie dzieło za lepsze od innych prac, to fakt, iż powstało dzięki technologii uczenia maszynowego, w żadnym stopniu nie umniejszy jego wartości. W końcu cała nasza kultura jest kulturą inspiracji i kopiowania, motywy literackie i artystyczne od setek lat są powielane i przetwarzane. Taki program robi dokładnie to samo, co artyści specjalizujący się w reprodukcjach, twórcy fanfików czy literaci inspirujący się bądź parafrazujący innych twórców.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa w ciągu najbliższej dekady nie powstaną algorytmy zdolne do tworzenia skomplikowanych gier czy filmów od zera, bez ingerencji człowieka. Ale już scenariusz, w którym to sztuczna inteligencja będzie prowadzić kamerę, gdyż znacznie lepiej poradzi sobie z kadrowaniem niż profesjonalny operator, wydaje się prawdopodobny. Podobnie jak wdrożenie procesu maszynowego tworzenia prostych książek dla dzieci czy do nauki języków, w których tekst generowany maszynowo będzie wygładzany przez redaktora. Opracowanie systemu skalowania poziomu trudności w grach bądź generowania map również można powierzyć maszynom.
Od tych algorytmów będzie różnić człowieka tylko nasza ulotność. One będą trwać wiecznie, a proces ich doskonalenia może nigdy się nie skończyć. Czy jednak brak umownie istniejącej „duszy” twórcy sprawia, że możemy obrazowi, tekstowi, muzyce bądź grze odmówić miana dzieła sztuki? Wydaje się, że nie. I w tym tkwi największy problem. Prędzej czy później maszyny odbiorą nam ten pierwiastek wyjątkowości, jakim jest nasza kultura. Nawet jeśli nie wyprą z rynku zawodów kreatywnych, istnieje ryzyko, że z ich powodu twórcy przestaną kojarzyć się z kimś natchnionym i staną się po prostu sprawnymi rzemieślnikami.