Sztama z kinem, PRO8L3M ze światem
W filmie dokumentalnym Pocztówki z republiki absurdu w reżyserii Jana Holoubka głos Krystyny Czubówny przybliża nam złowieszczą rzeczywistość alternatywnego roku 2014, w której komunizm w Polsce nigdy nie upadł. Dwoje Szwedów przemierza Warszawę i trafia na nielegalny koncert antysystemowej formacji Problem, w tym świecie bez nazwy zakodowanej cyframi. Zaczyna się.
Na scenę wchodzi dwóch groźnie wyglądających chłopaków w kominiarkach: Dj Steez i Oskar. Rapują o Ryszardzie Siwcu, którego akt samopodpalenia wstrząsnął krajem w 1968 roku. To jednak wcale nie jest pierwsza filmowa antyutopia, z którą przyszło się zmierzyć PRO8L3MOWI. Mieli do tego celu dwa narzędzia: uliczne charakterniactwo i całkiem sporą erudycję filmową. Tym zresztą stoi ich cała twórczość.
PRO8L3M więc niejako sam napisał sobie popularność jeszcze zanim to się tak naprawdę stało. Poznaje się ich różnymi kanałami. To był rok 2013, siedzieliśmy z przyjaciółmi na zamglonym dymem papierosowym kwadracie, w salonie otoczonym kablami z kilku konsol do grania. Rzeczywistość nieco żabkowała, impreza zmierzała do finiszu i pomału należało się zbierać domu, aby nie zmienić się w żart sytuacyjny. Od drinka do drinka, od ściany do ściany, w powietrzu unosił się zapach przepoconych koszulek i szuwaksu. Bardzo dobry przyjaciel, który zresztą później zabrał mnie na koncert PR08L3MU, szturchnął mnie w ramię i dodał: „to ci opór podejdzie, bardzo filmowe”. Projektor wyświetlił na ścianie teledysk, w którym raper w kominiarce z rzadko spotykaną na polskiej scenie hip-hopowej barwą głosu (coś pomiędzy awanturnikiem odszczekującym ze wzgardą szkolnej pani pedagog a zapowiedzią dostania w czerep na przystanku autobusowym) rozwija teorię spiskową o możnych i wpływowych tego świata. I włożyłbym to między zwyczajną popisówę, gdyby nie prezentacja za jego plecami. Sceny z Inwazji porywaczy ciał w groteskowy, a nawet agresywny sposób wiły się z kadrami filmów propagandowych oraz kronikami ze wszelkich upadków ludzkości. Migały też fragmenty z machającymi rękoma teleewangelistami oraz absurdalne reklamy nikomu niepotrzebnych produktów, z których kpił już Tyler Durden w Fight Clubie.
Dużo filmów z Pacino
Debiutancki minialbum C30-C39 jest najmniej filmowy w ich dorobku, bo nawiązania opierają się raczej na odtworzenia klimatu różnych tekstów kultury, które wpłynęły na poszczególne materiały, a nie cytatach. Wspomniana Opowieść o Tobie jest więc bliska duszności filmu 1984, głównie brytyjskiej wersji z John Hurt. Mimo wszystko płyta jest osobistą deklaracją światopoglądową i estetyczną formacji. Ich uniwersum składać się będzie od tego momentu z niebezpieczeństwa, strachu przed kontrolą oraz inwigilacją, chwilowego szczęścia (objawia się ono choćby w neonowo-samochodowym kawałku Kickdown; cokolwiek Oskar powie, nie uwierzę, że nie został napisany po obejrzeniu Drive), który jest tylko pozornym oddechem od rozróby. Są też i satyryczne fragmenty, bijące do lamusiarskiego wodolejstwa:
Ma kozacki plan na włam, z tego będzie szmal, na bank, zrobi to jutro sam, od trzech lat bez zmian. Się szponci: Yy, ile do tego klubu jest wjazd? 5 blach? Nie miałbyś pożyczyć piątki?. W grę wchodzą dziwki i kasyno, narkotyki, klamki, wyłudzenia i dużo filmów z Pacino…
W teledysku do Tori Black ta fasada szczęścia jest wyczuwalna dzięki dysonansowi między tym, co w warstwie lirycznej, a tym, co na ekranie. Słyszymy spowiedź mężczyzny, który chwali się, że uwielbia łatwy seks, agresywne kobiety, płaskie brzuszki i wszystko to, co znajdziemy w zakładkach na RedTube. Większy niepokój wywołuje jednak teledysk, w którym dwie dziewczyny – niczym bohaterki Spring Breakers – doszczętnie niszczą mieszkanie głównego bohatera. Na końcu, śmiejąc się obłędnie i trzymając w dłoniach kije bejsbolowe, palą jego samochód.
Wielki Szu i Oliver Stone
Konceptualny mixtape z 2014 zatytułowany Art Brut Mixtape to mroczna, gangsterska opowieść o wielkich sukcesach i bolesnym upadku (co zresztą będzie lejtmotywem kolejnej płyty). Czemu ludzie chodzą do kina i oglądają filmy gangsterskie? To wynika z ciekawości i fascynacji. Przecież sami nie jesteśmy żadnymi gangsterami, ale oglądamy takie filmy – tłumaczą w jednym z wywiadów. Steez dorzucił więc do sampli wyjętych z rodzimej muzyki pop z lat 80. monologi z filmów, na przykład Wielki Szu oraz Sztos, zwykle jako ilustracje relacji z femme fatale lub odliczania do „na wpół do śmierci”. Scena, w której Eryk grany przez Jan Nowicki jest częstowany kokainą przez Synka (Cezary Pazura) dobrze wprowadza do egzystencjalnej pustki, która bije z większości utworów. Dwóch przegranych facetów, karmiących się złudzeniami. Niby nie chcą wciągać tego szczurka, a jednak pochylają się na cienką kreską. Kiedy Nowicki pyta „dobry towar?” już wiadomo, że skusi się na porcję. Podobnie jak bohater liryczny w Art Brut – od dawna świadomy jest swojego upadku (to pytanie Nowickiego stało się zresztą nazwą wcześniejszego projektu, w którym Oskar i Steez brali udział – właśnie Dobry Towar, do dzisiaj szanowany w środowisku warszawskiego rapu). Szarpie się, wypluwa ze wzgardą obserwacje, kruszy, sentymentalizuje dzieciństwo, wspomina stracone kobiety, liczy pieniądze, traci i zyskuje fejm, cierpi z powodu narkotyczne zjazdów, aby zaraz w wpaść w imprezową euforię. I umiera. Kilkukrotnie.
Jest też ważenie samar z koksem, spotykanie na ulicy swoich eks, wspominanie kompanów, którzy odeszli, a także marzenia o szastaniu stówkami. Mimo nieustannego wrażenia filmowości, czuć w tym historie, które komuś przydarzyły się naprawdę, bo nie brzmią, jak chwalipięctwo, lecz jak spowiedź. Może dlatego muzycy całkiem późno zdecydowali się na ukazanie swoich twarzy w oficjalnych materiałach prasowych. Absolutnym mistrzostwem wyczucia kinematografii jest jednak inny kawałek.
- 1 (current)
- 2
Źródło: zdjęcie główne: fot. Piotr Pytel