Zachwyty i rozczarowania 2019 roku – Michalina Reda
Rok 2019 chyli się ku końcowi, wobec tego czas na podsumowanie minionych dwunastu miesięcy. Jak wyglądały moje zachwyty i rozczarowania? Zapraszam do lektury.
ROZCZAROWANIA
El Camino: Film „Breaking Bad”
Krótką listę rozczarowań otwiera w tym roku El Camino: Film „Breaking Bad” – film, który w moim mniemaniu jest kompletnie do niczego niepotrzebny. Pierwsze nowiny o filmowej kontynuacji Breaking Bad odebrałam z zainteresowaniem, bowiem, jak wszyscy wiemy, serial proponował naprawdę dobrą i świetnie zrealizowaną historię, stając się niedoścignionym w wielu rankingach. Tymczasem El Camino okazuje się niczym innym jak wytworem powołanym do istnienia na siłę; efektem dojenia krowy, z której – co widać wyraźnie – nie da się już nic wydoić. Nie wiem, jaki płynie z tego morał, nie uważam, żeby przybliżenie nam losów Jesse’ego Pinkmana miało cokolwiek zmienić czy wypełnić jakąś lukę... Ja podczas seansu mocno się wynudziłam i wiem na pewno, że – w przeciwieństwie do serialu – do tej pełnometrażowej propozycji nigdy więcej nie powrócę.
To: Rozdział 2
To: Rozdział 2 to zawód bolesny, bo zupełnie nieoczekiwany. Po świetnej pierwszej części chyba wszyscy nabrali ochoty na więcej – ja również wyczekiwałam na jej kontynuację z wypiekami na twarzy, tym bardziej, że do obsady zaangażowano plejadę znakomitych aktorów. "Jarałam się", słysząc o kolejnych decyzjach castingowych, wychwalałam to, jak świetnie wyglądali dorośli bohaterowie w pierwszych materiałach promocyjnych... Jednak okazuje się, że hype budowany na etapie zapowiedzi nijak ma się do produktu końcowego, a moja bańka oczekiwań pękła brutalnie mniej więcej w połowie wizyty w kinie. To 2 to film zwyczajnie nudny, mało straszny i rozciągnięty do granic możliwości, a potencjał głównych bohaterów nie został wykorzystany tak, jak się tego prawdopodobnie spodziewałam. Produkcja nie proponuje zupełnie nic nowego ani świeżego. Gdyby nie fakt powrotu klauna i innych bohaterów, można by ją było potraktować jako coś zupełnie odrębnego, przeciętnego i monotonnego – jak bezpłciowy film, na widok którego zmienia się kanał na pilocie do telewizora. Smutek.
Gra o tron - 8. sezon
I ostatnie z moich tegorocznych zawodów – 8. sezon Gry o tron, z finałowym odcinkiem na czele. Choć Bitwa o Winterfell naprawdę spełniła wszystkie moje oczekiwania, pozostała część sezonu to zwyczajne nieporozumienie. Z każdym kolejnym odcinkiem, coraz bardziej przerażona łapałam się na tym, jak mało obchodzą mnie losy tych postaci. Śledzę Grę o tron od początku i jeszcze kilka lat temu na myśl o finale tej historii przechodziły mnie dreszcze podekscytowania. Tymczasem okazuje się, że gdy już przyszło co do czego, nawet nie jestem w stanie wykrzesać z siebie najdrobniejszego przejawu poruszenia całą opowieścią – w pewnym momencie już nie obchodziło mnie, kto ostatecznie usiądzie na tronie. Po drodze tyle było bzdur i bezsensowności, że moja faza dotycząca serialu umarła śmiercią naturalną. I co gorsza - stał mi się on tak obojętny, że nawet nie jest mi tego faktu szczególnie żal.
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe