Wielki Admirał Thrawn, czyli złoczyńca, którego Gwiezdne Wojny potrzebują
Wielki Admirał Thrawn to fenomen Star Wars, który raz uratował Gwiezdne Wojny przed zapomnieniem. Czyżby ten złoczyńca znów miał być kluczem do sukcesu?
Gwiezdne Wojny był wielkim sukcesem, ale fenomen nie narodził się od razu w latach 80. po premierze Oryginalnej Trylogii. Ba, szybko przyszedł kryzys i istniało dużo prawdopodobieństwo, że na trzech filmach się skończy, a całość będzie wspominać jako klasyk kina rewolucjonizującego go pod kątem technologicznym.
Wielu widzów nie wie, że w latach 90. sytuację uratowały... książki. Gdy pisarz science fiction Timothy Zahn opublikował swoją pierwszą książką w świecie Star Wars zatytułowaną Dziedzic Imperium, świat oszalał. Popularność tej powieści i kolejnych tomów uratowała Gwiezdne Wojny. Jednym z kluczowych czynników był Mitth'raw'nuruodo, czyli Wielki Admirał Thrawn, jedna z najlepszych postaci w historii tego uniwersum. Tak zwana Trylogia Thrawna dla wielu fanów pozostaje jedyną kontynuacją przygód Luke'a, Lei i Hana z części 4-6, bo oferowała wszystko to, czego dorastający wielbiciele oczekiwali: dojrzałą historię, świetne rozwijane postacie oraz znakomitego złoczyńcę, który wprowadzał wiele świeżości do tego świata. Dopiero potem nadeszła wersja specjalna Oryginalnej Trylogii oraz Prequele, ale nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby sprzedaż tej powieści nie dała sygnału: ludzie kochają Gwiezdne Wojny i chcą historii w tym świecie. To był jeden z kluczowych fundamentów budowy fenomenu Star Wars. A Trylogia Thrawna po dziś dzień to najlepsze powieści, jakie powstały w tym uniwersum.
Dla mnie zawsze jednak przyczyną tego sukcesu był Wielki Admirał Thrawn. Choć otwarcie się mówi, że Timothy Zahn uratował Gwiezdne Wojny, to można śmiało powiedzieć, że Thrawn jako postać do tego się przyczynił. Obecnie Star Wars mają się dobrze i bynajmniej nie potrzebują takiego ratunku, jak w latach 90. Z perspektywy zwykłych widzów trzeba tutaj świeżości i czegoś bardzo wyrazistego. Dlatego tak metaforycznie Thrawn może znów "uratować" Gwiezdne Wojny i pokazać widzom na całym świecie, tym rozczarowanym sequelami, ale i całej reszcie, że bogactwo tego świata jest o wiele większe.
Wciąż powstają nowe historie o Thrawnie - po krótkim występie w Star Wars: Rebeliantach możemy je poznawać w formie książkowej od Timothy'ego Zahna, które nadal cieszą się popularnością, a sam bohater jest nieźle rozwijany. Rozmawiamy jednak o spójnym uniwersum, a w nim filmy, seriale, gry, książki i komiksy są ze sobą powiązane i osadzone w tym samym świecie. Jednak w przynajmniej jakiejś części to będzie historia jeszcze ściślej ze sobą związana i tak jak kiedyś Imperium, Vader czy Palpatine byli złem, które było potrzebne tej baśni, tak teraz - nawiązując do współczesnej popkultury - podobnie jak Thanos w filmach Marvela, Thrawn może być odpowiedzią na te zapotrzebowanie.
Najważniejsze w tym jest to, jak Thrawn odróżnia się od Vadera, Snoke'a czy Palpatine'a. Zamiast mistycznego mistrza zła, mamy przeinteligentnego, bezwzględnego geniusza strategii i wojny. To taki gwiezdnowojenny Sun Tzu, Napoleon, analityk pola bitwy, trochę nawet Hannibal Lecter i paru innych w jednej osobie. Thrawn był postacią niezwykle charyzmatyczną, jak na wielkiego wodza przystało. Nie wzbudzał lojalności jak wyżej wspomniani bohaterowie - poprzez strach i groźby. Traktował wszystkich z godnością, ale gdy należało, był bezwzględny. Takie zachowanie wobec podwładnych sprawiało, że był podziwiany i zyskiwał lojalność, dzięki której żołnierze ochoczo oddaliby za niego życie. To też właśnie jest zupełnie inne oblicze Imperium - za Palpatine'a i Vadera to był religijny fanatyzm, który często kończył się śmiercią za nieposłuszeństwo, w przypadku Thrawna to ideologicznie ukształtowana maszyna.
Thrawn nie jest on człowiekiem, co też jest ważne dla podkreślenia bogactwa świata Star Wars, które choćby w sequelach spychało na margines postacie nieludzi. Thrawn jest Chissem, a jego osoba wprowadza zupełnie nowego politycznego gracza nieznanego dla widzów Gwiezdnych Wojen. A co jeszcze ciekawsze - w książkach zapowiada on zagrożenie dla Imperium i Dynastii Chissów, które nazywa się Gryskowie. To wszystko może stanowić o sile wprowadzenie Thrawna "na salony", bo nie tylko może on być ważny jako powiew świeżości, ale też może być budowany jako ktoś więcej niż zwykły czarny charakter. W końcu obecnie dzięki takiemu Thanosowi widzowie lubią postacie niejednoznaczne, których motywacje są zrozumiałe, ale środki, jakie obierają do osiągnięcia celu, nie do końca są moralne.
Fani Gwiezdnych Wojen poznali go w starciu z Lukiem Skywalkerem i Nową Republiką, mogli śledzić jego karierę od momentu poznania się z Anakinem Skywalkerem i później współpracy z Darthem Vaderem. Dla widzów jest on zagadką, która ma szansę ich porwać, bo jeśli uchwycona zostanie esencja tej postaci, możemy spodziewać się czegoś nowego, innego i szalenie atrakcyjnego. Bezwzględny, zimny i analitycznie myślący geniusz wojny może też wszystkim nam przypomnieć, że te "wojny" w tytule nie są przypadkowe.