Sebastian Fabijański w ostatnim czasie pojawił się na ekranach w dwóch filmach - Legion oraz Mowa ptaków. Podczas 44. Festiwalu Polskich Filmów w Gdyni aktor opowiedział o pracy nad tymi produkcjami.  Pamela Jakiel: Jesteś na takim etapie kariery, że zapewne możesz pozwolić sobie na odrzucenie różnych filmowych propozycji, możesz przebierać w rolach. Dlaczego więc zdecydowałeś się zagrać w Legionach? Co urzekło cię w scenariuszu? Sebastian Fabijanski: Urzekł mnie kontrast pomiędzy wojną, patriotyzmem, jakimś rodzajem zrywu a moim bohaterem. Józek jest kompletnie z boku, nie identyfikuje się z walką o niepodległość, czy też w ogóle z jakąkolwiek tożsamością pod tytułem Polska. To jest taki facet, który ma plan: bardzo romantyczny, lecz też bardzo naiwny. I za to go lubię. Jednocześnie Józek jest postacią, która ewoluuje. Szczególnie w kwestii zaangażowania w walkę. Pierwsze „uzbrojenie”, które dostaje, nóż do obierania ziemniaków, zamienia na prawdziwą broń. Czy jego przemiana wynika z wydarzeń, które go spotykają? Myślę, że za to wszystko odpowiadają okoliczności, którym poddany jest ten facet. Kiedy zaczyna z nimi rezonować, objawiają jego prawdziwą naturę. Na początku filmu widzimy w nim nieufnego, nastawionego na atak i obronę wilka, ale z biegiem czasu staje się ciepłym, potrzebującym miłości psem. Jego serce się „rozmiękcza”. I to jest piękne. Wątek miłości wydaje się w filmie nieco przewidywalny. Jednak wam, odtwórcom głównych ról w tym miłosnym trójkącie, udało się aktorsko uwiarygodnić owe postaci. Zastanawiam się, jak ci się współpracowało z Bartoszem Gelnerem i Wiktorią Wolańską? Na początku nie było to łatwe, ponieważ nie byłem w najlepszym stanie po śmierci ojca. Psychicznie był to dla mnie bardzo ciężki czas. Na szczęście akurat wtedy kręciliśmy początkowe sceny, w których Józek jest rzeczonym wilkiem, nieufnym i przestraszonym. I ja wtedy też taki byłem. Nie potrafiłem otworzyć się na ludzi, zamykałem się w kamperze i nie miałem ochoty do nikogo wychodzić. Równowagę, ukojenie próbowałam odnaleźć w samotności. Kiedy jednak emocje związane z tym, co się działo w moim życiu, zaczynały opadać, stopniowo zaczynałem się otwierać. To ciekawe, ponieważ ludzi dopuściłem do siebie równolegle z moim bohaterem. Na początku atmosfera na planie była napięta. W końcu jednak zaszło we mnie coś takiego, że ludzie zaczęli mówić: kompletnie inny człowiek. I w tym momencie moje relacje z kolegami z planu są bardzo dobre. Obsadzenie w głównych rolach ciebie i Bartosza Gelnera można uznać za dobry, lecz nieoczywisty wybór – bywa przecież często, że filmy historyczne i ukazana w nich wizja historii są „zawłaszczane” przez „prawą” stronę. Ten film, także przez wybór obsadowy, wydaje się być jednak jednoczący. Absolutnie tak. Scena wymiany orzełków drużyniaków i strzelców jest po prostu takim symbolem. Nieważne, kto jest drużyniakiem, a kto strzelcem. Tak naprawdę wszyscy żyjemy po to samo - po to, aby było dobrze. Gdy walczymy o wolność i niepodległość, powinien nam przyświecać jakiś rodzaj zjednoczenia. Nieważne, jaki kto ma światopogląd. Ważne, żeby rozmawiać, a nie się ciągle boksować. I to jest refleksja też na temat tego, co się dzisiaj dzieje w ogóle.
Foto: Jacek Piotrowski/Picaresque
Owszem, dodatkowo też ten film skłania do refleksji nad patriotyzmem. Czym dla ciebie jest patriotyzm? Nie wiem, czym dla mnie jest patriotyzm. Wiem za to, czym nie chcę, żeby był, a co notorycznie dostrzegam - że patriotyzm jest jakimś rodzajem produktu, używanym do poszczególnych celów. Tak na dobrą sprawę myślę, że patriotyzm jest poczuciem przynależności, a także jedności z regionem, ziemią, ludźmi oraz historią. Ale bez skrajności. Mam problem, kiedy ktoś mówi „na pewno”. W refleksji na temat „na pewno” nie ma dialogu. Nie wpuszczamy tam jakiejkolwiek wątpliwości, a ja jednak jestem raczej z tych, którzy notorycznie podważają. Kwestionują rzeczywistość… Tak, dlatego myślę, że warto to robić nadal. I tak bez konserwatywnych myśli powinniśmy, moim zdaniem, funkcjonować na świecie. A jaka jest idea Legionów? Myślę, że ten film każe nam dostrzec, iż nawet w tak bardzo ciężkich okolicznościach, jakimi są wojna i poczucie zagrożenia, strach warto dzielić z innymi ludźmi. Nie żyć w samotności, nie odcinać się, nie indywidualizować. Czyli przesłanie tego filmu jest jednoczące? Tak, tak. Moim zdaniem piękna jest historia człowieka, który z nieufnego wilka staje się ciepłym, potrzebującym miłości psem. I myślę, że to jest także odniesienie do współczesności. Ludzie teraz tak bardzo się indywidualizują, króluje kult ego. Uważam, że powinniśmy bardziej dostrzegać siebie nawzajem. Ta kwestia wiąże się też z tym, do kogo film jest adresowany. Wbrew pozorom chyba nie tylko dla młodzieży szkolnej, która z klasą pójdzie na seans? Nie wydaje mi się. Myślę, że pod uwagę brany jest bardzo szeroki odbiorca. Ludzie idą do kina raczej po to, żeby się wzruszać. Chodzą też po rozrywkę i strach. Żeby się bać nawet, martwić o losy bohaterów. Martwią się o nich szczególnie podczas scen batalistycznych. Mógłbyś przybliżyć, jak wyglądają kulisty takich scen? To są w zasadzie bardzo nudne, żmudne sceny. Wymagają wielkiej precyzji, bardzo rzetelnego przygotowania przed ujęciem, wielu prób. A potem maksymalnej koncentracji, także ze względu na bezpieczeństwo. Bieganie pośród wybuchów, takich naprawdę potężnych wybuchów, to nie są najbezpieczniejsze zajęcia dla ludzi. Ale kaskaderzy byli na planie? Oczywiście, tylko że my staraliśmy się jednak większość scen odgrywać sami. A czy musiałeś się jakoś specjalnie przygotowywać do Legionów, tak jak to miało miejsce np. w przypadku Kamerdynera, gdzie uczyłeś się zarówno kaszubskiego, jak i jazdy konnej? W przypadku Kamerdynera to fortepian był największym wyzwaniem. Jednakże tego rodzaju przygotowań do Legionów praktycznie nie było. Nie chciałem obarczać się nad wiedzą praktyczną, chociażby dotyczącą tego, jak operowano bronią w tamtych czasach. Wychodząc od faktu, że mój bohater jest kompletnym laikiem w tej dziedzinie, na planie pragnąłem czerpać ze swojego „nieprzygotowania”. Nie była to oczywiście kwestia mojej ignorancji czy nonszalancji ani tym bardziej gwiazdorstwa, lecz świadomy zabieg. Jedyne, czego musiałem się przed filmem nauczyć, a raczej oduczyć, to czytania i pisania, ponieważ mój bohater tego nie potrafi. W jednej ze scen Józek staje oko w oko z wilkiem. Ten moment także wzbudza wiele emocji. Rozumiem, że był to prawdziwy wilk? Tak, to był prawdziwy wilk z Węgier, płci żeńskiej. Rita. Niesamowite spotkanie, jednocześnie przerażające i podniecające, niczym spotkanie ze śmiercią. Z dzikością natury, z jakimś rodzajem nieposkromienia. A czy wolisz grać w produkcjach historycznych, jak Legiony, w których musisz się przenieść do dawnej rzeczywistości, czy w filmach, które bardziej tyczą się teraźniejszości, tak jak Mowa ptaków? Wydaje mi się, że to nie jest żadne uwarunkowanie, liczy się historia i człowiek. Fakt faktem dużo tych historycznych produkcji mam za sobą i może teraz życzyłbym sobie więcej współczesności… A czy podczas pracy nad Mową ptaków odkryłeś w sobie jakieś nowe, wcześniej nieznane, pokłady emocji? Mowa ptaków to film, w którym wszystko było nowe. To doświadczenie z pogranicza życia i śmierci, doświadczenie bycia nad przepaścią, na krawędzi obłędu. Wszystko codziennie było nowe. Dla mnie to był tak niezwykle ciężki projekt, że podczas kręcenia filmu nie byłem w stanie w ogóle jakoś racjonalizować tych emocji - po prostu nimi byłem.
fot. Velvet Spoon
Można więc powiedzieć, że Mowa ptaków była dla ciebie najbardziej wymagającą dotychczas rolą, najlepszą artystycznie? Ze względu na okoliczności na pewno. Myślę, że to jest taki dodatek, wysiłek, rodzaj podarunku artystycznego, którego wcześniej nie miałem okazji z siebie wygenerować. W przypadku Mowy ptaków jest to de facto obnażenie siebie, pokazanie swojej prawdziwej wrażliwości. Ukazanie, do czego „jestem zdolny”. Każdego dnia funkcjonowałem niemalże na krawędzi obłędu, dygotu emocjonalnego. Później, po powrocie ze zdjęć, nie wiedziałem, jak się od tego odkleić. Czyli podczas pracy nad Mową ptaków musiałeś w sobie odnaleźć szaleństwo… Szaleństwo tak, ale i rodzaj jakiegoś wielkiego cierpienia, takiego fundamentalnego, ludzkiego. Weltschmerzu, lecz także frustracji. To było bardzo, bardzo mocne doświadczenie i ów rodzaj balansowania na linie widać w tym filmie. To jest naprawdę na granicy, a mój bohater z Mowy ptaków reprezentuje wszystko to, co ludzie w sobie noszą, lecz tłumią. A on to wszystko ma na wierzchu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj