W Star Wars zagrałbym za darmo – wywiad z Samuelem Barnettem z serialu Netflixa Dirk Gently’s Holistic Detective Agency
11 grudnia na platformie Netflix odbędzie się premiera nowego serialu Dirk Gently’s Holistic Detective Agency z Elijahem Woodem w jednej z głównych ról. Nam udało się spotkać z Samuelem Barnettem, grającym tytułowego Dirka, oraz producentem Arvindem Ethanem Davidem, by ich trochę o tę produkcję wypytać.
DAWID MUSZYŃSKI: W serwisie Netflix debiutuje właśnie serial Dirk Gently's Holistic Detective Agency oparty na serii powieści autorstwa Douglasa Adamsa. Czy w telewizji faktycznie potrzebny jest kolejny fajtłapowaty detektyw?
Arvind Ethan David: Oczywiście, że jest! Zwłaszcza, że nasz serial można traktować jako taki antydetektywistyczny. To nowe i oryginalne podejście do postaci rozwiązującej zagadki. Nie opiera się ona na żadnej dedukcji czy wskazówkach w poszukiwaniu klucza do rozwikłania kolejnej łamigłówki, tylko na czystym szczęściu.
Samuel Barnett: Dla mnie jako aktora takie podejście było bardzo wyzwalające. Nie spotkałem się jeszcze nigdy z postacią, która jest głęboko przekonana o tym, że czego nie zrobi, to i tak rozwiąże daną zagadkę. Mógłby pewnie z domu nie wychodzić, a wpadłby na rozwiązanie. Można nawet powiedzieć, że to jest taka supermoc Dirka.
Ale czy to jest coś nowego, bo mam wrażenie, jakbym to już gdzieś widział?
SB: Bądźmy szczerzy. Przez te ostatnie lata przez telewizję przewinęło się tyle seriali kryminalnych z doskonałymi postaciami, że trzeba się bardzo mocno wysilić, by stworzyć coś niepowtarzalnego. No bo ilu seryjnych morderców może grasować po na przykład Las Vegas i ile razy możemy to w oryginalny sposób pokazać widzom? W pewnym momencie to się robi niepoważne. Wychodzi na to, że jest więcej przestępców niż normalnych ludzi. My poszliśmy w drugą stronę. Nie interesuje nas tak bardzo motyw i sprawca. Wychodzimy z założenia, że to najbardziej oczywiste rozwiązanie jest najprawdopodobniej błędne. Skupiamy się na tym dziwnym sposobie pracy Dirka i jego kolegów. To oni są siłą tego serialu. Poza tym bardzo często ich przygody ocierają się o zjawiska nadnaturalne. My nie chcemy robić serialu, który jest odbiciem prawdziwego życia. To ma być produkcja czysto rozrywkowa.
Jednak po obejrzeniu pierwszych trzech odcinków stwierdziłem, że Dirk swoim zachowaniem bardzo przypomina mi niezdarnego Mr. Magoo.
SB: To bardzo dobre porównanie! (śmiech) Życie Dirka przypomina jeden wielki chaos, w którym większość dobrych rzeczy zdarza się tylko i wyłącznie dzięki szczęściu. Jednak nie chcę pozbawiać Dirka jego zdolności. On potrafi zobaczyć pewne związki przyczynowo-skutkowe, których inni nie dostrzegają. Problem polega na tym, że on przeważnie nie wie, co ma z tymi informacjami zrobić. Dlatego zresztą prowadzi agencję detektywistyczną. Potrzebuje ludzi dookoła siebie, którzy mu pomogą. Popchną w odpowiednim kierunku. Bez nich pewnie by zginął w pierwszych 20 minutach pierwszego odcinka.
Podobnie było w Inspektorze Gadżecie.
AED: Lekcja płynąca z tego brzmi: nie można przejść bezpiecznie przez życie w pojedynkę (śmiech).
Pytanie jednak brzmi, czy przygody Dirka to pomysł na miniserial czy na kilka sezonów. Ile zagadek jest w stanie ten detektyw rozwiązać, nie zanudzając widowni?
SB: Zakończyliśmy właśnie prace nad scenariuszem do 2. sezonu, do którego zdjęcia ruszają już w przyszłym tygodniu. Zabawa z serialami detektywistycznymi jest o tyle prosta, że zawsze jest jakaś zagadka wymagająca rozwiązania. Do tego mówimy o postaci, która w literaturze jest obecna już około 30 lat, więc na niedobór materiału nie możemy narzekać. Moim prywatnym marzeniem jest wyniesienie Dirka na ten sam poziom rozpoznawalności, jakim cieszy się Doktor Who czy James Bond.
Wysoko mierzycie. Ale wracając jeszcze do tej wtórności fabuły, o której mówiliśmy... Myślicie, że widzom nie znudzi się postać detektywa, który ma ciągle szczęście? Przecież musi go ono kiedyś opuszczać.
AED: I tu właśnie pojawiają się kolejne postaci, które pomagają Dirkowi w jego pracy, czyli Todd i Amanda. Ich osobiste historie, przyjaźń i perypetie będą kołem zapasowym tego serialu. To dla nich, a nie dla przeróżnych zagadek widzowie będą wracać do tej opowieści.
SB: W Polsce ten serial będzie miał wkrótce swoją premierę, ale na przykład Amerykanie czy Anglicy już mieli okazję go zobaczyć i znamy ich reakcję. Zostali oczarowani tym, co przygotowaliśmy. Nawiązali więź z bohaterami, a to wcale nie jest takie łatwe. Zobacz, jaka jest obecnie konkurencja w telewizji. Jeszcze 8 lat temu, gdy było mniej seriali, łatwiej było przebić się do widza.
Ale Dirk miał już swoją szansę w telewizji w 2010 roku i został zamknięty po pierwszym sezonie.
AED: Ta dlatego, że tamta opowieść była przeznaczona tylko dla mieszkańców Wysp Brytyjskich. Widzowie z pozostałych krajów mogli się poczuć nieswojo i nie zrozumieć w pełni humoru, który był tam wykorzystany.
A to nie przez to, że to już kolejny detektyw w telewizji? Mieliśmy Monk, Psych, The Mentalist. Mamy Holmesa i Elementary. Temat został chyba mocno wyczerpany?
SB: Nie wydaje mi się. Nasz serial specjalnie wchodzi w tematy nadnaturalne, by nie można było go zamknąć w jednej szufladzie z serialami, które wymieniłeś. Na początku może się wydawać, że to taki sam serial jak wszystkie inne, ale gdy dojdziesz do 6. odcinka, przekonasz się, że jest inaczej. Wydaje mi się, że nawet detektyw Monk by nie doszedł do rozwiązania naszej zagadki (śmiech).
Przez Dirk Gently’s Holistic Detective Agency przewija się sporo postaci. Macie jakąś listę wymarzonych aktorów, których chętnie zaprosilibyście do gościnnego udziału?
SB: W sumie to tylko dlatego przyjąłem rolę Dirka, by za pomocą tego serialu zagrać z kilkoma moimi idolami. Oczywiście, że mamy taką listę. Przynajmniej ja. Co i rusz podrzucam pewne nazwiska producentom. Na razie bezskutecznie… (śmiech)
A kto jest na tej liście?
SB: Skoro mamy Elijah Woods, to fajnie by było namówić Sir Ian McKellen do zagrania jakiegoś czarnego charakteru. Ale takiego z klasą. Z melonikiem, laską i drobnym zakręconym wąsem.
AED: Ciekawy pomysł! W sumie chcemy zasilić naszą obsadę większą liczbą aktorów z Anglii, więc czemu nie!
Ostatnio panuje pewna moda na zatrudnianie angielskich aktorów. Jest ich coraz więcej na rynku, zwłaszcza amerykańskim i hinduskim.
SB: To dlatego, że z Wielkiej Brytanii zaczyna wypływać coraz więcej ciekawych produkcji filmowych i telewizyjnych. Dobrym przykładem jest chociażby Doctor Who, Sherlock czy Ripper Street. Te seriale są dostępne wszędzie i szybko podbijają serca fanów. Kiedyś produkcje BBC były pokazywane tylko na Wyspach. Bardzo rzadko przebijaliśmy się na zewnątrz. W sumie to chyba tylko Mr. Bean i Monty Python's Flying Circus ludzie znali i podziwiali. Reszta przemknęła niepostrzeżenie. Teraz wszystko jest dostępne na Netflixie, gdziekolwiek jesteś. To wspaniały okres zarówno dla twórców, jak i dla aktorów.
AED: Samuel, wyobraź sobie, że Dirk Gently’s Holistic Detective Agency będzie miał swoją premierę jednocześnie w 22 krajach. Czy ty to ogarniasz? Twoja postać przemówi w 22 językach. To jest szaleństwo. Piękne szaleństwo. Dwa tygodnie temu byłem w Malezji i przywitała mnie ogromna grupa fanów, którzy czekają na ten serial. W Malezji!!! To są rzeczy, o których nie myślisz, siedząc zamknięty na planie w Vancouver, gdzie kręcimy ten serial. Nagrywamy poszczególne sceny i rozchodzimy się do domów. Dopiero przy takim press junkecie jak z Tobą, drogi Dawidzie, zaczynam rozumieć, jak dużą rzecz robimy. Globalną.
Samuelu, to w takim razie jak zareagowałeś na informację, że dostałeś rolę w tej produkcji?
SB: Byłem w niezłym szoku. Nie myślałem, że Brytyjczyk wygra casting do amerykańskiej produkcji. Dobra, już widzę po twojej minie, że chcesz zapytać: „To po co startowałeś w castingu?”. Odpowiedź jest prosta: bo na tym polega mój zawód. Biorę udział w kilkunastu castingach, licząc, że gdzieś się załapię. Na ten nawet nie pojechałem, tyko wysłałem plik video. Następnie miałem zdjęcia próbne z Elijahem w Los Angeles, po których nastała cisza. Wróciłem więc do domu, bo co będę siedział w hotelu nie wiadomo ile. Nagle w środku nocy zadzwonił telefon (jak wiesz pomiędzy Londynem a Los Angeles jest duża różnica czasu) z informacją, że dostałem rolę Dirka. Na początku nie ogarniałem. Jak każdy, kto zostaje obudzony o 3 nocy. Trochę trwało, nim to do mnie dotarło. Powiedziałem tylko szeptem, tak by nikogo nie obudzić, „ok”, kuląc się pod kołdrą.
Rozumiem, że reakcja, gdy dowiedziałeś się, że Elijah Wood dostał rolę Todda, była już bardziej spontaniczna?
SB: Jestem wielkim fanem The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring. Prawie że psychofanem tej trylogii, więc gdy go tylko zobaczyłem na planie i uświadomiłem sobie, że będę mógł się wszystkim pochwalić, że gramy w jednym serialu, to podskoczyłem z radości. Na dodatek to jest naprawdę fajny, wyluzowany gość. Wprowadza na planie atmosferę zabawy i ciepła.
Ale nie mówiłeś do niego „Frodo”?
SB: Żartujesz? Dwa miesiące zajęło mi zebranie się w sobie, by w ogóle poruszyć temat pracy przy Władcy Pierścieni i poprosić go, by pokazał swój tatuaż „Drużyny Pierścienia”.
I pokazał?
SB: Nie miał wyboru (śmiech). Byłem bardzo stanowczy.
Do kin wchodzi właśnie Rogue One: A Star Wars Story. Jesteś fanem Gwiezdnych Wojen?
SB: A kto nie jest? Bardzo się cieszę, że Disney postanowił rozwijać to uniwersum, tworząc dalsze historie i dodając bohaterów. To oznacza, że może i ja kiedyś wystąpię w jednym z tych filmów jako wojownik Rebelii albo rycerz Jedi (śmiech).
Czyli tylko walka z Imperium wchodzi w grę?
SB: Szczerze? Nawet gdyby mi zaproponowali zagranie stromtroopera, to bym się zgodził. Wystąpienie w takim wielkim przedsięwzięciu z długą historią to wystarczająca motywacja. Cholera, ja bym nawet za to wypłaty nie wziął!