Minikasyno, kultowe horrory i 1. odcinek Obcego w kinie. Ten polski festiwal filmowy zachwyca
W tym roku odbyła się 8. edycja gdańskiego Octopus Film Festival. Jej celem jest celebracja najlepszego kina gatunkowego z całego świata, ale także – samego seansu filmowego jako wyjątkowego doświadczenia. I działo się: od kasyna z Jamesem Bondem po wejście do dżungli z Rambo.
Muszę Wam coś wyznać: lubię dziwne i niszowe filmy. Żyję dla takich produkcji jak The VelociPastor, Monsternado, The Rocky Horror Picture Show czy Mordercze klowny z kosmosu. Jednym z moich ulubionych gatunków są świąteczne horrory, na czele z Jack Frost i Gremliny rozrabiają. Dlatego od razu poczułam, że Octopus Film Festival to coś dla mnie. Spójrzcie tylko na kilka tytułów z tegorocznego programu: Kobieta-wąż, Lesbijska księżniczka kosmosu, Pierniczek okrutniczek 2: Mąka pańska czy Królowe dragu i zombie. Czy tak wygląda niebo? Kilka dni po zakończeniu imprezy i opadnięciu emocji odpowiadam – jeszcze jak!

Jednym z celów Octopusa jest celebrowanie samego seansu filmowego jako wyjątkowego doświadczenia. W praktyce oznacza to kilka rzeczy. Po pierwsze, twórcy starają się za każdym razem wybrać taką lokalizację, która jak najbardziej pasuje do klimatu filmu. Nierzadko również dekorują salę tak, by jeszcze bardziej podkręcić doznania uczestników wydarzenia. Najlepszym przykładem może być tegoroczny Seans ukryty, na który poproszono widzów o eleganckie stroje wieczorowe i zaprowadzono ich do klubu, w którym zorganizowano minikasyno. A na ekranie – James Bond i Casino Royale.
Oczywiście, jest tego więcej: pokaz Rambo II odbył się wśród gęstej roślinności, a na uczestników czekały wyjątkowe nieśmiertelniki. Na sali 13 dni do wakacji można było zobaczyć całe morze specyficznych masek z filmu, a seans Krew bohaterów miał miejsce na świeżym powietrzu, gdzie uczestnicy mogli zasmakować brutalnego filmowego sportu. Znalazło się nawet miejsce na... występ baletowy przed Suspirią. Niczego tak nie żałuję, jak faktu, że akurat to przegapiłam.
Choć nie wszystkie seanse są organizowane z takim rozmachem, to większość z nich odbywa się w industrialnych halach Stoczni Gdańskiej, a sercem wydarzenia jest Ulica Elektryków. To sprawia, że Octopus Film Festival ma swój własny wyjątkowy klimat, który ciężko byłoby podrobić. Wie o tym każdy, kto kiedykolwiek próbował streetfoodu, wygrzewając się w słoneczku na jednym z kontenerów 100czni. Ta okolica to kawał historii, która zamiast zostać zapomniana, została przekształcona w miejsce, z którego może korzystać lokalna społeczność – bez burzenia wszystkiego i budowania w tym miejscu sterylnie czystych i chłodnych klubów, restauracji czy kawiarni.
Poza tym celebrowanie seansu filmowego to nie tylko ozdoby, ale również przeżywanie go z innymi widzami. Zwykle takie produkcje jak Pierniczek okrutniczek 2 oglądałabym w domu sama. Dzięki takim wydarzeniom jak Octopus Film Festival mam okazję zobaczyć je na dużym ekranie, wśród innych osób, czerpiących frajdę z takiego kina. Spójrzmy chociażby na produkcję Kobieta-Wąż. Mogłam obejrzeć ten horror z 1966 roku w doskonałej – jak na tak stary film – jakości. A co ważniejsze, miałam okazję śmiać się na nim wraz z innymi osobami. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam w kinie. Wisienką na torcie było typowo festiwalowe klaskanie na koniec seansu, które dla mnie ma ogromny urok.

W przypadku Octopus Film Festival ważny jest również dobór filmów. Oczywiście, najważniejszą częścią programu jest Konkurs Główny. Zwycięzcę wybierają zawsze widzowie. W tym roku o statuetkę walczyły między innymi debiut reżyserski Tiny Romero Królowe dragu i zombie, horror oczami psiaka Good Boy czy inspirowany włoskim kinem gatunkowym lat siedemdziesiątych Błysk diamentu śmierci. Było naprawdę różnorodnie. Ostatecznie wygrała jednak queerowa komedia Lesbijska księżniczka kosmosu, którą miałam okazję recenzować. Co ciekawe, na seansie towarzyszył mi Michał Kujawiński aka Kinocentryk, który jest uczestnikiem festiwalu od samego początku jego istnienia. Udało mu się po raz kolejny podtrzymać tradycję i zobaczyć zwycięzcę.
To jednak dopiero przedsmak tego, co można zobaczyć i przeżyć na gdańskim festiwalu filmowym. Oprócz wspomnianego Konkursu Głównego są również przygotowywane cykle tematyczne i pokazy specjalne. Na przykład pasmo W blasku księżyca zostało przygotowane z myślą o Tomaszu Beksińskim. Wśród czterech filmów w jego tłumaczeniach znalazła się między innymi chwalona przeze mnie Kobieta-Wąż. Oprócz tego zaprezentowano widzom nagrania z domowego archiwum kasetowego słynnego polskiego radiowca i dokument Z wnętrza. Na koniec odbyła się za to gotycka potańcówka.
Jest także ciekawy cykl Octopus Shorts z produkcjami krótkometrażowymi. Sama udałam się na blok Fantazja jest od tego i czułam się niemal tak, jakbym dostała przedpremierowo kolejny sezon mojej ukochanej antologii Miłość, śmierć i roboty. Każdy tytuł był oryginalny i zupełnie inny od poprzedniego. Przykładowo: Martyr’s Guidebook brzmiało trochę tak, jakby wyszło spod ręki Dem3000; The Shadow Of Dawn miało w sobie słowiański klimat i niesamowicie ciekawie wykreowany świat, w którym dziewczyna i jej cień mogą podróżować osobno, a cierpiący po odrzuceniu mężczyzna łączy się z martwym ptakiem i zyskuje moce; The Future… is Just Like You Imagined było zlepkiem różnych popkulturowych scen, które w zatrważający sposób składały się na obraz naszej dystopijnej przyszłości; Em & Selma Go Griffin Hunting, które zostało zresztą nagrodzone na festiwalu, najbardziej odcisnęło na widzach piętno ciekawą historią i zaskakującym zakończeniem. Mam wrażenie, że krótkometrażowa forma naprawdę pozwala twórcom na dużą swobodę i puszczenie wodzów wyobraźni, co owocuje najbardziej oryginalnymi tytułami, jakie można sobie wyobrazić. Chciałoby się powiedzieć: sztuka dla sztuki.
Poza tym w tym roku podano widzom również między innymi: cykl Ośmiorniczki z myślą o najmłodszych widzach; VHS Hell, czyli filmy kina klasy B z lektorami na żywo; szalone Midnight Movies puszczane nocą; Z księżyca spadłeś…? Dziwne filmy wielkich reżyserów ze starą Diuną na czele; prężące muskuły Conansploitation, czy Retrospektywa Satoshiego Kona, w tym Paprika, którą uważa się za matkę Incepcji. Za to w ramach pokazu specjalnego pokazano 1. odcinek serialu Obcy: Ziemia. Nawet wcześniej specjalnie nie czekałam na tę produkcję, a okazało się, że to może być jedno z niewielu moich 10/10 w tym roku. To niesamowite, że miałam okazję tego doświadczyć na dużym ekranie i zobaczyć wszystkie pory Ksenomorfa z pierwszego rzędu. A to oczywiście wciąż nie wszystko. To, co chcę jednak Wam przekazać, to fakt, że program jest bardzo różnorodny i przede wszystkim – ewidentnie stworzony przez ludzi, którzy kochają kino, dla ludzi, którzy kochają kino.

Oczywiście, nie samymi filmami człowiek żyje – wbrew pozorom, mnie te słowa też ciężko przechodzą przez klawiaturę. Na Octopusie można również... śpiewać i tańczyć. Oprócz wspomnianej wyżej gotyckiej potańcówki odbyło się karaoke. Ominęłam je, dzięki czemu żadnemu uczestnikowi nie odpadły uszy. Było też wiele ciekawych wykładów, np.: Jak wyprodukować horror w Polsce? i MIŁO boli: rozwój filmu grozy własnym kosztem. Odbyło się także spotkanie z Brianem Trenchardem-Smithem, z którym nasz redaktor Dawid Muszyński miał nawet okazję osobiście porozmawiać.
To był mój pierwszy Octopus Film Festival, ale na pewno nie ostatni. W trakcie pisania ciągle pojawiają się kolejne rzeczy, o których chciałabym Wam opowiedzieć, jak punkt z sitodrukiem, na którym można było zgarnąć cudowną grafikę z Pierniczkiem Okrutniczkiem. Gdybym jednak próbowała to wszystko opisać, prawdopodobnie siedziałabym z Wami do jutra i musielibyście zrobić mi śniadanie. Podsumowując: jeśli jesteście z Gdańska lub macie ochotę zrobić sobie wycieczkę, naprawdę polecam wzięcie udziału w tym wydarzeniu. Po to, by wspólnie z innymi freakami nie tylko oglądać filmy, ale również wspólnie je przeżywać i doświadczać. Teraz mam pofestiwalowego kaca i czekam na tegoroczny Animafest.

