W trakcie pandemii koreański serial Squid Game był najgłośniejszym hitem Netflixa. Nic w tym dziwnego, miał bowiem wszystko to, co gwarantowało sukces. Pomysł na fabułę i bohaterów intrygował, a akcja miała równe, trzymające w napięciu tempo. Produkcja skutecznie skrytykowała kapitalistyczny system, dyskryminację klasową, konsumpcjonizm oraz lokalne problemy, z czym utożsamiali się nie tylko Koreańczycy. Dzięki temu widzowie nie potrafili oderwać się od ekranów, a oglądalność biła spektakularne rekordy. Jeszcze większą popularność serialowi przyniosły media społecznościowe, ze szczególnym uwzględnieniem TikToka oraz YouTube'a. Influencerzy próbowali przenieść tytułową rywalizację do prawdziwego życia. Przebrani w zielone dresy grali w "Czerwone, zielone", piekli ciasteczka albo tworzyli podobny świat w Robloksie i innych grach wideo. Netflix nie mógł tego zbagatelizować!

Zawsze pod górkę

Platforma Netflix z pewnością zainspirowała się twórcami internetowymi, którzy próbowali odtworzyć gry z serialu. Tylko czy streamerowi wypadało zrobić coś tak nieetycznego? Znaczna część osób krytykowała pomysł, określając go próbą monetyzowania ludzkiej tragedii.  Mimo że program przekraczał moralne granice, zgłosiło się do niego mnóstwo chętnych – mowa o setkach tysięcy osób! Ostatecznie, tak jak w oryginale, udział w nim wzięło 456. To dość problematyczna liczba – zarówno pod względem zapewnienia odpowiednich warunków na planie, jak i realizacji samej idei reality show. A warunki podobno były niezbyt ciekawe – szczególnie podczas nagrywania pierwszej konkurencji ze słynną lalką. Zdjęcia do programu były realizowane przez wiele godzin na terenie dawnej bazy Królewskich Sił Powietrznych w Bedford, gdzie panowały niskie temperatury. Gracze, ubrani jedynie w zielony dres oraz koszulkę z krótkim rękawem, bardzo zmarzli. Nie otrzymali żadnego posiłku ani wody Niektórzy uczestnicy zapadli w hipotermię, a trzech z nich przewieziono do szpitala. Gracze złożyli już pozew zbiorowy przeciwko organizatorom. 
fot. Netflix
Jednak kontrowersyjne pogłoski nie zniechęciły mnie do sprawdzenia, czy Squid Game: Wyzwanie będzie chociaż niezobowiązującą, ale przyjemną rozrywką. Muszę przyznać, że pierwsze odcinki były całkiem obiecujące. Scenografia imponowała zdumiewającym podobieństwem do oryginału, podobnie jak dynamiczny montaż! Niestety później było tylko gorzej. Program stał się po prostu nudnym konkursem. Konkursem – dodajmy – w którym stawką nie były już pieniądze (4,56 miliona dolarów!), a sympatia innych uczestników.   

Squid Game: Wyzwanie – konkurs popularności

Twórcy musieli zmienić stawkę gry, którą przecież nie mogło być życie. Wprowadzono zatem testy eliminacyjne, podczas których gracze stawali przed decyzją skutkującą wyrzuceniem przeciwnika za drzwi. Groźba śmierci została zastąpiona próbą zdobycia czyjejś przychylności. Jaki był skutek? Wszyscy, którzy zyskali swoje 5 minut w pierwszych odcinkach, szybko odpadli. Choć początkowo eliminacje były ciekawe (np. gracz miał zaledwie parę minut na odnalezienie kogoś, kto przejmie za niego słuchawkę telefonu), z czasem stały się powtarzalne, a mnie kompletnie przestał obchodzić fakt, że ktoś zostanie wyeliminowany. Po co kibicować komuś, kogo kamera pokazała dopiero w szóstym odcinku? I tak najpewniej odpadnie.  Nie zrozumcie mnie źle, oryginalne Squid Game również skupiało się na budowaniu relacji między graczami oraz emocjonalnych scenach, ale jednak nikt nie wyznawał sobie miłości w każdej konkurencji. W programie interakcje graczy są wręcz melodramatyczne. Sztucznością zalatują wypowiedzi uczestników, które często zajmują aż połowę odcinków. Momentami przypominają wstawki z Trudnych Spraw albo pseudomądre przemówienia z filmów Disney Channel. Opowieści graczy utwierdziły mnie w przekonaniu, że do programów telewizyjnych mogą dostać się wyłącznie ci, którzy przedstawią najsmutniejsze historie. 
fot. Netflix
Nadzieję straciłam dopiero przy grze w kulki, w której uczestnicy zawzięcie walczyli o netfliksowego Oscara za odgrywanie relacji między sobą. Korzystnie wypadł jedynie duet syna z matką – najpewniej tylko dlatego, że w przeciwieństwie do innych osób znali się poza programem. Poza nimi na pierwszy plan weszły dziecinne kłótnie oraz krokodyle łzy. Nie sposób było zaangażować się w fałszywy dramat dwóch kolegów, którzy musieli między sobą rywalizować. Najbardziej emocjonalna konkurencja w oryginale doczekała się swojej marnej parodii.  Gracze nie byli zapadającymi w pamięć osobistościami. Poza finałową trójką oraz wcześniej wspomnianym duetem kojarzę jedynie parę twarzy, ale nie pamiętam już ich numerów czy imion. Być może zawinili tu montażyści, którzy zamiast pokazywać nam osoby, które ostatecznie daleko zaszły w programie, skupili się na innych smutnych historyjkach. Niemniej liczba uczestników stała się największą przeszkodą, której Netflix nie pokonał. Nie poradził sobie również z dynamiką programu, który jest po prostu strasznie nudny. 

Squid Game: Wyzwanie i emocje jak na grzybach

Squid Game nie był interesujący tylko ze względu na "kwestię życia i śmierci". To pomysł wplecenia w fabułę koreańskich gier dla dzieci był nowością, której do tej pory nie widzieliśmy w dystopiach. W programie – poza wcześniej wspomnianymi testami – niespodzianek było niewiele. Aby dobić do 10 odcinków, odbywały się eliminacje, które z każdą minutą traciły na świeżości, a w pewnym momencie zaczęły irytować.
fot. Netflix
Muszę przyznać, że twórcom udała się jedna konkurencja. Gra w statki, która zastąpiła przeciąganie liny, została zrealizowana najciekawiej. Tego samego nie możemy powiedzieć o ostatniej grze – Papier, kamień, nożyce. Wyobraźcie sobie dwóch finalistów, którzy grają w to przez pół godziny, aby jedno z nich w końcu wyciągnęło prawidłowy klucz i otworzyło sejf z główną nagrodą. Szczerze ucieszyłam się, gdy Mai udało się go otworzyć i tym samym zakończyć te katusze. Telenowela dobiegła końca. Chociaż niekoniecznie... Netflix zobaczył spływające dolary i teraz pędzi nagrywać drugi sezon. 

A komu to potrzebne?

Prawda jest taka, że wielu widzów (a na pewno mnie) przyciągnęła ciekawość. Squid Game: Wyzwanie osiągnęło planowany sukces przez zwykłe zainteresowanie osób, które natknęły się na internetowe próby ożywienia ikonicznych gier. Jednak duża część widowni spodziewała się większej intensywności, a może i nawet podobnej problematyki jak w serialu. Patrząc na dotychczasowe oceny internautów, większość raczej nie wróci po kolejną dawkę randomowych ludzi, którzy walczą o uwagę kamery.   Squid Game: Wyzwanie jest kiczowatą produkcją, w której nie brakuje sztucznych uśmiechów i miałkich wypowiedzi. Lepiej zaczekać na 2. sezon oryginalnego serialu. Po kolejną edycję programu już nie sięgnę, ale dostrzegam szansę na posprzątanie tego bałaganu. Skoro już ma powstać kontynuacja, twórcy powinni skupić się na elemencie świeżości i skoncentrować się bardziej na grach, a nie melodramatach uczestników. Statki wyszły całkiem dobrze – może następnym razem będzie Chińczyk?

Netflix - azjatyckie seriale i filmy

Nie tylko Squid Game warto nadrobić na Netfliksie.
fot. Materiały Prasowe
+44 więcej

 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj