Serial kostiumowy Domina w końcu trafia do Polski. Epic Drama emituje odcinki w poniedziałki o 21:30. Kasia Smutniak gra w tej produkcji jedną z głównych ról. Spotkaliśmy się z nią, by porozmawiać o tej wyjątkowej kreacji.
ADAM SIENNICA: Pewnie nieraz pani to słyszała – rola w Dominie jest tak przekonująca, że aż człowiek boi się z panią rozmawiać!KASIA SMUTNIAK: [śmiech] Rzeczywiście, ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Mieszkam w Rzymie, więc ta rola jest tutaj odbierana bardziej osobiście. Myślałam, że widzom nie spodoba się fakt, iż cesarzową Rzymu gra Polka, ale akurat nikt z tym nie miał żadnego problemu. Muszę jednak przyznać, że przez tę rolę niektórzy czasem podchodzą do mnie w inny sposób.
Czy takie skrajne, często emocjonalne reakcje odbiorców traktuje pani jako komplement?
To jest naturalne, że aktora identyfikuje się z postacią. A jeśli rola jest mocniejsza, wydaje nam się, że aktor na pewno jest w prawdziwym życiu taki jak dana postać. Z jednej strony jestem do tego przyzwyczajona, z drugiej – zaskoczona. Chyba bardziej dochodzi to do mnie, gdy jestem poza Rzymem. Pamiętam, jak w ubiegłym roku byłam na festiwalu w Toronto. Mamy miasto w Kanadzie po drugiej stronie globu i taką sytuację: ktoś coś krzyczał, ale nie zrozumiałam co. Chyba ta osoba próbowała wypowiedzieć moje imię i nazwisko. Nagle słyszę: "Livia!". Odwróciłam się i przede mną stał facet z Korei. Powtórzył: "Livia!". Odpowiedziałam mu: "Nie, Kasia". On przyznaje mi rację i pyta: "Livia, co ty tu robisz?". Ta identyfikacja aktora z rolą doprowadza do różnych sytuacji.
Przekaz Dominy jest uniwersalny i wydaje się bardzo ważny...
To wspaniała, fantastyczna rola, ale mi przede wszystkim chodziło o przekaz. To było dla mnie ważne od początku. Miałam okazję pracować z kapitalnymi ludźmi przed i za kamerą – np. z Gabrielą Pescucci, odpowiedzialną za kostiumy (zdobyła Oscara za Charliego i fabrykę czekolady). Od samego początku nas wszystkich łączył przekaz historii i świadomość tego, dlaczego to w ogóle robimy. Opieramy się na faktach, ale niektóre rzeczy trzeba dopowiedzieć. Większość tego, co działo się wokół Livii, staramy się oddać przez pryzmat prawdziwych postaci. Fikcyjnych jest tutaj niewiele, tylko Antigone.
Do tego istotne jest postawienie w centrum kobiety.
Opowiadanie historii ze starożytnego Rzymu z perspektywy kobiecej to coś nowego. Do tej pory zawsze dostawaliśmy punkt widzenia walecznych i umięśnionych mężczyzn. Zawsze pokazywano podboje, wielkość Rzymu i jego bogactwo. A tutaj nagle mamy życie kobiety. To wydawało mi się ciekawe. Do tego odeszliśmy od tej znanej kolorystyki i wizerunku epoki, bo Hollywood narzuciło jeden sposób wizualnej interpretacji epoki rzymskiej. My staraliśmy się trochę to wyrzucić za okno, by posiedzieć z tymi postaciami na przykład w takiej kuchni. I pokazać codzienność kobiet czy rolę niewolników. To, jak rodziły się dzieci. Z nimi też związany jest bardzo filmowy gest – kciuk w górę lub w dół.
Każdy od razu kojarzy to z gladiatorami.
Cesarzowie decydowali nim o losach gladiatorów. Gest ten wywodzi się z rzymskiej tradycji. Jeśli w rodzinie rodziła się córka, ojciec decydował, czy ma pozostać przy życiu, czy nie. Zawsze pokazywano nam Rzym jako coś seksownego, ociekającego splendorem, a my ukazujemy na ekranie taki gest sprowadzony do czegoś tragicznego i dramatycznego.
Dlatego też Domina to serial ważny. Wielu ludzi, widząc zapowiedź serialu historycznego czy kostiumowego, w którym kobieta jest kimś więcej niż matką i żoną, twierdzi, że to nierealistyczne. A prawda jest inna. Tak jak w przypadku pani serialu: mało kto wie, że jest on oparty na faktach z życia Livii. Dzięki temu więcej osób dowie się o tej postaci.
Absolutnie się z tym zgadzam! Gdy usłyszałam, że ma powstać projekt związany z postacią Livii Drussily, to moja reakcja była taka: "Jaka Livia?". Kojarzyłam ją z restauracji Livia Drussila i jednego parku jej imienia. Obecnie w Rzymie mamy posągi wszystkich najważniejszych postaci z historii. Augusta to już z każdej strony. Jego twarz jest tutaj wszędzie. Podobnie jak innych z tego okresu – Agryppa czy Tyberiusza. Livii nie ma. Kiedy poszłam do lokalnej biblioteki, by zebrać książki w ramach przygotowania do roli, okazało się, że jest niewiele informacji o niej. Dostałam pięć książek. Bibliotekarz zaczął mi pokazywać, że tu jest pięć stron o Livii, w następnej trzy strony, w jeszcze innej jakiś fragment. Zdałam sobie sprawę, że muszę w tym zagrać. Być w całym procesie tworzenia tego serialu, bo to jest ważne. Jak to możliwe, że kobieta, która w tych czasach żyła 80 lat obok takiego mężczyzny jak August, praktycznie jest pomijana? Działała w cieniu, bo tak mogła pozostać u władzy. August nigdy nie zostałby cesarzem, którego znamy, gdyby nie było w jego życiu Livii.
Zgadza się. Z relacji historyków wynika, że jej znaczenie dla kariery Augusta jest bezcenne.
Była taką pierwszą feministką. Choć tak naprawdę pewnie były ich tysiące, ale po prostu o nich nie wiemy. To były trudne czasy dla kobiet, które nie miały nawet prawa do własności. Po rozwodach traciły majątki i dzieci. Od tego też zaczyna się historia mojej bohaterki. Traci majątek i wraz z mężem ucieka z Rzymu. Po powrocie po raz drugi wychodzi za mąż. I to za mężczyznę, który zabrał jej wszystko – majątek, ojca i wygodne życie. Była z nim przez tyle lat. To musiała być miłość! Ta historia jest naprawdę niesamowita i cieszę się, że została opowiedziana. Zwłaszcza że w książkach od historii nie ma zbyt wielu informacji o niej.
Młodsze pokolenie nie pozna jej w szkole, więc dobrze, że może obejrzeć taki serial jak Domina. Dzięki temu dowie się, jaką rolę Livia odegrała w historii Rzymu.
Właśnie, można ich zainteresować czymś ważnym i autentycznym. Grałam w wielu biografiach i produkcjach opartych na faktach. W wielu przypadkach odchodziło się od rzeczywistości, by stworzyć ciekawszą historię. Dodawano też postacie fikcyjne. Uważam, że takich rzeczy nie powinno się robić. Wiem to z perspektywy czasu, bo gdy byłam młodsza, nie rozumiałam, jaka odpowiedzialność jest z tym związana. Dlatego już nie chcę grać w takich projektach. Gdy pojawiła się możliwość zagrania Livii, chciałam na siebie wziąć odpowiedzialność i dowiedzieć się, czy to, co mam opowiadać, jest prawdziwe. Simon Burke, showrunner Dominy, który – tak śmiesznie się złożyło – mieszka niedaleko mnie, ma niesamowitą pasję i wie chyba wszystko o tej epoce. Gdy nie byłam pewna, czy coś się wydarzyło, bo nie mogłam znaleźć tego w książkach, Simon mi opowiadał, że w rzeczywistości dana sytuacja wyglądała o wiele gorzej. To pokazuje, że życie czasem jest bardziej szalone niż ludzka fantazja na dany temat.
Widzowie doceniają takie podejście.
Nasza historia jest bardzo dynamiczna. A do tego język jest współczesny i zrozumiały. Takie podejście może zainteresować młodą publiczność. Nadajemy temu dobry rytm. Jednocześnie nie odchodzimy od faktów. Poza tym granie Livii dało mi dużo zabawy. Ona trochę stała się mną...
Co ma pani na myśli?
Z czasem Simon zaczął ją pisać z myślą o tym, jak ją zagram. To była jego reakcja na to, jak świetnie się bawię tą postacią. Czasem dzwonił i pytał: "Kasia, co Livia zrobi, jak powiedzą jej to i to?". Czasami też były sytuacje, gdy się z nim kłóciłam i to ja do niego dzwoniłam z pytaniem: "Co ty mi tu napisałeś? Ona tak nie powie. Zrobiłaby tak i tak". A to wszystko trwało cztery lata. Zaczęliśmy pracować nad tym w 2019 roku, a mamy już 2024.
Jakie są dalsze plany? Może jakaś kolejna rola w stylu Livii?
Nie jest łatwo znaleźć rolę w stylu Livii [śmiech]. Czasami zdarza się coś takiego raz w życiu. Obecnie jestem w trakcie promocji i objazdu z moim filmem dokumentalnym Mur. Od 1 do 9 marca będę z tą produkcją na trasie po całej Polsce. A do tego pracuję nad kolejnym projektem filmu dokumentalnego.
Reżyseria dokumentów tak panią wciągnęła?
Zaczęło się dziwnie, bo od tematu, który tak mnie zaangażował, że stał się częścią mojego życia. Nie myślałam o tym, by przejść na drugą stronę kamery. Ważniejsze było opowiedzenie tej historii o granicy polsko-białoruskiej. To było takie intymne. Chyba wszystko kręci się wokół brania na siebie odpowiedzialności za to, o czym się opowiada. Czasem dla niektórych może wydawać się to błahe, ale opowiadanie historii jest ważne. To zostaje na dłużej z widzem. Teraz na etapie mojego życia mam chęć wziąć na siebie taką odpowiedzialność i opowiadać o czymś, co jest dla mnie ważne.
W skrócie – Domina to bardziej "Gra o tron w starożytnym Rzymie" czy "thriller polityczny"?
Po trochu jedno i drugie. Na pewno jest to serial mniej spektakularny niż Gra o tron, bo nie mamy smoków [śmiech]. Tutaj nie chodziło o spektakularność. Jest bardziej intymnie. Thriller polityczny? Wydaje mi się, że bardziej dramat psychologiczny. Czasem we Włoszech narzeka się na lokalne seriale, w których wszystko dzieje się w kuchni. Tak jest, bo nie ma kasy [śmiech]. Dlatego Domina to coś pomiędzy Grą o tron a takim dramatem rozgrywającym się w kuchni.