Polka, która pracuje w Marvel Studios. Małgorzata Grzyb o NDA i zasadach w studio
Małgorzata Grzyb pracuje w Marvel Studios przy serialach MCU tworzonych dla Disney+. Daredevil: Odrodzenie i Ironheart to tylko dwa z wielu tytułów. Dzięki rozmowie dowiedzieliśmy się, czym dokładnie zajmuje się kolorysta.
AMELIA ADASZAK: Czym dokładnie zajmuje się kolorystka w Marvel Studios? Jak wyglądała twoja droga do tego miejsca?
MAŁGORZATA GRZYB: W Polsce pracowałam przez kilka lat jako kolorystka zajmująca się filmami archiwalnymi, ale też różnymi serialami i filmami fabularnymi. Pracowałam też trochę w Skandynawii, a w 2017 roku przeniosłam się z mężem do Stanów.
Tutaj też pracowałam w kilku firmach. Jakieś półtora roku temu pojawiło się ogłoszenie na LinkedInie, że zespół Marvela szuka kolorysty. Uznałam, że absolutnie się nie nadaję, że nie ma sensu w ogóle wysłać CV, ale koleżanka mnie namówiła i po trzech rozmowach zostałam zaakceptowana.
A jak wygląda twoja praca?
Kolorysta zajmuje się nadaniem ostatniego looku filmowi czy serialowi. To jest w zasadzie ostatnia osoba, która ma do czynienia z obrazem – to jest tak zwany finishing.
Poprawiamy różnego rodzaju problemy, które pojawiły się na planie lub w czasie produkcji. Czasami to są błędy techniczne, czasami ludzkie. W Marvelu robimy jeszcze inne rzeczy – zajmujemy się troszeczkę efektami specjalnymi. To nieco inny system pracy niż w Polsce, bo twórcy mają większy wpływ na finalny obraz.
Pracujemy też z różnymi narzędziami – na przykład dodajemy wstrząsy i ruchy kamery, flary, a czasem delikatnie poprawiamy animację. Mieliśmy taką sytuację przy serialu Marvela Oczy Wakandy, bo w kilku ujęciach brakowało efektu eksplozji i promieni wydobywających się z artefaktu Wakandy. Musieliśmy je dodać podczas finalnej korekcji na żywo, przy kilkudziesięciu osobach w pokoju. Było to trochę stresujące!
To wszystko brzmi bardzo interdyscyplinarnie. Czy to praca zespołowa? Czy naradzacie się, jak dany obraz ma wyglądać?
Jesteśmy małym zespołem. Poza mną jest tylko jeden kolorysta, z którym zajmujemy się serialami marvelowymi. Mamy dwóch asystentów, dwóch montażystów, dwóch producentów – wszystko jest podwójne, żeby było na zakładkę. A pracujemy na terenie Disneya w Los Angeles. Czasami się trochę naradzamy, czasami coś sobie podpowiadamy, ale głównie jest to praca indywidualna z twórcami serialu.
A przy jakich produkcjach pracowałaś?
Przy projektach animowanych, takich jak Spider-Man: przyjazny pająk z sąsiedztwa, A gdyby...? oraz Oczy Wakandy, które niedawno weszły na Disney+. Natomiast z projektów aktorskich brałam udział w produkcjach takich jak Ironheart, Wonder Man — którego premiera planowana jest na jesień — oraz Daredevil: Odrodzenie, które miało premierę na początku 2025 roku. Do tego dochodzi jeszcze animacja Marvel Zombies.

Czym się różni praca przy animacjach i serialach aktorskich?
W produkcjach aktorskich zajmujemy się na przykład wyrównywaniem koloru skóry. Czasem kolor jest nierówny, bo aktor wychodzi na światło lub przesunie się w lewo albo w prawo.
W serialach animowanych praktycznie każde ujęcie może być wykonane przez innego artystę, dlatego kolor akcesoriów może się różnić. W Spider-Manie kostium bohatera bywa czasem bardziej czerwony, a czasem mniej intensywny. Wszystko jednak musi być zgodne z kanonem, czyli z komiksem.
A masz jakieś swoje preferencje? Animacja czy seriale aktorskie?
To dwie różne rzeczy, ale w zasadzie lubię obydwie tak samo. Przy animacjach robimy o wiele więcej efektów, o których wspominałam. Czasami dodajemy na przykład odblaski na wodzie.
W serialu A gdyby…? był taki retro odcinek, w którym główna bohaterka miała sukienkę w cekiny. Odblaski w kamerze pojawiały się jednak tylko w jednym z 80 ujęć, więc musieliśmy dodać je do pozostałych.
A czy masz swoją ulubioną produkcję, z której jesteś zadowolona? Taką rzecz, którą poprawiłaś?
Tak. Jest taki odcinek A gdyby…?. Właśnie ten epizod retro, w którym gra Kathryn Hahn, znana z roli czarownicy w To zawsze Agatha i WandaVision. I ona ma przepiękną sekwencję musicalową, w której tańczy przez kilka minut razem z drugim bohaterem. Musieliśmy w niej zrobić bardzo dużo rzeczy. Bohaterka ma swoje akcesoria, artefakty.
W animacji nie wszystko było dobrze wyrenderowane – niektóre elementy wychodziły zbyt jasne. Bohater ma magiczny trójząb, który w jednym ujęciu nie miał dodanego blasku, a w innym już tak, więc trzeba było to ujednolicić. Należało też dodać błyszczące cekiny i inne detale w tej sekwencji. Było tam również bardzo dużo flar, z których każda miała wyglądać nieco inaczej.
Było to bardzo skomplikowane i zajęło mi kilka dni, ale myślę, że wyszło super!
A jak się czujesz jako Polka, która pracuje w Marvel Studios, w jednej z największych firm na świecie?
To świetna sprawa. Mamy dużo dodatkowych benefitów. Możemy na przykład chodzić do Disneylandu z rodziną, dostajemy bardzo dużo fajnych gadżetów związanych z produkcjami, przy których pracujemy.
Na przykład idę do Disneylandu w czapce ekipy Spider-Mana, a nagle podbiega jakieś dziecko i mówi: „Wow, super! Widziałam tę serię i bardzo mi się podobała”. Urocze! Zwłaszcza że jestem tylko dziewczyną z Łodzi. I tak naprawdę sama nie wiem, jak to się stało.
W Marvelu jest duże ryzyko różnych wycieków. Jak wygląda sprawa z umowami poufności, NDA?
Poziom ochrony i bezpieczeństwa danych jest tutaj, moim zdaniem, jednym z najwyższych na świecie. Stawką są zbyt duże pieniądze i zbyt duże ryzyko, by mogło dojść do jakiegokolwiek wycieku. Obowiązują nas bardzo skomplikowane umowy, a całe studio jest ściśle zabezpieczone.
W naszych pokojach nie mamy dostępu do internetu. Nie wolno nam nagrywać ani prowadzić wideorozmów w budynku – w tym celu musimy wychodzić do ogrodu. Każdy projekt ma zakodowaną nazwę. W firmie nie możemy o nich rozmawiać nawet między sobą, używając docelowego tytułu.
A jak się czujesz jako kobieta w tym zawodzie? Czy uważasz, że branża jest zdominowana przez mężczyzn?
To jest bardzo ciekawe pytanie. W Polsce nigdy nie czułam się w żaden sposób dyskryminowana. Ten zawód jest bardzo otwarty na kobiety. Myślę, że połowa kolorystek w Polsce to panie. Natomiast w Stanach jest to bardzo seksistowskie. Branża jest bardzo biała i bardzo męska. Przez te wszystkie lata spotkałam tu tylko jedną kolorystkę – i jest nią moja asystentka.
Muszę przyznać, że wielokrotnie spotkałam się z bardzo mizoginistycznymi komentarzami. Jeden z moich poprzednich szefów powiedział mi kiedyś – a miałam już 15 lat doświadczenia w zawodzie – „No tak, słyszałem, że chciałaś zostać kolorystką”. A ja na to: „Przecież nią jestem!”.
Natomiast Disney zawsze starał się być pod tym względem fair. U mnie w zespole kobiety stanowią jakieś 30-40%. Jak na Stany i branżę filmową to bardzo dużo.

To faktycznie brzmi jak progres. Jak widzisz swoją przyszłość w Marvelu? Czy zamierzasz dalej dla niego pracować?
Mam inne plany, które wyjaśnią się za kilka miesięcy. Są one dość mocno związane z sytuacją polityczną w Stanach. Po prostu przestaliśmy czuć się bezpiecznie. Do tego rynek filmowy tutaj, niestety, powoli się załamuje. To już nie jest to samo Hollywood, co dziesięć lat temu.
Z czego może wynikać to załamanie w Hollywood? Co masz na myśli?
Branża filmowa zaczęła się zmieniać. Przestała być artystyczna, a stała się maszynką do produkowania pieniędzy. Ostatnio widzieliśmy choćby przypadek Fantastycznej Czwórki, która – moim zdaniem – osiągnęła dobry wynik finansowy, a mimo to została uznana za klapę.
Film Thunderbolts*, mimo dobrego wyniku finansowego, jest uważany za klapę. A przecież to jeden z najlepszych tytułów Marvela od kilku lat. Wszyscy to zauważamy.
Dodatkowo ludzie przestali chodzić do kina, ponieważ stało się to zbyt kosztowne. Jeśli wiedzą, że zobaczą film na streamingu, to poczekają te dwa miesiące.
To prawda. To konkurencja, w której kina niekoniecznie wygrywają.
Dodam jeszcze, że praca tutaj jest wyjątkowa – to trochę jak wielka piaskownica pełna zabawek. Do tej pory pracowałam w firmach z ograniczonym budżetem, a w Marvelu mamy praktycznie nieograniczone środki na sprzęt.
Zasada jest prosta: jeśli pojawi się na rynku nowe urządzenie, wystarczy powiedzieć o nim szefowi. On sprowadza je do studia, żebyśmy mogli je obejrzeć i przetestować. Jeśli nam się spodoba, zostaje kupione na stałe. Nigdy wcześniej nie pracowałam w takich warunkach – to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Czyli jest duża przestrzeń na eksperymenty?
Tak, to jest bardzo fajne. Dostajemy wczesne wersje różnych programów, które możemy sobie przetestować: telewizory, monitory, projektory. Jesteśmy wręcz proszeni o to, żeby w wolnej chwili sprawdzić, czy te narzędzia nam się podobają i czy do czegoś się przydadzą.
Czy chciałabyś coś jeszcze dodać na koniec?
Tak. Mam radę dla młodych ludzi.
Nawet jeżeli urodziliście się w jakimś kompletnie nieznaczącym miejscu, poszliście do zwykłego liceum, skończyliście zwykłe studia, znaleźliście zwykłą pracę. Nie poddawajcie się! Wystarczy mieć dużo determinacji, ciężko pracować i wysłać CV w odpowiednim momencie. Warto dać sobie szansę – można wtedy osiągnąć naprawdę wiele i spełnić swoje marzenia.

