Katarzyna Herman o 2. sezonie 1670: będzie bardzo kolorowo i pstrokato [WYWIAD BELLATOFIFEST 2025]
Podczas festiwalu filmowego BellaTofifest 2025, który miał miejsce na przełomie czerwca i lipca, spotkałam się z Katarzyną Herman. Podjęłam temat 1670, a aktorka opowiedziała o nadchodzących odcinkach hitu Netflixa.
Małgorzata Szymikowska: Co podobało się pani najbardziej w filmie Przepiękne!?
Katarzyna Herman: Gdy oglądałam film, właściwie podobało mi się w nim wszystko. Był dla mnie dużym zaskoczeniem. Jest dowcipny, wzruszający, a gra aktorska prosta i szczera. Pamiętam jednak, że wcześniej, kiedy czytałam scenariusz, chyba nawet się popłakałam przy wątku dziewczyny, która w pewnym momencie głodzi się, żeby zostać modelką. Wydaje mi się, że to bardzo ważny temat. Wiele młodych osób, zwłaszcza dziewczyn, które nieustannie porównują się do innych, zadaje sobie ogromny ból i wyrządza sobie wielką krzywdę.
Która historia filmowej bohaterki poruszyła panią najbardziej i dlaczego?
Wydaje mi się, że można się utożsamić z każdą. Nie przepadam jednak za moją Agatą, szefową agencji modelek. Można odnieść wrażenie, że jest sztywna, jakby połknęła kij. Na szczęście dzięki temu, co dzieje się między nią a jej córką – pięknie zagraną przez młodą aktorkę, jeszcze studentkę Akademii Teatralnej w Krakowie, Wiktorię Bylinkę – Agata zaczyna rozumieć, co dzieje się z jej dzieckiem. Troszeczkę spuszcza powietrze i jest bardziej ludzka.
Podoba mi się, że w serialu pojawia się tak wiele różnorodnych, kobiecych historii. Jest wątek relacji matki z nastoletnią córką, w którym wiele osób może się odnaleźć. Pięknie zagrana przez Hanię Śleszyńską opowieść o kobiecie, która nie dogaduje się już z mężem i próbuje na nowo tchnąć życie w swój związek. Poruszający obraz kobiety, w którą wciela się Marta Nieradkiewicz – karmiącej piersią jedno dziecko, trzymającej drugie na rękach i zupełnie tracącej poczucie siebie, kobiecości oraz kontroli nad codziennością. I wreszcie postać grana przez Martę Ścisłowicz – singielki przekonanej o własnej samowystarczalności, która z czasem zaczyna dostrzegać, że sprawy mogą wyglądać inaczej.
Też byłam taką singielką, też byłam matką – nadal jestem matką dwójki dzieci – i to wszystko przeżyłam. Z każdą z tych postaci można się utożsamić, bo każda z nas przechodzi przez jakiś etap w swoim życiu.
Zaskoczyło mnie, jak wiele kobiet ten film naprawdę wzruszył. Choć same tłumaczyły to żartobliwie różnymi „zmianami hormonalnymi”, to jednak trudno było nie zauważyć, że porusza on coś głębszego. Mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się lekką, wdzięczną, momentami romantyczną komedią, niesie ze sobą emocjonalną prawdę, która trafia do wielu z nas. Jest tak skonstruowany, ale pod spodem niesie ciężar i wartość. Dla mnie to sztuka – czy to w teatrze, czy w filmie.
Czy jest to film tylko dla kobiet?
Nie. Podobno nie. Na różnych pokazach byli czasami panowie z dziewczynami. Okazało się, że ten film pozwolił im zrozumieć naszą kobiecość jeszcze bardziej i zobaczyć, co tam w nas drzemie.
Czy chciałaby pani wystąpić w innych produkcjach poruszających tematykę kobiecych doświadczeń i realiów?
Bardzo bym chciała, bo to oznaczałoby, że pojawiła się rola stworzona z myślą o aktorce, o kobiecie. Często bywa tak – zarówno w klasycznej dramaturgii, u Szekspira, jak i u wielu innych autorów – że postaci kobiece są jedynie partnerkami, towarzyszkami, matkami czy kochankami głównych bohaterów, którymi zazwyczaj są mężczyźni. Gdy więc pojawiają się kobiece role – pełnokrwiste, wielowymiarowe, naprawdę wartościowe – to oczywiste, że chciałabym w takich filmach grać. I z przyjemnością również bym je oglądała.

Jestem wielką fanką serialu 1670. Muszę zapytać o to, czy może pani coś zdradzić na temat drugiego sezonu?
Premiera będzie w połowie września, co już ogłosił Netflix. Druga seria różni się od pierwszej, która była mroczna i ciemna, kręcona zimą, w listopadzie, w błocie. Ta natomiast jest letnia: są dożynki, dużo słońca. Upał sięgał 40 stopni, więc pojawiły się też muchy. Błoto zmieniło się w westernowy pył. Ta część jest bardzo kolorowa i pstrokata. Jeśli chodzi o tematy, to znajdziemy tu odcinek gangsterski, taki trochę związany z czarami, a nawet bardzo zmysłowy, można powiedzieć erotyczny.
Noc kupały, wianki, cała wieś tańczy, skacze przez ogniska. Będzie różnorodnie.
A co zobaczymy w trzecim sezonie?
Trzecia seria, którą już kręcimy, będzie bardzo kameralna. Nazywamy ją roboczo – Wariatkowem w Adamczysze. Będzie o różnych neurozach i psychozach, które każdy z nas ma w głowie.
Czy miała pani możliwość współtworzenia swojej postaci – nadania jej konkretnych cech, charakteru, może nawet własnego sposobu mówienia?
Właśnie wróciłam z festiwalu w Łagowie, gdzie miałam okazję obejrzeć bardzo piękny polski film – To nie mój film w reżyserii Marii Zbąskiej, który jest także prezentowany tutaj, w konkursie. Występuje w nim dwójka aktorów, a reżyserka podczas spotkania z publicznością podkreśliła, że jednym z najważniejszych elementów pracy nad filmem jest obsada.
To, że zostałam wybrana do roli Zofii w 1670 oraz fakt, że wspólnie wymyśliliśmy dla niej charakteryzację i kostium, bardzo mocno określiło tę postać. Włożyłam w Zofię całe serce. To, kim jestem jako aktorka, co przynoszę na plan: mój ruch, moje ciało, moją mimikę… Choć w przypadku Zofii mimika jest raczej ograniczona. Trochę też wniosłam swoje poczucie humoru.
Nie miałam wpływu na teksty, ale one są świetnie napisane – bardzo rytmiczne, precyzyjne, dlatego wszyscy bardzo pilnujemy, by były wypowiadane dokładnie tak, jak zostały zapisane. Zazwyczaj poprawia się słabsze dialogi, ale tutaj nie było takiej potrzeby. Tekst naprawdę nas niesie. Więc tak – daję z siebie bardzo dużo.
A jaka była najśmieszniejsza sytuacja na planie filmowym?
Takich sytuacji było mnóstwo, zwłaszcza że Bartek Topa, z którym gram, ma naturę tzw. „czajnika” – bardzo łatwo się „gotuje”, czyli wybucha śmiechem. Zdarzało się, że i na planie nie potrafił się powstrzymać. Pamiętam szczególnie jedną scenę, w której Bartek udawał, że mówi po francusku. Naprawdę bardzo trudno było mi zachować powagę.
Była też scena, w której siedzieliśmy w dwóch różnych salach: ja w jednej, on w drugiej – trochę porzucony, samotny, zaczynał tam tańczyć i pląsać. Nie widziałam tego wtedy na żywo, ale kiedy oglądałam trzeci odcinek na ekranie i zobaczyłam, jak „mówi po francusku”, potem wychodzi i zaczyna ten swój taniec… Naprawdę wybuchnęłam śmiechem. Było to przezabawne.
Oczywiście na planie staramy się zachowywać profesjonalizm, bo śmiech, choć bardzo naturalny, niestety opóźnia pracę. Jeśli ktoś się raz roześmieje, to potem przy każdym kolejnym ujęciu w tym samym momencie trudno mu się powstrzymać. Staram się trzymać fason i pracować solidnie… Choć nie da się ukryć, że przy tej produkcji naprawdę dobrze się bawimy.

