Oryginalna saga Gwiezdnych Wojen to zdecydowanie jeden z klasyków kina. Nie ma chyba nikogo, kto by o nich nie słyszał. Z racji licznie występujących w filmie pojedynków, wyścigów, pojazdów, walk czy po prostu robotów, statków kosmicznych i zaawansowanych technologii, przyjęło się uważać, iż jest to seria filmów dla - mniejszych bądź większych, ale wciąż – chłopców. Tymczasem wśród głównych postaci pojawiają się również kobiety, a ostatnio ta tendencja jest wręcz rosnąca. Powstałe w latach 1977-1983, trzy pierwsze części Gwiezdnych Wojen okazały się hitem na skalę ogólnoświatową. Historia najogólniej rzecz biorąc dotyczy zawiłej relacji między ojcem a synem i sprowadza ich postaci do szczytnej idei walki dobra z potężnym złem. Wszystko zostało dodatkowo wzbogacone o nowatorską i przełomową wówczas otoczkę efektów specjalnych i umieszczone w przestrzeni kosmicznej, sprawiając, że oczy, wpatrujących się z niedowierzaniem w ekran odbiorców, dosłownie wychodziły z orbit. Na pierwszy rzut oka, rzeczywiście – miażdżąca większość bohaterów Gwiezdnych Wojen to mężczyźni, którzy dominują zarówno na pierwszym, jak i na drugim planie. Jednak odsetek kobiet ma się całkiem dobrze i udowadnia, że w filmie nie ważna jest ich ilość, a raczej jakość. Najstarsze części Gwiezdnych Wojen zaprezentowały nam postać Lei Organy (Carrie Fisher) – księżniczki planety Alderaan i siostry bliźniaczki Luke’a Skywalkera. Leia to waleczna, pewna siebie kobieta, która nie waha się bronić własnych idei i przekonań. Jej cięty język czyni z niej równego partnera do wszelkich polemik – zarówno na płaszczyźnie flirtu z Hanem Solo, czy podczas dyskutowania z Darthem Vaderem, co, w przeciwieństwie do innych, czyniła bez cienia strachu o własne życie. Na przełomie trzech najstarszych epizodów, Leia przechodzi małą metamorfozę – z księżniczki w opresji staje się wojowniczką, a długie suknie i fryzury porzuca na rzecz mundurów i broni - bynajmniej nie tracąc na tym swojego kobiecego wdzięku. Mimo całego zaangażowania w walkę przeciwko Imperium, wciąż zdarza jej się wpadać w tarapaty, z których w efekcie końcowym ratuje ją silne męskie ramię, jednak gdyby tak przeanalizować wszystkie momenty, w których różni bohaterowie znajdują się w opałach, wychodzi na to, że dziewczyna jest równie sprawnym wybawcą co Luke czy Han. Prawie dwie dekady później powstały trzy kolejne epizody Gwiezdnych Wojen. Stanowią one prequel najstarszej sagi i wbrew chronologii nakręcenia, noszą numerację I, II i III. Wszystko dlatego, że dotyczą historii sprzed wydarzeń przedstawionych w oryginale – opowiadają o losach rodziców Luke’a i Lei - Anakina Skywalkera, przed jego przemianą w Dartha Vadera oraz wybranki jego serca, Padme Amidali. Ich związek od początku był kontrowersyjny, głównie za sprawą różnicy wieku – w pierwszej części, kiedy obserwujemy małego Anakina w wieku lat 9, Padme zostaje nam przedstawiona jako 14-latka. Z czasem między obojgiem zaczyna rodzić się silne uczucie, które trwa aż do kresu życia Amidali, umierającej przy porodzie bliźniąt. Filmowa Padme (Natalie Portman) znacznie różni się od swojej córki Lei. Ma zdecydowanie mniej waleczności, a jej odwaga przekłada się głównie na wystąpienia i działania polityczne – jako królowa, a następnie wysokiej rangi senator, ma siłę by wprowadzać zmiany w obowiązującym systemie. Kiedy jednak wiąże się z Anakinem, a ten, pod wpływem manipulacji zaczyna powoli wstępować na ścieżkę ciemnej strony Mocy, Padme traci całą swoją pewność siebie i tak naprawdę zdana jest tylko na swojego męża. Jej pozycja przestaje się liczyć, a dotychczasowe cele zostają przysłonięte przez sprawy rodzinne i codzienne. Widzowie zaczynają ją postrzegać jako zupełnie rozbitą, nie mogącą poradzić sobie z natłokiem problemów i nieustannie wylewającą łzy kobietę. Mimo wszystko, to właśnie Padme pozostaje najbardziej szykowną i elegancką bohaterką Gwiezdnych Wojen. Jej tytuły i pozycja społeczna obligują ją do tego, by zawsze wyglądać idealnie – w przeciwieństwie do Lei, nie rezygnuje z pięknych strojów, ozdób, czy fryzur, na każdym kroku podkreślając swoją kobiecość. Bunt przeciwko wymaganiom stawianym wobec wizerunku kobiety – świadomy bądź nie - podejmie dopiero jej córka w kolejnym pokoleniu.
źródło: materiały prasowe
W tym miejscu warto zauważyć, że ani Leia ani Padme nie zostały Jedi. O ile w przypadku matki jest to zrozumiałe, o tyle postać córki jest zastanawiająca – urodzona w rodzinie, w której zarówno ojciec jak i brat władają najpotężniejszą w całym wszechświecie Mocą, sama nigdy nie została wyszkolona na rycerza, ani nawet nie wykazywała zainteresowania by nim być. Dwie główne bohaterki kobiece (i tak w zasadzie jedyne podczas sześciu epizodów) zostały wprowadzone w niemal stuprocentowo męski świat bez żadnego uzbrojenia. Nic dziwnego, że chciałoby się odsunąć je na bok, jako te, które trzeba ochraniać, bo same nie są w stanie zadbać o swoje bezpieczeństwo. Padme rzeczywiście w pewnym momencie się poddaje i odchodzi na drugi plan, natomiast Leia podejmuje walkę ze stereotypami i udowadnia, że nie trzeba być Jedi, by skutecznie skopać tyłek przeciwnikowi oraz, że żadnej księżniczce nie ujmuje taplanie się w zsypie na odpady, czołganie w zaroślach w stroju moro, ani nawet... wystąpienie półnago w roli niewolnicy Jabby Hutta. Epizod Lei-niewolnicy jest jednym z najpopularniejszych wcieleń bohaterki i jednocześnie tym, na widok którego najbardziej cieszą się męskie oczy. Oto mamy piękną, młodą kobietę w bikini, a co więcej, jest to ta konkretna kobieta – wysoka rangą księżniczka, która nigdy wcześniej ani nigdy później nie odsłaniała żadnych kawałków swojego ciała poza tymi oczywistymi - dłońmi i twarzą. Zostaje sprowadzona do roli ozdoby, mającej wywoływać przyjemność wzrokową, zarówno w bohaterach, jak i w samych widzach. Zdjęto ją z piedestału i przedstawiono na łańcuchu, w obroży, jako kompletnie podległą swojemu „panu” (ciężko nazwać Jabbę mężczyzną, jednak z pewnością to męskie cechy uosabia). Leia nie daje po sobie poznać, że czuje się upokorzona czy wręcz uprzedmiotowiona – pokornie znosi wszystkie przykrości, by w efekcie końcowym koncertowo wyswobodzić się z opresji i zabić Jabbę własnymi rękami, udowadniając po raz wtóry jak zaradną jest kobietą. Powiedzieć można, że Padme, za czasów panieństwa, również była bardziej żywiołowa i skora do walki – wystarczy przypomnieć sobie jej zaangażowanie w Star Wars: Episode I - The Phantom Menace, gdy razem z Qui-Gonem Jinnem dzielnie wspierała małego Anakina w jego przygodach. Wszystko zmieniło się po jej zamążpójściu, kiedy to rzeczywiście została sprowadzona do roli „żony swojego silnego męża”, od czasu do czasu podejmującej dyskusje o charakterze politycznym, jednak już znacznie mniej oddziałującym głosem. Nie ma w tym jednak absolutnie żadnej zasady. Nie musimy zastanawiać się, czy Leia przypadkiem nie skończyłaby tak samo, gdyby wyszła za mąż, ponieważ odpowiedź mamy podaną razem z premierą siódmej części Gwiezdnych Wojen, Star Wars: The Force Awakens. I wcale nie widzimy tam ubranej w koronę i powabne szaty księżniczki – wiekowa i zupełnie siwa Leia, wciąż dzielnie dowodzi działaniami partyzantów. Jest kobietą praktyczną i przedsiębiorczą, a w dodatku ma już za sobą małżeństwo i macierzyństwo. Stała się taką, jaką nigdy nie miała okazji być Padme. Jednakże, w Star Wars: The Force Awakens, księżniczce Lei poświęcono tylko epizod, zaś rolę główną powierzono nikomu jeszcze wówczas nie znanej Daisy Ridley, która swoją rolą walecznej Rey przyćmiewa w zasadzie cały film.
źródło: kadr ze zwiastuna
Tożsamość dziewczyny tak naprawdę nie jest znana. Zarówno podczas seansu jak i długo po nim, widzowie zastanawiają się nad tym, kim ona może być. Komentarze i dyskusje zdają się nie mieć końca – córką Luke’a, córką Lei, a może potomkinią Obi Wana? Dopóki nie znamy odpowiedzi, nie możemy przeprowadzić analizy jej drzewa genealogicznego, jednak – bezsprzecznie - w Rey drzemią ogromne pokłady Mocy. Odkrywa je w sobie tak, jak przed laty czynił to Luke. Podobnie jak on jest osierocona i wychowywana na pustyni w otoczeniu złomu i robotów, podobnie jak on wykazuje się niezwykłą zaradnością i praktycznością. W porównaniu z Padme i Leią, Rey jest zdecydowanie najmniej kobieca. Nie przyodziewa się w żadne suknie, decydując się na stroje wygodne i niemal męskie. Nie waha się przed zadawaniem ciosów, jest również gotowa na to, by je otrzymywać. I najważniejsze: nie potrzebuje żadnej pomocy, ani tym bardziej trzymania za rękę ponieważ, jak sama twierdzi, radzi sobie w każdej sytuacji. Mamy tym sposobem portret silnej i niezależnej kobiety uniwersum Gwiezdnych Wojen. Rey, jako jedyna przedstawicielka swojej płci, włada mieczem świetlnym, co niedługo uczyni z niej godną tytułu rycerza Jedi. Swoją drogą, fakt nazywania przedstawicieli dobrej strony mocy „rycerzami”, z góry definiuje ich grono jako męskie – jak wiemy, kobieta rycerzem raczej nie bywa, a określenie „rycerka” brzmi trochę niepoważnie... Rey wprowadza małe zachwianie w tym patriarchalnym środowisku udowadniając, że płeć jednak nie gra tu roli i że kobieta może dorównać siłą mężczyźnie. Nowa saga Gwiezdnych Wojen prawdopodobnie obfitować będzie w więcej kobiecych bohaterek. W nadchodzącej części odejdziemy na chwilę od historii Rey, by ponownie cofnąć się w czasie, tym razem aż do lat, w których Luke i Leia byli jeszcze niezależnymi od siebie dziećmi. Tam, podczas pierwszych prób skonstruowania Gwiazdy Śmierci, poznamy Jyn Erso (Felicity Jones) – młodą dziewczynę, która zostaje skonfrontowana z postacią swojego ojca, naukowca wspomagającego budowę śmiercionośnej stacji kosmicznej. Po raz kolejny mamy do czynienia z motywem walki pokoleń, tym razem jednak rola protagonisty spoczywa w rękach nie syna, a córki. Rogue One: A Star Wars Story to zamknięty spin-off całej sagi, który może rozwinąć ciekawe wątki poboczne i dopowiedzieć nowe historie do pustego okresu między Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith a Star Wars: Episode IV - A New Hope. Zwiastuny, choć krótkie, przedstawiają nam bohaterkę jako dzielną buntowniczkę, a oficjalny plakat filmu zajmuje przede wszystkim właśnie jej postać (to wyraźna wskazówka na to, kto będzie tu najważniejszy). Takie przedstawianie kobiety w Gwiezdnych Wojnach to nowość – Rey i Jyn stają się postaciami dominującymi, mając wokół siebie mężczyzn jako tych nieco mniej ważnych. Następuje odwrócenie dotychczasowo przyjętych norm, decydujący głos należy do płci pięknej – taki zabieg może być ciekawą rekompensatą za poprzednie niemal w pełni męskie epizody. O Jyn jednak wciąż nie można zbyt wiele powiedzieć (a przynajmniej do 15 grudnia i premiery Rogue One: A Star Wars Story. Na chwilę obecną wiemy, że dziewczyna należy do grona rebeliantów, a cały film skupia się na niej. O tym, jakie jest jej pochodzenie oraz jakie losy ją czekają, dowiemy się już za tydzień.
fot. Empire
Warto zastanowić się nad przyczyną coraz częstszego wprowadzania kobiet w męski świat. Do tej pory, zarówno męska jak i żeńska część widowni była zaczarowana przez sześć pierwszych epizodów i choć rzeczywiście mieliśmy przez czas ich trwania zaledwie dwie role kobiece, wszystkim to wystarczało. Pełniły one funkcję chwilowej odskoczni od męskiego punktu widzenia, jednak żadna z nich nie była postacią decydującą – filmy skupiały się na Luke’u bądź Anakinie, zaś kobiety pełniły w nich zaszczytną funkcję prawej ręki bohatera. I, być może, zachętę dla kobiecej części publiczności, by w ogóle po tę „chłopięcą fikcję” sięgnąć. Przewrót tak naprawdę następuje dopiero teraz: sytuacja w nowych epizodach zupełnie się zmienia i w chwili obecnej każdy z nich ma swoją własną bohaterkę – najważniejszą, centralną. Choć nowa saga liczy dopiero dwa filmy, proporcja głównych ról żeńskich już zdążyła się wyrównać ze starą. Skąd ta uporczywa tendencja do czynienia kobiet przewodniczkami po fabule? Być może z chęci odróżnienia się od pierwowzoru (w końcu cała nowa produkcja przeszła w inne ręce, a te nie mogą sobie pozwolić na kopiowanie starych modeli), ale także z coraz głośniej rozwijającego się nurtu feministycznego na świecie i oczekiwań mniejszości walczących w imię równouprawnienia. Już po premierze „Star Wars: The Force Awakens,, w publiczności rozległy się skrajne głosy – jedne z nich są absolutnie za tym, by w końcu przekazać pałeczkę kobiecie, natomiast drugie dopatrują się w tym zabiegu wyrównywania płci na siłę. Jednak na pytanie, dlaczego głównymi postaciami w Gwiezdnych Wojnach mają być teraz kobiety, najlepszą odpowiedzią wciąż pozostaje proste: „A dlaczego nie?”. Przecież tym, co liczy się najbardziej, za każdym razem jest historia. Zamiast rozpatrywać kwestię w kategoriach kobieta vs. mężczyzna, lepiej skupić się na kontraście dobro vs. zło – na tej płaszczyźnie nie zmieni się nic, bez znaczenia, czy pierwszoplanowa postać założy spodnie, czy sukienkę. Owszem, uczynienie z kobiety głównej bohaterki sprawia, że prawdopodobnie przyjmiemy jej punkt widzenia, ale gdy mamy do czynienia z tak „męskimi” kobietami jak Rey i Jyn, płeć zdaje się nie grać tu roli. Najlepszym dla samego odbioru filmu będzie dystans i skupienie się na fabule – tak naprawdę to ona za każdym razem jest najważniejsza. Przyglądając się wszystkim najważniejszym paniom, z którymi zdążyliśmy się zaznajomić w dotychczasowych epizodach Gwiezdnych Wojen – to jest: Padme, Lei i Rey – możemy dojść do ogólnego wniosku, że to dopiero bieg wydarzeń ukształtował kobietę tak, by stała się wojowniczką. Zaczynając od królowej, której głównym zadaniem było reprezentowanie swojej pozycji pięknym wizerunkiem, poprzez księżniczkę-buntowniczkę, która zrywa ze stereotypami, docieramy wreszcie do punktu kompletnego równouprawnienia, w którym to kobieta zaczyna myśleć jak mężczyzna i zachowywać się jak mężczyzna. Do tej pory, twórcy Gwiezdnych Wojen przedstawiali nam kobiety wysoko urodzone bądź też wysokie rangą, jednak przecież gdzieś wśród przeciętnych mieszkańców wszechświata, musiały też w tym samym czasie istnieć inne. Wybranie bohaterki do wystawienia na piedestale było podyktowane przez jej pochodzenie – Rey, choć nie pełni ważnych funkcji społecznych, prawdopodobnie również nie jest pierwszą lepszą mieszkanką Jakku, w której przypadkiem przebudziła się Moc... Natomiast Jyn, póki co, wciąż pozostaje zagadką – może to właśnie jej historia naświetli nam sytuacje kobiet, na których nie spoczywa ciężar sławnych przodków ani ważne tytuły? Być może jest po prostu buntowniczką, żołnierzem, która walczy o sprawę? Dziewczyną wychowaną przez wojnę. Może będziemy mieli okazję przekonać się, czy jeszcze przed buntem Lei, gdzieś na peryferiach powoli rodziła się kobieca chęć do walki? Może okaże się, że wojownicza księżniczka została tak naprawdę zainspirowana przez równie wojownicze środowisko, które w zasadzie nigdy nie zostało nam przedstawione? Nadchodząca część Gwiezdnych Wojen ma szansę rozjaśnić widzowi wiele różnych kwestii. Pozostaje nam tylko czekać na to, co będą miały do zaoferowania wszystkie następne, oraz jaki wizerunek kobiecy przemówi do nas z ekranów w niedalekiej przyszłości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj