Gra o tron w finałowym sezonie podzieliła widzów decyzjami fabularnymi. Przez te wszystkie lata każdy z nas stworzył sobie w głowie scenariusz zakończenia, które chciałby zobaczyć. Być może dlatego też w dużej mierze pojawiają się tak skrajne reakcje na najnowsze odcinki? Na jednoznaczną odpowiedź na to pytanie przyjdzie jeszcze czas i pewnie trzeba będzie dokonać analizy zjawiska z perspektywy całego sezonu. Na razie czas zastanowić się nad tym, jak to wszystko może i powinno się zakończyć? Pięć odcinków dało różne tropy do spekulacji. Ten serial przyzwyczaił nas do prawdopodobnego jednego wniosku, który może być elementem wspólnym dla wielu widzów: tu nie może być happy endu. Mam świadomość, że ostatnie dwa sezony serialu są bardzo hollywoodzkie w formie, ale duet twórców nie może sobie pozwolić na pójście w takim kierunku finalizacji opowieści. Nie ma mowy o pogodzeniu Jona z Dany oraz jakichś scenach celebracji w finale. Tu musi wydarzyć się coś złego, co ostatecznie będzie zgodne z charakterem serialu. Przewrotność i iście w kontrze z oczekiwaniami zawsze były jego znakiem rozpoznawczym. Nie może być inaczej niż teraz. Piąty odcinek klarownie zasugerował konflikt: Starkowie kontra Daenerys. Wiedzieliśmy, że Sansa nie lubi Dany, ale dzięki nowym wydarzeniom stała się ona też negatywną bohaterką dla Aryi oraz Jona. Oboje byli na ulicach miasta i widzieli, jakie piekło zgotowała Matka Smoków, a wiemy też doskonale, że pod kątem moralnym Starkowie jednak zachowują pewne cnotliwe cechy Neda z pierwszego sezonu. Nawet Sansa, która w dużej mierze została ukształtowana przez Littlefingera, nie przekroczyłaby takiej granicy, jak to zrobiła Daenerys. Piąty odcinek po ośmiu latach zwodzenia widza ostatecznie ustawił pionki, dając do zrozumienia, kto tu jest protagonistą, a kto antagonistką. Bardzo na przekór wszystkiemu i... chyba dlatego do końca nie wierzę, że to może zakończyć się śmiercią Starków z rąk Dany czy jej śmiercią z rąk Jona. To byłoby zbyt oczywiste i za proste. Nawet na hollywoodzkość ostatnich dwóch sezonów.
fot. HBO
Dlatego sądzę, że kluczem w rozwiązaniu problemu może okazać się Tyrion i "duch" Varysa. Decyduję się wierzyć, że przed śmiercią i po nieudanych próbach otrucia Dany, przygotował jakieś kroki. Z uwagi na fakt, że przewidział pojmanie, to wydaje się oczywistym wnioskiem. Tyrion natomiast jako ostatni z Lannisterów i prawdopodobnie ostatni, który do końca wierzył w Dany, wydaje się tym, który może pokazać swoją siłę i intelekt. To właśnie on powinien być osobą, która ewentualnie zabija królową (nawet jeśli miałoby to odbyć się przy współpracy Bronna). Nie Arya, która ma już na koncie Nocnego Króla (aczkolwiek przepowiednia Melisandre sugeruje, że to musi być ona?), nie Jon, który nigdy by tego nie zrobił, i nie Sansa, która nie ma szans, perfekcyjnie budując nieufność Dany.  Ostatecznie jednak trzeba będzie odpowiedzieć na pytanie: kto wygra Grę o tron? Ktoś musi zostać władcą po tych konfliktach i wojnach. Prawdę mówiąc: sensem byłoby oparcie się na Dany, która w finale pozbyłaby się wszystkich wrogów, dopełniając przeznaczenia i pokazując ostatecznie swoje prawdziwe oblicze sugerowane przez tyle sezonów. To byłoby najsmutniejsze zakończenie, ponieważ pomimo jej bezwzględnego podejścia, miała żar i czułość w oczach, które jednały sobie widzów i pozwalały wierzyć, że nie popełni błędów ojca. Gdyby ostatecznie na tronie siadła Daenerys pozbawiona sojuszników, przyjaciół i doradców, to byłoby bardzo wpisane w Grę o tron i tragizm całej historii, w której jakiekolwiek oznaki szczęśliwego zakończenia były od razu niszczone. Prawdę mówiąc, nie widzę sensu w oczywistych scenariuszach. W tym, by Jon Snow jako prawy król zasiadł na tronie. Byłoby to... nudne i bez ikry. Kompletnie nie pasuje to do klimatu Gry o tron i tego, jak twórcy kształtują historię od samego początku. Dlatego prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby...zginęli wszyscy. Gdyby choćby znana wszystkim Czerwona Kometa uderzyła w ziemię i zakończyła sytuację, dając kulminację przewrotności. Wszyscy walczyli o tron, ale nie mają żadnych szans z siłami natury i wszechświata. W każdej chwili jakiś kataklizm może zniszczyć ich ludzkie dążenia do władzy. 
fot. Helen Sloan / HBO
Chyba pomimo wszystko nadal jestem w drużynie Daenerys, ale ostatecznie zależne będzie to od wyjaśnień w finale. Musimy poznać motywacje jej decyzji z 5. odcinka, które albo utwierdzą  mnie w przekonaniu, że to własnie ona powinna wygrać, albo kompletnie wszystko zniszczą. Wówczas wszystko inne może stracić znaczenie. To może być tak naprawdę klucz do tego, jak wszystko się potoczy.  A jakie Wy macie przewidywania? Dajcie znać w komentarzach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj