10. sezon The Walking Dead zadebiutował na Fox. Tradycyjnie spotkaliśmy się z obsadą tej produkcji - choć tym razem wirtualnie - by porozmawiać o tym, co nas czeka i jak może wyglądać zbliżający się finałowy sezon, a także planowany spin off. O swoich przemyśleniach na ten temat opowiadają nam tym razem Seth Gilliam i Ross Marquand.
DAWID MUSZYŃSKI: No to dojechaliście do finału. Gratulacje. Czy to znaczy, że już możecie się rozluźnić i spokojnie czytać scenariusze bez obawy o życie swoich bohaterów?SETH GILLIAM: System zmienił się jakiś czas temu - o swojej śmierci nie dowiadujemy się już ze scenariusza. Teraz dzwonią z taką informacją kilka tygodni wcześniej. I ten strach nie zniknął. Cały czas nerwowo spoglądam na telefon, gdy dzwoni pewien numer, zastanawiając się, czy to już. Niby to finałowy sezon, ale wiesz, jak jest. Są jeszcze spin-offy, filmy, jeszcze jest sporo do zrobienia.
ROSS MARQUAND: Ja już się rozluźniłem dawno temu. W ciągu pierwszego sezonu byłem bardzo spiętym człowiekiem. Cały czas bałem się, że mnie zabiją i stracę pracę. Pewnego dnia Josh McDermitt wziął mnie na bok i powiedział: „Stary, wyluzuj. Jak się będziesz tak spinał, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Uwierz mi, wiem, co przechodzisz, bo sam tak miałem. Po prostu baw się na planie, czerpiąc z tego, ile się da”. Wziąłem sobie to do serca i bardzo mi to pomogło.
Skoro Seth wspomniał już o spin-offach... Chcielibyście do jakiegoś przeskoczyć po zakończeniu głównej serii?
SETH GILLIAM: Powiem szczerze, jeśli byłoby to ciekawie rozwiązane fabularnie, to nie miałbym nic przeciwko. Jednak chciałbym najpierw dokończyć historię, którą prowadzimy teraz, a nie zniknąć gdzieś w krzakach i pojawić się nagle w którejś z kontynuacji. Zwłaszcza że Garbiel jest bardzo zaangażowany w fabułę i uważam, że ma w niej do odegrania bardzo ważną rolę. Niemniej, gdy to się wszystko skończy, nie chcę wylądować na bezrobociu, więc każdy kolejny projekt pod szyldem The Walking Dead przyjmę z otwartymi ramionami. Niech ta przygoda trwa jak najdłużej.
Z tego, co już miałem okazję zobaczyć, to współpraca Ojca Gabriela i Aarona będzie trudniejsza niż zazwyczaj.
ROSS MARQUAND: To prawda, ale nie ma tu żadnego wbijania sobie noży w plecy. Nasi bohaterzy zostali wysłani na poszukiwanie prowiantu i ta misja nie jest zakończona sukcesem, co powoduje irytację. Chcą dobrze, ale nie są w stanie zlokalizować jedzenia. Presja jest coraz większa, bo ludzie na nich liczą, stąd pojawiają się nerwy i kłótnie. A jak wiemy, w złości robi i mówi się rzeczy, których później się bardzo żałuje.
Jak myślicie, o czym jest ten serial, gdy popatrzymy na niego z perspektywy czasu?
ROSS MARQUAND: O ludzkości i o tym, w którą stronę się zwrócimy, gdy obecny ład zostanie obalony. Jakie wartości zostaną i będą przez ludzi kultywowane? Jak widzimy, może być różnie. Część społeczeństwa może tęsknić za dawnym życiem i stworzy jego namiastkę, jak w przypadku Aleksandrii. Inni skupią się wokół silnego przywódcy i stworzą coś na kształt sekty. Tak było w przypadku Negana czy Szeptaczy. Inni postawią wyłącznie na siebie i nikogo nie będą potrzebować. Gdy świat się wali, ludzie wybierają różne modele - moim zdaniem o tym tak naprawdę jest The Walking Dead. Zabijanie Zombie jest tylko krwawym dodatkiem.
Seth, gdy byłeś w Warszawie, opowiadałeś, że chciałbyś, by to Gabriel pozbawił Negana życia. Nawet dość szczegółowo tę wizję opisałeś. Teraz panowie muszą współpracować…
SETH GILLIAM: To jeszcze może się wydarzyć! Krzywdy nie zostały zapomniane ani wybaczone. Pamiętaj o tym! (śmiech) Ale tak już poważnie mówiąc, to właśnie za te zwroty akcji wszyscy tak bardzo ten serial kochają. Wielu rzeczy nie da się przewidzieć. I oczywiście byłoby fajnie nagrać scenę, o której wtedy opowiadałem, bo Jeffy jest ode mnie wyższy, ale jeśli dla dobra historii scenarzyści wymyślili, że mamy razem współpracować, by przeżyć, to ja w to wchodzę. Dla mnie najważniejsze jest, by opowieść była ciekawa. W innym wypadku nie tylko widzowie stracą zainteresowanie, ale również ja jako aktor, a wtedy już zaczną się poważne problemy.