Gwiezdne Wojny - czym są Kanon i Legendy? Tak wyglądały narodziny Expanded Universe
Expanded Universe to ogromna i bardzo ważna część uniwersum Gwiezdnych Wojen. Warto przybliżyć jego historię oraz jak wpływał na rozwój marki. Przed Wami pierwsza część serii artykułów, które opiszą pełną historię EU. W pierwszym epizodzie przedstawię, jak to wszystko się zaczęło.
Gwiezdne Wojny to seria wyjątkowo plastyczna, która pasuje do najróżniejszych form opowiadania historii. Mamy filmy, seriale, powieści, komiksy, przewodniki, a także gry komputerowe i fabularne. Wszystkie one tworzą ogromne uniwersum, którego jedną z najważniejszych zasad jest spójność. Właściwie od początku istnienia Lucasfilm i sami autorzy dbają o to, by nie było sprzeczności między wychodzącymi dziełami. Nie zawsze się to udaje, ale i tak Star Wars to jeden z najbardziej imponujących przykładów współdzielonego uniwersum.
Podkreślić trzeba, że (w przeciwieństwie do np. Marvela czy DC) Gwiezdne Wojny nigdy nie bawiły się w multiwersum, alternatywne rzeczywistości itd. Również podróże w czasie to w odległej galaktyce zjawisko bardzo sporadyczne – na palcach jednej ręki można policzyć dzieła, w których się one pojawiają, choć nie są pozycjami o dużym znaczeniu. Cała seria funkcjonuje w ramach jednego uniwersum i jednej linii czasowej. A przynajmniej tak było do 2014 roku – wówczas doszło do wielkiego resetu, z którego ocalała tylko główna saga George’a Lucasa i Wojny Klonów Dave’a Filoniego. To prowadzi nas do dwóch podstawowych terminów w kontekście kosmicznego uniwersum: Kanonu i Legend.
Dwie rzeczywistości
Zacząć trzeba jednak od innego określenia, czyli Expanded Universe. Przed 2014 rokiem była to zbiorcza nazwa wszystkich książek, komiksów, gier, seriali i innych dzieł osadzonych w uniwersum George’a Lucasa. Zdecydowano się na takie określenie, ponieważ wspomniane utwory rozszerzały rzeczywistość, którą przedstawił nam w swojej sadze jej twórca. Dodawały nowe wątki, postacie i miejsca, często niebędące bezpośrednio związane z tym, co widzieliśmy w filmach. Powiększyło to uniwersum Star Wars do ogromnych rozmiarów, szczególnie w kwestii rozpiętości czasowej – historia odległej galaktyki rozrosła się do wielu tysiącleci. Opowiedziano m.in. o początkach Jedi i Sithów, ich pierwszych konfliktach. Kontynuowano także losy bohaterów oryginalnej trylogii na przestrzeni kolejnych dekad po Powrocie Jedi. Wiele wydarzeń, które w filmach zaledwie wspomniano (np. wykradnięcie planów Gwiazdy Śmierci), w książkach, komiksach czy grach dokładnie przedstawiono.
Nie wszystkie dzieła EU były jednak traktowane w sposób równorzędny. Lucasfilm – w celu łatwiejszego zarządzania całością oraz naprawiania nieścisłości – stworzył poziomy kanoniczności. Oznaczało to, że pozycje z EU zyskały różną ważność; jedne miały „pierwszeństwo” przed innymi przy ustalaniu, co jest kanoniczne i obowiązujące. Pierwszym i najwyższym poziomem był G canon, czyli George Lucas canon. Należy do niego wszystko, co pochodzi od Lucasa, czyli stworzone przez niego sześć filmów, ich adaptacje powieściowe i radiowe, niektóre usunięte sceny oraz wszelkie inne materiały i informacje, których źródłem jest bezpośrednio sam George Lucas. Uznawano, że jego słowo jest najważniejsze i decydujące. To powodowało dość często problemy, ale wszyscy byli jednak zgodni, że Lucas, jako twórca odległej galaktyki, ma niezbywalne prawo do jej kształtowania. Następnym poziomem jest T canon, czyli television canon. Do tej kategorii zaliczają się wyłącznie Wojny Klonów Dave’a Filoniego. Ten poziom stworzono specjalnie dla tego serialu, ponieważ Lucas nie był bezpośrednio jego twórcą, ale miał znaczny wpływ na jego kształt.
Kolejny poziom to C canon, czyli continuity canon. Większość Expanded Universe znajdowała się właśnie tutaj. Poziom ten obejmował więc powieści, komiksy, gry komputerowe, przewodniki czy gry fabularne. Wszystkie pozycje należące do tego poziomu musiały być ze sobą spójne, na co wskazuje zresztą sama nazwa tej kategorii. C canon stanowił więc „rdzeń” EU. Zdarzało się również, że George Lucas wykorzystał jakiś element z C canonu w swoim filmie, co włączało wtedy ten element do G canonu. Poziomem niższym od C canonu był S canon, czyli secondary canon. Zaliczano do niego głównie starsze dzieła, pochodzące z samych początków EU, a także niektóre nowsze, jeśli uznano je za niepasujące do szerszej wizji EU lub zostały zretconowane przez jakiś element z G canonu. Twórcy EU nie musieli więc ściśle przestrzegać tego, co należało do S canonu, ale mogli z niego czerpać pomysły czy wątki, jeśli mieli taką ochotę. Poziom ten stworzono, ponieważ należało coś zrobić z dziełami, które mocno ograniczały nowszych twórców, a same nie były jakoś szczególnie dobre, by uznawać je za fundament C canonu. Jednocześnie nie chciano ich kompletnie wyrzucać z EU. Ostatnim, najniższym poziomem, był N canon, czyli non canon. Tu znajdowały się wszystkie dzieła od początku nienależące do EU, np. historie z rodzaju „co by było, gdyby...” czy dzieła mające charakter humorystyczny. Podział Expanded Universe na poziomy znacznie ułatwiał zarządzanie nim oraz ustalanie, które źródło informacji jest ważniejsze w przypadku konfliktów.
Gdy w 2012 Disney przejął Lucasfilm i ogłosił prace nad trylogią sequeli, było jasne, że z ogromem EU trzeba coś zrobić. Firma miała ambitne plany na nowe filmy i seriale, a próba bezkonfliktowego umieszczenia ich w istniejącej chronologii była zadaniem co najmniej karkołomnym. Zdecydowano się więc na najbardziej radykalne rozwiązanie. 25 kwietnia 2014 roku Lucasfilm ogłosił, że całe dotychczasowe Expanded Universe przestaje być uznawane za kanoniczną i integralną część Gwiezdnych Wojen. Wydane dotąd dzieła ochrzczono mianem Legend. Kanon zaczęto budować od zera – za wciąż obowiązującą podstawę uznano jedynie 6-częściową sagę George’a Lucasa oraz serial Wojny Klonów Dave’a Filoniego. Dało to Lucasfilmowi swobodę przy tworzeniu trylogii sequeli. Nieco upraszczając, nazwa Kanon odnosi się do dzieł wydanych po 25 kwietnia 2014, z kolei Legendy to pozycje wydane przed tą datą. Wyjątek stanowią: sześć części sagi oraz Wojny Klonów, które należą do obu wersji uniwersum.
Choć Legendy nie są już rozwijane, nie należy o nich zapominać. Nadal stanowią one ogromne źródło inspiracji dla obecnych pisarzy Star Wars – wiele elementów z Legend zostało wprowadzonych już do Kanonu, np. Wielki Admirał Thrawn. Dawne Expanded Universe to kopalnia świetnych historii i pomysłów, a także ogromna część wspomnień niejednego fana. Warto przybliżyć historię EU, bo jest ona nie mniej ciekawa niż fabuły należących do niego dzieł.
Gwiezdne Wojny - najpotężniejsi Jedi (od najsłabszych do najlepszych)
Epoka pionierów: lata 1977–1986
Expanded Universe to twór równie stary, co same Gwiezdne Wojny – a właściwie nawet jeszcze starszy, bo pierwszą książką z uniwersum była adaptacja powieściowa Nowej Nadziei, która trafiła do amerykańskich księgarń w grudniu 1976 roku, a więc prawie pół roku przed premierą filmu George’a Lucasa. Powieść rozbudowywała fabułę produkcji, ale dziś można jedynie tę książkę uznać za ciekawostkę. Wiele zawartych w niej informacji jest sprzecznych z późniejszymi dziełami, a nawet samymi filmami, np. przeczytamy, że wujek Owen był bratem Bena Kenobiego. Z drugiej strony można również dzięki niej zauważyć, że George Lucas już wtedy wymyślił wiele wątków, które zrealizował lata później w trylogii prequeli, np. przekształcenie Republiki w Imperium. Książka ta była pierwszym przypadkiem „poszerzenia” tego, co pojawiło się w filmie, ale na faktycznie nowe historie trzeba było poczekać jeszcze kilka miesięcy.
W kwietniu 1977 roku ukazał się pierwszy numer serii komiksowej Star Wars od Marvela. O ile pierwsze zeszyty były adaptacjami filmu, kolejne prezentowały nam już zupełnie nowe przygody z udziałem Luke’a, Hana i Lei. Dzięki sukcesowi filmu gwiezdnowojenne komiksy również szybko stały się hitem sprzedażowym. Osoby pracujące wtedy w Marvelu wspominają nawet, że ta seria uratowała firmę przed finansową ruiną. Choć Marvel był na tym polu pierwszy, to za symboliczny początek EU uznaje się premierę powieści Spotkanie na Mimban Alana Deana Fostera z 1978 roku. Podobno powieść miała być podstawą do stworzenia „awaryjnej”, niskobudżetowej kontynuacji Nowej Nadziei, gdyby film okazał się porażką. Na prawdziwość tej historii może wskazywać sama fabuła. Dochodzi tam m.in. do pojedynku Luke’a i Lei z Vaderem. Zabrakło w niej z kolei Hana Solo, co dobrze łączy się z faktem, że Lucasfilm nie był wtedy pewien, czy Harrison Ford podpisze kontrakt na udział w następnym dziele.
Opisuję ten okres jako początki Expanded Universe, choć nazwa ta jeszcze wówczas nie funkcjonowała. Pierwszy film odniósł ogromny sukces, nie przypuszczano jednak, że Gwiezdne Wojny staną się serią rozwijaną przez lata. Nie było więc planów na budowę większego uniwersum, w którym zazębiałyby się liczne historie z różnych mediów. Takie podejście było wtedy całkowitym novum. Przede wszystkim zaś nie wiedziano, jak długo utrzyma się popularność Star Wars, więc chciano kapitalizować bieżącą popularność marki – długofalowe planowanie czy eksperymenty były zbyt ryzykowne. Dlatego pozycje wydane w tym okresie stawiają w centrum bohaterów z filmów oraz są mocno związane z oryginalną trylogią.
Te lata są specyficzne również dlatego, że dopiero uczono się, co pasuje do Gwiezdnych Wojen, a co nie. Powstała wtedy masa takich pomysłów, że wielu fanów złapałoby się za głowę. Przodowały w tym komiksy Marvela, w których pojawił się m.in. Jaxxon, czyli antropomorficzny królik pracujący jako łowca nagród. Jednak na wyżyny kiczu i kampu wspiął się (nie)sławny The Star Wars Holiday Special. Program wyemitowano wyłącznie raz, 17 listopada 1978 roku. W nim Luke, Han i Leia lecą na Kashyyyk, ojczystą planetę Chewbacci, by świętować Dzień Życia, który można uznać za odpowiednik naszego ziemskiego Bożego Narodzenia. Na trop bohaterów wpada Darth Vader, który postanawia ich dorwać. Jeśli już ten opis brzmi dla Was absurdalnie, to zapewniam, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Cały film wykonano po prostu fatalnie – widać, że miał bardzo mały budżet, a występujący aktorzy są wyraźnie zażenowani, że w ogóle biorą udział w czymś takim. Mamy kiepsko zrobione sekwencje musicalowe, tony nieśmiesznego, slapstickowego humoru czy tanią scenografię, która ani trochę nie pasuje do odległej galaktyki. Produkcja spotkała się z bardzo negatywnymi reakcjami. Wśród krytyków znalazł się sam George Lucas, który miał ograniczony wpływ na kształt tego „dzieła”. Holiday Special nie został nigdy więcej wyemitowany, a Lucas kazał zniszczyć wszystkie kopie. Przez lata też zaprzeczał, że coś takiego kiedykolwiek powstało. Nie on jeden zresztą – zapytany o to w wywiadzie Harrison Ford powiedział, że nie przypomina sobie takiej produkcji.
Kim są Sithowie w Star Wars? Historia, plan zniszczenia Jedi i kodeks działania
W 1980 roku premierę ma projekt Imperium kontratakuje, który okazuje się sukcesem równie dużym co poprzednik. Nie jest to jednak jedyne istotne dla marki wydarzenie w tym czasie. W 1979 i 1980 roku ukazują się trzy powieści o Hanie Solo, pióra Briana Daleya: Han Solo na Krańcu Gwiazd, Zemsta Hana Solo oraz Han Solo i utracona fortuna. Są one osadzone jeszcze przed Nową Nadzieją i skupiają się na karierze Hana jako przemytnika. Nie wszystkie ich elementy dobrze zniosły próbę czasu, jednak są to całkiem sprawnie napisane powieści przygodowe, które i dzisiaj mogą sprawiać przyjemność. Wielu późniejszych pisarzy EU wspominało trylogię Daleya jako ważne źródło inspiracji. To samo dotyczy zresztą serii komiksowej Marvela. Choć pod wieloma względami zestarzała się ona kiepsko, to wiele istotnych dla uniwersum elementów pojawiło się po raz pierwszy właśnie tam. Tak było choćby z Mandalorianami (i ich ojczystą planetą Mandalore), bez których nie wyobrażamy sobie dziś Gwiezdnych Wojen. Twórczość z tego wczesnego okresu mimo wszystko odegrała znaczącą rolę w rozbudowie uniwersum. Choć nie powiedziałbym tego z kolei o trylogii powieściowej o Lando Calrissianie z 1983 roku. Te książki są niemal na poziomie Holiday Special, jeśli chodzi o niezrozumienie uniwersum. W stylistyce i konwencji jest im dużo bliżej do… Star Treka niż Star Wars. Daleko mi jednak do przesadnego ich krytykowania, bo – powtarzam – ten okres był dopiero badaniem gruntu, co pasuje do Gwiezdnych Wojen, a co nie. Trylogię o Lando najlepiej jest potraktować jako specyficzną ciekawostkę.
Ciekawostką, a także niewątpliwymi produktami swoich czasów, były również dwa aktorskie filmy o Ewokach: Przygoda wśród Ewoków i Ewoki: Bitwa o Endor. Powstały na fali (nie)popularności kosmicznych miśków po premierze Powrotu Jedi i wyemitowano je w telewizji w 1984 i 1985 roku. Opowiadają o dzieciakach, które rozbijają się na Endorze i przeżywają dziwaczne przygody wespół z galaktycznymi futrzakami. Filmy te były lepiej wykonane niż Holiday Special, choć stylistycznie bliżej im było do m.in. Willow niż Star Wars. Wspomnieć trzeba także o dwóch serialach animowanych, które debiutowały w 1985 roku. Były to Droidy i Ewoki. Pierwszy z nich opowiadał o wczesnych przygodach C-3PO i R2-D2 (naturalnie znajdziemy tu sporo niezgodności z późniejszymi dziełami). Drugi zaś skupiał się na wspominanych już miśkach, które wyjątkowo upodobał sobie George Lucas. Seriale nie były hitami – Droidy skasowano już po pierwszym sezonie, z kolei Ewoki utrzymały się przez dwa. Zainteresowanie Gwiezdnymi Wojnami gwałtownie spadało, co było również przyczyną zakończenia gwiezdnowojennej serii Marvela, która w 1986 roku doczekała się ostatniego, 107. numeru. Jej finał kończy tę pierwszą, wczesną erę w historii EU.
RPG na ratunek: lata 1987– 1990
Końcówka lat 80. to okres bardzo specyficzny. Przede wszystkim – zainteresowanie Gwiezdnymi Wojnami nigdy nie było tak niskie. Nie wychodziły praktycznie żadne książki czy komiksy, a na horyzoncie nie było niczego, co zwiastowałoby powrót do popularności. Jest jednak jedna rzecz, która sprawia, że ten krótki okres okazał się ważny: Star Wars The Roleplaying Game. Pierwsze papierowe RPG na bazie uniwersum Lucasa zostało wydane przez West End Games w 1987 roku. Jest to bardzo ważna pozycja nie tylko ze względu na to, że był to właściwie jedyny nowy content z odległej galaktyki z tego czasu. Do gry ukazała się masa podręczników i innych materiałów wspomagających, które były pierwszym tak obszernym kompendium wiedzy na temat uniwersum. Co prawda w 1984 ukazał się A Guide to the Star Wars Universe, ale zawierał liczne błędy i braki (nie uwzględniono np. komiksów Marvela). Z kolei podręczniki do Star Wars RPG nie tylko uwzględniały dane ze wszystkich źródeł, ale też uzupełniały wiele szczegółów, wyjaśniały nieścisłości, a także wprowadzały masę zupełnie nowych informacji – często o charakterze bardziej technicznym, których nie dałoby się umieścić w fabule powieści czy komiksu. Książki te stanowiły więc wtedy największe i tak naprawdę jedyne dostępne źródło wiedzy na temat uniwersum. Okazało się to kluczowe w latach 90., gdy EU zaczęło rozwijać się intensywniej. Wielu pisarzy Star Wars wspomina, że Star Wars RPG było dla nich nieocenioną pomocą przy tworzeniu powieści czy komiksów. Bez niego najpewniej Expanded Universe nie rozwinęłoby się tak dynamicznie.
To koniec pierwszej części serii artykułów o historii Expanded Universe. Kolejne epizody są w drodze...