Uwielbiam Pijanego mistrza – wywiad z Nickiem Frostem, gwiazdą serialu Into the Badlands
Nick Frost to popularny brytyjski aktor, znany ze współpracy z Simonem Peggiem i Edgarem Wrightem przy filmach Wysyp żywych trupów, Hot Fuzz czy To już jest koniec. Aktor opowiada nam o kręceniu scen walk, swojej roli i zamiłowaniu do kina kopanego. Serial Into the Badlands emitowany jest u nas przez AMC Polska.
Serial Into the Badlands to wyjątkowa mieszanka gatunkowa, która czerpie z kina kung-fu z Hongkongu, opowieści postapokaliptycznych oraz historii fantasy.
Dołączający do obsady drugiego sezonu Nick Frost wciela się w postać Bajiego, którego sporo łączy z granym przez Daniel Wu Sunnym.
Czytaj także: Relacja z naszej wizyty na planie 2. sezonu Into the Badlands
Premiera już niedługo, a tymczasem aktor opowiedział nam o pracy nad serialem.
ADAM SIENNICA: Pod koniec ubiegłego roku odwiedziłem plan drugiego sezonu Into the Badlands, gdzie rozmawiałem z Danielem Wu, który opowiadał o choreografii walk i... o tobie. Wspomniał wówczas: "Nick Frost to dopiero potrafi się ruszać!". Co takiego zrobiłeś, że tak mu zaimponowałeś?
NICK FROST: [śmiech] Tak naprawdę to nie wiem. Trochę trenowałem sztuki walki, więc nie wszedłem na plan kompletnie zielony. Wiedziałem, co robię. Trzy lata temu nauczyłem się też tańczyć na potrzeby filmu. A kiedy umiesz tańczyć, odtwarzanie choreografii walk staje się łatwiejsze. Poza tym Bajie ma swój własny styl. Bije się bardziej jak facet na ulicy, jak zapaśnik albo gość w barze. Powiedzmy sobie szczerze: gdyby Bajie popisywał się widowiskowymi kopniakami, wyglądałoby to niedorzecznie. Wiesz, o co mi chodzi? To po prostu by nie pasowało do postaci, więc przygotowali choreografię walk specjalnie pode mnie. Bardzo mi się to spodobało. Kupa frajdy.
Jak z twojej perspektywy wyglądał proces kręcenia scen walk?
Scenę trwającą trzy minuty kręci się jakieś dziesięć dni. Wcześniej nie pracowałem przy niczym, co utrzymane było w stylistyce kina z Hongkongu, więc byłem pozytywnie zaskoczony i zadowolony. Wszystko zaczyna się od przygotowań ekipy kaskaderów, którzy trenują sekwencje ciosów. Naraz uczą się maksimum do dziesięciu ruchów. Kiedy są zadowoleni z efektu, dopiero wówczas pracują z aktorami nad choreografią. A potem na planie kręcimy rzeczone ruchy. Gdy rezultat będzie zadowalający, uczymy się kolejnych dziesięciu. To bardzo łatwy sposób, żeby zrobić to dobrze. No okej, może nie jest to aż tak łatwe, bo jednak trzeba się wysilić i cały czas być skoncentrowanym. Dla mnie jednak sposób ten jest lepszy niż uczenie się pełnej choreografii, którą trzeba ciągle powtarzać.
Przed pierwszym sezonem obsada przeszła specjalne szkolenie ze sztuk walki. Czy ciebie również wysłano na podobny trening?
Nie, choć reszta ćwiczyła przez pięć tygodni. Ja w tym czasie kręciłem serial w Anglii, a potem pojechałem na wakacje. Przegapiłem szkolenie... może coś tam liznąłem przez dwie godziny. Tak jak wspomniałem, gdy miałem trzydzieści cztery czy trzydzieści pięć lat, trenowałem przez dwa lata kick-boxing, więc wiedziałem, jak wyprowadzić cios. Znałem dobrze podstawy. Poza tym zawsze starałem się być w dobrej formie.
A miałeś okazję obejrzeć pierwszy sezon Into The Badlands?
Pewnie. Obejrzałem go, kiedy już wiedziałem, że zagram. I naprawdę mi się spodobał. Historia była ciekawa, walki dobre, a postacie świetne. W Grze o tron czasem niektórych bohaterów widzimy tylko przez krótką chwilę, ale i tak mają udaną i interesująco rozpisaną fabułę. I podobnie przedstawiono ludzi w tym serialu. Pierwszy sezon był bardzo wierny celowi, który chciano osiągnąć, czyli stworzeniu realistycznej historii ze sztukami walki. I z tego, co czytałem w internecie, ludziom też się spodobało.
Na planie serialu byłem bardzo zaskoczony scenografią, kostiumami i skalą całego przedsięwzięcia, która wydaje się większa niż przy poprzedniej serii. Czy też miałeś takie wrażenie?
Zdecydowanie! Myślę, że wykorzystano szansę, by ulepszyć każdy aspekt serialu. Pamiętam, że natknąłem się na krytykę pierwszego sezonu, mówiono, że jest zbyt poważny. Trudno nie być poważnym w tym gatunku. To tak powinno wyglądać. Ale chyba z tego powodu mnie zatrudnili, by wprowadzić trochę humoru. Postać Daniela, Sunny, zachowuje się w pierwszym sezonie bardzo serio, ale teraz, gdy przebywa z moją postacią, rozluźnił się i rozchmurzył. Sądzę, że widzom spodoba się inne oblicze Sunny'ego, które Bajie z niego wyciągnie.
Widziałem pierwszy odcinek. Bajie był zabawny, fakt, ale jednak przede wszystkim poważny i intrygujący.
Myślę, że Bajie może być i taki, i taki. Jesteśmy ludźmi, więc każdy jest jednocześnie poważny i zabawny. I to chciałem pokazać. Bajie nie traktuje życia zbyt serio, jest przemądrzały, potrafi rzucić żartem, kiedy trzeba, ale jednocześnie ma tajemnice, przeszłość, rzeczy, których się boi i których się wstydzi.
I to chyba jest najbardziej interesujące. Bajie jest jedną z bardziej ludzkich postaci w serialu.
Dokładnie. To ktoś, z kim widz będzie mógł się utożsamiać.
A jak będzie się rozwijać jego relacja z Sunnym? Możesz coś zdradzić?
Będzie się rozwijać, zdecydowanie. Na początku Sunny go nie lubi [śmiech]. Bajie jest nieustępliwy, więc z czasem po prostu zmusi Sunny'ego do tego, by go jednak polubił [śmiech]. W tej relacji do końca nie wiadomo, kto kogo wykorzystuje. Czy Sunny Bajiego, czy on Sunny'ego, bo widzi w nim szansę na ucieczkę z tego miejsca. To dość interesujący motyw.
Into the Badlands to wielka, szalona mieszanka gatunkowa. Co w niej jest dla ciebie najbardziej interesujące?
Kiedy oglądałem pierwszy sezon, byłem zachwycony, że robią serial w stylu kina kopanego z Hongkongu. Bez ugrzecznień. Nawet krew się leje, jak komuś łeb obcinają. Serial jest wierny swoim korzeniom. Nie sądzę, by ktokolwiek inny kręcił obecnie coś takiego w telewizji. To dla mnie ekscytujące, bo nigdy nie chciałem grać w amerykańskich serialach. Spotkałem się z twórcami, powiedzieli mi wszystko o tym, co chcą osiągnąć, czego ode mnie oczekują i że będą kręcić w Irlandii. Serio! Pozbawili mnie wszelkich wymówek, nie mogłem odrzucić oferty.
Bardzo mnie ciekawi, co w ogóle sądzisz o kinie kopanym. Lubisz ten gatunek?
O tak, bardzo lubię, ale przyznaję, że od jakichś dziesięciu lat nie miałem z nim do czynienia. Namiętnie oglądałem filmowe bijatyki, jak miałem ze dwadzieścia, trzydzieści lat. Zbliżyliśmy się do siebie podczas pracy nad serialem z uwagi na naszą miłość do filmów Johna Woo czy Jackiego Chana. Pozwoliło nam to nawiązać więź. Jesteśmy wielkimi fanami kina kopanego z Hongkongu.
Czytaj także: Daniel Wu o 2. sezonie Into the Badlands - nasz wywiad
A pamiętasz, który film ci się wyjątkowo podobał? Jest jakiś ulubiony?
O Boże! [śmiech] Uwielbiam Jui kuen. Kurczę, jak się nazywał ten świetny film... Z tą sceną, gdzie jechali samochodami przez wioskę? Świetne ujęcia, znakomite kino!
Ostatnio Hollywood lubuje się w sztukach walki i tworzy oparte na nich kino akcji. Wychodzi im to?
Jeśli miałbym być cyniczny, powiedziałbym, że to próba stworzenia podróby lukratywnego azjatyckiego produktu. [śmiech]
Możesz na koniec powiedzieć, czego fani z Polski mogą oczekiwać po drugim sezonie?
Czeka ich kupa frajdy. Ten sezon jest większy, szybszy, no i ja w nim jestem! [śmiech]
Źródło: zdjęcie główne: Carlos Serrao/AMC