#MeToo światło nadziei. Dlaczego przygasło…
Me Too to ruch obywatelski, który został stworzony w reakcji na wszechobecną przemoc seksualną stosowaną wobec kobiet. Zjednoczone ofiary i działacze rozpoczęli kulturową rewolucję, której symbolem stał się wymowny hashtag #MeToo.
5 październik 2017 rok. Dzień, w którym po raz pierwszy na szeroką skalę wybrzmiał cichy krzyk poszkodowanych kobiet. Dzień, który złożył obietnicę zmiany ponurej rzeczywistości i zbudował podwaliny pod wielkie przemiany kulturowe. Przełomowy czas obnażył łajdacką i najbardziej haniebną stronę branży rozrywkowej. To wówczas wyszły na jaw informacje o odrażającym postępowaniu jednego z kolosów przemysłu filmowego, producenta i współzałożyciela firmy Miramax – Harveya Weinsteina. W tym dniu zaczęto upominać się o porzuconą gdzieś sprawiedliwość. 5 października 2017 roku dał impuls do rozwoju wspólnoty, zrzeszającej ofiary przemocy seksualnej na całym świecie. Tym samym upoważnił do odważnego mówienia o przebytych traumach oraz głośnego wołania o pomoc.
Artykuł sprawiedliwości
Choć historia Me Too sięga początków 2000 roku, okres rozkwitu obywatelskiego ruchu wypadł znacznie później. Tak naprawdę na burzliwą rewolucję społeczną złożyło się kilka czynników, do których ręce przyłożyło wiele kobiet. Pionierkami ważnych zmian stały się dziennikarki amerykańskiego pisma – The New York Times, na którego łamach pojawił się artykuł demaskujący nieakceptowane występki na tle seksualnym Harveya Weinsteina. Jodi Kantor i Megan Twohey ujawniły wówczas informacje o trzech dekadach skandalicznych czynów producenta, oczywiście o charakterze seksualnym. Gruba ryba filmowego środowiska została oskarżona o wieloletnie molestowanie pracownic, aktorek, kobiet mniej lub bardziej związanych z jego otoczeniem. Upubliczniony tekst bazował na konkretnych dowodach, powołując się na zeznania świadków i samych ofiar. Pokrzywdzone kobiety, które ośmieliły się głośno powiedzieć o swoich krzywdach, po raz pierwszy zostały wysłuchane, a ich historie poszły dalej w eter. Przez te wszystkie lata, poniżone osoby musiały zmagać się z uczuciem potępienia i wstydu, a co gorsze mierzyć się z niepodważalną pozycją wyższego rangą człowieka. Uciszanie i zbywanie przez prawników oprawcy trwało w najlepsze, do momentu głośnego sprzeciwu.
A był on wyjątkowo donośny, zwłaszcza iż mówimy o gigantycznej liczbie pokrzywdzonych. Do końcówki 2019 roku zgłosiło się ponad 80 ofiar molestowania, jakiego dopuścił się Harvey Weinstein. Przed publikacją The New York Times zaledwie jedna kobieta odważyła się zgłosić sprawę na policję. Jednak mimo uzyskania dowodu – nagrania, w którym producent przyznał się do obmacywania kobiet – prokuratura umorzyła sprawę. Wśród ofiar Weinsteina znalazły się zwykłe pracownice, ale także gwiazdy wielkiego formatu – Angelina Jolie, Eva Green, Uma Thurman, a teraz wiadomo nawet o Pierwszej Damie Kalifornii - Jennifer Siebel Newsom. W toku sprawy wyłoniły się zarzuty o propozycjach stosunku w zamian za filmowe role, dotykanie bez zgody, a także wiele przypadków gwałtu. Harvey Weinstein odpowiedział przed sądem, który uznał go za winnego popełnionych czynów, skazując mężczyznę w lutym 2020 roku na 23 lata więzienia. I choć żaden wyrok nie zrekompensuje ofiarom traumatycznych doświadczeń, wygrana sprawa stała się symbolem nowego rozdziału – większej świadomości w aspektach przemocy seksualnej na szczeblu zawodowym i nie tylko. A z pewnością większej wrażliwości na ból, z jakim borykają się ofiary napaści. W sprawie Weinsteina wciąż napływają nowe fakty i następne oskarżenia. Skala wyrządzonych krzyw jest ogromna. W październiku 2022 rozpoczęła się kolejna rozprawa, tym razem w Los Angeles, gdzie postawiono mężczyźnie 11 zarzutów gwałtu i napaści na tle seksualnym. Grozi mu do 140 lat odsiadki.
#MeToo i Me Too
Po wstrząsającym artykule Jodi Kantor i Megan Twohey nastąpił przewrót. Era Me Too nabrała blasku, ale przyczyniła się do tego jeszcze jedna osoba. Mianowicie aktorka Alyssa Milano, która zwykłym kliknięciem zrzeszyła masę skrzywdzonych serc. Milano opublikowała post na swoim Twitterze, apelując do ofiar przemocy seksualnej o otwarcie i szczere wyznanie, ale bez naruszania ich intymności. Wystarczyła prośba o jeden, skromny gest – hashtag #MeToo na swoich kontach społecznościowych. Wpis opierał się na próbie poderwania do działania pokrzywdzonych kobiet, za sprawą załączonego cytatu:
Zdjęcie z nawołującym do działania stwierdzeniem artystka opatrzyła słowami:
Na odzew nie trzeba było długo czekać. Błyskawiczne reakcje ożywiły portale. Wydaje się, że sama Milano nie była świadoma rozmachu swojego drobnego czynu. 15 października 2017 obudziła w sercach skrzywdzonych kobiet potrzebę podzielenia się ze światem własną traumą. W ten sam dzień post aktorki został udostępniony przez ponad 50 tysięcy osób, a w ciągu zaledwie jednej doby pojawiło się blisko 500 tysięcy tweetów i przeszło 12 milionów wpisów z #MeToo. Krótki, ale dobitny zwrot poskutkował na tyle, że rzesza ofiar zalała media społecznościowe historiami o molestowaniu, gwałtach czy seksizmie. Do ofiar przemocy seksualnej dotarło, iż ich wstydliwe przeżycie, niesłusznie zamiatane pod dywan, jest patologicznym doświadczeniem, które nigdy nie powinno się wydarzyć. Co więcej, zrozumiano, że ich osobista tragedia to nieodosobniony przypadek. Cały świat zmaga się z plagą przestępstw na tle seksualnym. I jeśli ofiary nie zaczną mówić głośno i walczyć o sprawiedliwość, inne, nieświadome osoby mogą paść łupem niepohamowanych zwyrodnialców.
Milano za sprawą jednego hashtagu stworzyła wirtualną społeczność złożoną z masy poszkodowanych osób. I to nie tylko w granicach jej państwa. Zwrot zaczął wybrzmiewać w rozmaitych wariacjach w przeróżnych językach. Media społecznościowe rozpaliły płomienne reakcje na przejmujące opowieści o przeżytej napaści seksualnej. Hiszpanię i Amerykę Łacińską obiegło #YoTambién, Włochy #QuellaVoltaChe, Kanadę #MoiAussi, a Szwecję #tystnadtagning. Francja natomiast obrała sobie slogan #BalanceTonPorc, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „zdemaskuj swoją świnię”. Tym tropem podążało wiele pokrzywdzonych osób, oczywiście otwierając się na tyle, na ile pozwalała im trauma. #MeToo dotarło nawet do krajów, które ze względów religijnych lub politycznych umniejszą tragedii gwałtu czy molestowania. W tych miejscach na Ziemi niezwykle trudno jest o próbę szukania sprawiedliwości w sytuacji przemocy seksualnej wobec kobiet, zwłaszcza jeśli przemoc fizyczna jest na porządku dziennym. Szczególnie utrudnia to patriarchalny do szpiku kości system. Jednakże echo ruchu odbiło się również i w tych najbardziej rygorystycznych krajach. Dla przykładu: w Tunezji pod postacią hasła #EnaZeda, w Palestynie #AnaKaman, w Libanie #MeshBasita, a w Pakistanie #MainBhi.
Milano nie zdawała sobie jednak sprawy, iż Me Too funkcjonowało w społeczeństwie już od 2006 roku. Nie była również świadoma, jaka historia stała za pierwszym użyciem hasła. Kobietą, która powołała je do życia, była Tarana Burke – aktywistka i działaczka na rzecz praw człowieka oraz praw obywatelskich. Rozpoczęła pracę nad ruchem Me Too po tym, jak 13-letnia dziewczynka wyznała jej, że padła ofiarą molestowania seksualnego. Choć o krzywdzie dziecka Burke dowiedziała się w 1997 roku, nie była w stanie wówczas odpowiednio zareagować i jakkolwiek wspomóc skrzywdzoną. Tak naprawdę nie wiedziała, jak powinna się zachować i jakie kroki należało podjąć w zaistniałej sytuacji. Przemilczała sprawę, bo do takiej reakcji przyzwyczaiła społeczna mentalność. To też skłoniło ją do refleksji, iż społeczeństwo nie jest odpowiednio przygotowane na podobne przypadki. W 2006 założyła organizację Just Be Inc i rozpoczęła działania na rzecz ruchu Me Too, który później stał się ikoną walki z przemocą seksualną. O aktywizmie Burke Milano dowiedziała się niedługo po zapoczątkowaniu internetowych wyznań, dając działaczce wsparcie w Good Morning America.
Tylko czarne suknie i wysokie obcasy
Ruch Me Too zapoczątkował erę większej świadomości dotyczącej przypadków napaści seksualnej w obecnym świecie. Internetowe przebudzenie dało impuls do działania wielu odważnym kobietom, które spróbowały zawalczyć z ogólnym zjawiskiem przemocy na tle seksualnym. Niektóre z nich podjęły starania, aby przeciwstawić się nieakceptowanemu wykorzystywaniu kobiet w sferze zawodowej. Temu wszystkiemu przyświecać miało również dążenie do równości płci w miejscu pracy, w tym zniesienie zróżnicowanych płac i zapobieganie upokarzającemu traktowaniu płci pięknej. W tym celu powstała organizacji non-profit o nazwie Time’s Up, która zobowiązała się do wsparcia ofiar napaści seksualnej oraz dążenia do stworzenia bezpiecznych warunków w miejscu pracy. Została zapoczątkowana przez grupę ponad 300 kobiet w Hollywood, z wysoko postawionymi liderkami: Reese Witherspoon, Natalie Portman i Shondą Rhimes. Podjęła kroki, by nie tylko wesprzeć finansowo ofiary molestowania, ale też stworzyć nową rzeczywistość, w której każdy otrzyma równe szanse na sprawiedliwe traktowanie w sferze zawodowej.
I ta wizja równouprawnienia kobiet pokrywała się z całą polityką ruchu. Jednak akcja #MeToo przede wszystkim zakładała, że należy oddać pokrzywdzonym głos. Na stronie grupy zamieszczono deklaracje o chęci rozjuszenia kulturowej transformacji poprzez "zachęcanie milionów do mówienia o przemocy seksualnej i molestowaniu”. Mottem wszystkich działań stało się hasło "wzmocnienie poprzez empatię". Za jego pomocą propagatorzy ruchu pokazują, że zrozumienie osobistej tragedii każdej molestowanej lub zgwałconej osoby wywołuje u nich refleksję, iż nie są oni osamotnieni w swoim cierpieniu. Burke, skupiając się na wyrażeniu empatii i zjawisku uzdrowienia, miała nadzieję stworzyć społeczność ocalałych, którzy razem idą naprzód. Pracowała nad zwiększeniem skali swojej organizacji i wsparciem dla ofiar napaści seksualnej poprzez "zapewnienie szkoleń i rozwoju w zakresie przywództwa, a także doradztwa dla społeczności wokół działań wspólnotowych". Założycielka chciała, aby ludzie zrozumieli, że ruch Me Too to coś więcej niż tylko hashtag. To "początek większej rozmowy" i przestrzeń do "uzdrowienia społeczności".
W tym przydatna okazała się organizacja Time’s Up. Choć ostatni czas pokazuje, iż została ona zbudowana na niewłaściwych fundamentach, należy przyznać, że powołany do życia Fundusz Obrony Prawnej Time's Up pomógł przebrnąć przez prawne aspekty tysiącom pokrzywdzonych osób. Organ administrowany przez National Women's Law Center w Waszyngtonie, zapewnił prawniczą pomoc ponad 6000 ofiarom molestowania seksualnego, opłacił koszty prawne w 330 sprawach, zagwarantował wsparcie społeczne dla 130 spraw i po dziś dzień przyjmuje nowe zgłoszenia. Niebywałym sukcesem było także zgromadzenie środków na otworzenie tego funduszu. W ciągu pierwszych 10 miesięcy działalności organizacja zebrała ponad 22 miliony dolarów od prominentnych przedstawicieli branży. I to wręcz od najbardziej rozpoznawalnych twarzy środowiska rozrywkowego: Oprah Winfrey, Meryl Streep, Shondy Rhimes, Katie McGrath. Ważnym darczyńcą była również agencja CAA. Zresztą samo publiczne obwieszczenie, iż grupa rozpocznie działania wsparcia wobec ofiar przemocy seksualnej w miejscach pracy, przyciągnęło uwagę społeczności. Podczas Złotych Globów 2018 kobieca strefa zaaranżowała popis wizualny – panie symbolicznie przywdziały czarne kreacje. Wspomagali te idee również mężczyźni – wielu wybrało czarne smokingi z przypinkami „Time’s Up”. Wielkim sławom – Meryl Streep, Emmie Watson, Michelle Williams, Susan Sarandon, Laurze Dern, Shailene Woodley, Amy Poehler oraz Emmie Stone – towarzyszyły aktywistki na rzecz praw kobiet czy walki z przemocą seksualną.
Jak jednak wypadną wystawne suknie i szpilki w obliczu wewnętrznych konfliktów i chwiejnych relacji? Tak, jak się domyślacie – wyjątkowo źle. Piękne słowa o walce w imieniu pokrzywdzonych przykryły ciemne pogłoski o rozłamie grupy przez konflikt interesów. Różnice podejść i kierowanie się znajomościami poważnie zaburzyły koncepcję Time’s Up. Główną przyczyną rozpadu grupy był skandal Cuomo, w którym ujawniono, że liderzy organizacji doradzali gubernatorowi stanu Nowy Jork po tym, jak został oskarżony o molestowanie seksualne. Haniebne poczynania doprowadziły do rezygnacji z funkcji prezesa Tiny Tchen, przewodniczącej zarządu Roberty Kaplan, a następnie odejścia zdecydowanej większości członków zarządu i zwolnienia prawie wszystkich pracowników Time's Up.
Oliwy do ognia dolewały spory o charakterze misji organizacji. Niektórzy członkowie apelowali, aby Time's Up skupiała się na nadużyciach w przemyśle rozrywkowym, podczas gdy inni zwracali uwagę na przypadki molestowania w zupełnie innych sferach, np.: opiece zdrowotnej, rolnictwie czy w środowiskach technologicznych. Nawet w obrębie przemysłu rozrywkowego istniało poczucie, że problemy znanych aktorek miały pierwszeństwo przed problemami, z którymi borykały się mniej znane kobiety z branżowego rzemiosła. Kwestią sporną okazała się również hierarchia priorytetów – wielu chciało, aby w centrum uwagi pozostawały patologie w miejscu pracy, inni zaś zwracali uwagę na szersze kwestie związane z płcią, dotykając nawet prawa do aborcji. Tak czy tak, grupa Time’s Up rozczarowała stronnictwa aktywistów, a co gorsze zawiodła osoby naprawdę potrzebujące pomocy. Okazała się kolejną nieudaną próbą w zwalczaniu najgorszych ludzkich cech. Decyzje z 2021 roku oburzyły wielu. Alison Turkos, aktywistka i osoba, która przeżyła napaść seksualną, wprost pytała:
Zmiany bez dna
Nie można powiedzieć, że wszystkie akcje na rzecz Me Too okazały się niepowodzeniem. Choć rzeczywiście wciąż trudno wiwatować z powodu rozwiązania problemu przemocy seksualnej, tak ruch ten zapoczątkował coś wielkiego. Rozpoczął nowy rozdział, w którym jeszcze wiele może się zmienić. Akcja #MeToo dała możliwość wypowiedzi, tym, których pozbawiono głosu podczas aktu napaści seksualnej. Uwrażliwiła społeczeństwo na ludzką krzywdę, pokazując z jak wielką skalą problemu mamy do czynienia. Zebrano fundusze na prawną pomoc pokrzywdzonym oraz walczono o zmiany w przepisach, tak aby zapanowały w zawodach równość i sprawiedliwość. Zwykły hashtag wywołał internetową rewolucję, która dotarła do przeróżnych zakątków świata. Sukcesem okazały się zmiany bezpieczeństwa na międzynarodowych imprezach filmowych. Aktywiści wpłynęli wówczas na organizatorów festiwali, na których to molestowanie i gwałty spowszechniały. Historia włoskiej aktorki Asi Argento jest tego dobitnym dowodem. Kobieta opowiedziała zszokowanemu tłumowi na Festiwalu Filmowym w Cannes w 2018 roku o swoim traumatycznym doświadczeniu. Nie zgadniecie, kogo wskazała za winnego.
Organizacja festiwali uległa zmianie. Niezaprzeczalnie. Wielkie imprezy, w tym w Cannes, oferują gorące linie do zgłaszania molestowania seksualnego. Berlin zaostrzył kodeks postępowania, narzucając na wszystkich uczestników (również wielkich filmowców czy szefów branży) European Film Market zasady, które zakazują "wszelkich aktów przemocy, nadużyć lub molestowania słownego, fizycznego, seksualnego lub innego rodzaju wobec pracowników, gości i partnerów" i dają festiwalowi prawo "do odmowy (cyfrowego i fizycznego) dostępu do imprezy, jej obiektów, wydarzeń i miejsc bez wcześniejszego powiadomienia" każdemu, kto postępuje wbrew kodeksowi. Zmiany zauważalne są również w organizacji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto, a w sprawie hiszpańskiego festiwalu w San Sebastian debatuje się nad zaostrzeniem reguł dla przyszłych wydarzeń.
Smutny jest fakt, iż pracownicy branży rozrywkowej wciąż doświadczają nadużyć w Hollywood. Mówią o tym konkretne dane Women in Film, zebrane na 5. rocznice prasowego oskarżenia Weinsteina o przemoc seksualną. Wyniki wskazują na poprawę świadomości w zakresie molestowania w miejscu pracy, ale większość ankietowanych rozwiewa nadzieje na skuteczną walkę z napaścią na tle seksualnym. Dane plasują się następująco:
– ponad 70% respondentów stwierdziło, że kultura wokół nadużyć, molestowania i niewłaściwego postępowania w Hollywood "nieco się poprawiła";
– 69% podało, że osobiście doświadczyło nadużyć lub niewłaściwego postępowania w ciągu ostatnich pięciu lat;
– 30,9% wskazało, iż niewłaściwe zachowanie lub nadużycie przytrafiło się znajomym.
Poważny zarzut skierowany w stronę Me Too to koncentracja na problemach większych gwiazd, kiedy to szeregowe pracownice nie mają siły przebicia. Nie wspominając już o szarych Kowalskich, które nie wywodzą się ze środowisk wielkiej branży filmowej. W tym rozumieniu wysoko postawione aktorki i menadżerki, które użyczyły swoich historii i sławy dla sprawy, miały po prostu łatwiej, by zwrócić uwagę na całokształt problemu. A kobiety pracujące w niższych warstwach, np. przy produkcji filmów – od kamery poprzez dźwięk aż po montaż – mimo że również doświadczyły podobnego traktowania, bez gwiazdorskiego rozgłosu było im niezwykle trudno zawalczyć o sprawiedliwość. O ile w ogóle decydowały się na taki ruch. Kulą u nogi pozostają niezmiennie reakcje szefostwa. Do tej pory nastawienie przełożonych do ewentualnych zgłoszeń o nadużycia pozostawia wiele do życzenia.
Ruch Me Too w okresie hucznego powstania był światłem nadziei na zmianę ponurej rzeczywistości. Rozpoczął utopijną akcję walki z przemocą seksualną w różnych strefach życia. Otoczył wsparciem pokrzywdzone osoby, oddając im zagarnięte prawo głosu. Choć przeciwnicy stronili od powagi społecznych akcji, prawdą jest, że wielu oprawców, również najwyżej postawionych biznesmenów, spadło z wysokich szczebli, boleśnie obijając się o dno. Niestety dotyczyło to również mężczyzn, którzy niesłusznie zostali oskarżeni o molestowanie czy gwałt w miejscu pracy. Idea ruchu, która przyświecała potrzebującym, została wykorzystana do wstrętnych celów, tworząc z pokrzywdzonych oprawców, a z oskarżonych ofiary. Konflikty wewnętrzne, różnice interesów grup powstających z ramienia Me Too rozczarowały nie tylko działaczy, ale przede wszystkim tych, dla których takie organizacje to ostatnia nadzieja. Cieszę się, że świat zaczyna zauważać tak istotny problem, jakim jest przemoc seksualna. Jestem wdzięczna za powołanie do życia wszystkich grup, przeprowadzenia wielu akcji społecznych i działań na rzecz zmiany prawa. Ale gorzki smak pozostaje. Jest niedosyt i rozczarowanie przedkładaniem własnych interesów nad dobro prawdziwych ofiar. Skandalem są sytuacje, w których wykorzystuje się ruch walczący z przemocą seksualną do oskarżania niewinnych osób. To nigdy nie powinno mieć miejsca, jeśli chcemy, aby świat zmienił nastawienie do zjawiska przemocy seksualnej.
18 listopada do kin w Polsce zawita film Jednym głosem, który pokazuje kulisy powstania raportu New York Timesa, o którym między innymi traktuje powyższy artykuł.
Źródło: hollywoodreporter.com, time.com, vanityfair.com, nytimes.com, spidersweb.pl, zycie.hellozdrowie.pl, rp.pl